KS. ROBERT SKRZYPCZAK
(...) Gdy chodzi o trud formacji do kapłaństwa, lubił powtarzać, że „tylko wielcy ludzie mogą formować innych wielkich ludzi”. Gdy ich zabraknie, Kościół zasiedlą wiotcy słudzy ołtarza – rzemieślnicy kulturalnego i moralnego minimalizmu. Według Rosminiego nauka Kościoła brzmi w uszach wiernych sucho i schematycznie, tracąc na sile przyciągania i mocy formowania, zaś kaznodzieje przemawiają tak, „jakby mieli lód na ustach, i zamiast gorących promieni obsypują słuchaczy szronem”. Kościół potrzebuje pasterzy, którzy byliby świadomi ogromu swej misji, do głębi ogarnięci i przejęci wyczuciem Słowa. (...) Mimo że sam Papież wielokrotnie wyrażał Rosminiemu swą przyjaźń i uznanie, rozchodziły się o nim coraz to smutniejsze plotki i opinie. Mówiono, że jest „wielkim obłudnikiem, raną na Kościele, komunistą”, i że w jego książkach „nie ma nigdzie imienia Jezusa Chrystusa”, co, oczywiście, nie odpowiadało prawdzie. On jednak, choć bólem przeszywał mu serce sposób, w jaki został relegowany z otoczenia papieskiego i obłożony sentencją potępienia, gniewem reagował na krytyków jego postawy uległości względem Papieża. Za kryterium rozeznawania sytuacji uznawał nie ludzkie opinie, ale decyzję naszego Pana, by w Piotrze umieścić autorytet swego namiestnika na ziemi.