AUGUSTYN PELANOWSKI OSPPE Dom w Bogu. Medytacje na temat Księgi Tobiasza
Paganini, Kraków 2012, ss. 208.
Książka nie jest tylko medytacją nad Księgą Tobiasza. W jej świetle o. Pelanowski medytuje także nad swoim życiem. W Tobiaszach odkrył znaczenie osobistych przeżyć, począwszy od relacji w rodzinie (zwłaszcza z gniewliwym ojcem), aż po odniesienie do Boga. Ostatecznie doszedł do przekonania, że dom znajduje się w Bogu, który jest Ojcem. W Nim widzi potęgę, ale także serce „pełne ciepła i pragnienia przytulenia nas”. Życie natomiast odczytuje jako wędrówkę podobną do drogi Tobiasza, który spotkał na niej anioła. „Bóg – jak jednak komentuje autor – posyła do nas często osoby, które nie noszą skrzydeł, ale uskrzydlają nasze pragnienia”. Początkiem dobrej drogi do Boga i do samego siebie jest słuchanie. Następne jest przyjrzenie się własnym uzdolnieniom i pragnieniom, ale nie marzeniom, gdyż te są zazwyczaj płytkie. Zauważać też trzeba porażki i załamania. Wszystko to należy „zapisać”, czyli przyjąć całe swoje życie. Dużą pomocą w medytacji są wyjaśnienia symboliki Księgi Tobiasza, począwszy od imion, aż po znak ryby (znak ujawnionego lęku), serca (przestrzeń myślenia), żółci (zgorzkniałe uczucia, gniew, złość) i wątroby (sumienie i to, co jest dla człowieka największym zmartwieniem). Zdaniem o. Augustyna Pelanowskiego w życiu chodzi o „wydobycie serca” (Tobiasz złowił rybę, zabił ją i wyjął z niej serce). Nie jest to łatwe, gdyż może być okryte cieniem lęku (bielmo, które spadło na oczy Tobiasza) przed tym, co Bóg myśli o człowieku. Człowiek, dostrzegając tylko swoje grzechy, błędy, niedojrzałości, może stawiać opór wobec ujawnienia prawdy. Jednak przychodząc z tym wszystkim do Jezusa, posłańca od Ojca, może odkryć wobec siebie miłość, która przywraca wolność i radość. Odmienia ona serce człowieka i pozwala również w drugim widzieć syna Bożego, a nie diabła. A to przeżył młodszy Tobiasz.
kp
FRANCESCA AMBROGETTI, SERGIO RUBIN Jezuita. Papież Franciszek. Wywiad rzeka z Jorge Bergoglio
tłum. Agnieszka Fijałkowska-Żydok
Dom Wydawniczy „Rafael”
Kraków 2013, ss. 224.
Fascynacja papieżem Franciszkiem, która udziela się światowym mediom, z pewnością raduje chrześcijan. Pochodzenie tego fenomenu można zrozumieć, wchodząc w lekturę rozmowy z o. Bergoglio. Książka powstawała prawie trzy lata, a każda jej strona zachwyca szczerością, bezpośredniością i prostotą Kardynała. Poznajemy Papieża, który ujawnia nie tylko swój życiorys, ale także sposób myślenia, patrzenia na wiele spraw ważnych, światowych, ale też – wcale nie mniej ważnych – dotyczących codziennego życia. Bergoglio opowiada o swoich korzeniach, opisując historię rodu włoskich emigrantów (podróż za chlebem do Argentyny, finansowe wzloty i upadki członków rodziny), wskazując na moralny kościec dany mu w rodzinie (ojciec Kardynała, mimo finansowego powodzenia, nakłonił go do podjęcia pracy zarobkowej w wieku 13 lat; dzieci słuchały opery w radio z mamą, która wyjaśniała im libretto). O. Jorge wskazuje na wartość cierpienia, bo ono uczy odróżniać rzeczy ważne od drugorzędnych. Sam, gdy miał 21 lat, przeszedł skomplikowaną operację płuc. „W ten sposób naśladujesz Jezusa” – usłyszał od zakonnicy, gdy ból przekraczał jego siły. Po spowiedzi u księdza, który emanował uduchowieniem, Bergoglio odczuł moc Bożego miłosierdzia i wezwania do kapłaństwa. Surowo ocenia siebie w relacji wobec innych. Dlatego codziennie rano modli się gorąco o to, by umiał okazywać miłosierdzie i być wyrozumiały. Z książki można się dowiedzieć o wielu ważnych dla pytanego sprawach, m.in. co znaczy jego zawołanie biskupie: Miserando atque eligendo, dlaczego nazywano go Carucha, co myśli o edukacji szkolnej, kim był jako „Jorge Wspaniały”, co oznacza podążanie drogą cierpliwości, a także zrozumieć, dlaczego jego babcia Rosa w upalny dzień zeszła ze statku w płaszczu z kołnierzem z lisa. Wywiad pozwala stwierdzić, że Papieżem jest człowiek, który kocha Kościół i widzi potrzebę jego przemiany, ciągłego nawracania się. Bergoglio dostrzega, że wielokrotnie „nie głosi się kerygmatu, a od razu przechodzi się do katechezy, a najlepiej do dziedziny moralności”. Na pytanie, jak przedstawiłby siebie ludziom, którzy go nie znają, odpowiada: „Jestem Jorge Bergoglio, ksiądz. Lubię być księdzem”.
ank
GRZEGORZ RYŚ Stało się Słowo
W drodze
Poznań 2012, ss. 88.
Nie tylko dzieci chciałyby częściej niż raz w roku przeżywać Boże Narodzenie, nawet gdyby poprzedzone to było kolejnymi tygodniami nużącego oczekiwania. Oczekiwanie na przyjście Pana, charakterystyczne dla czasu Adwentu, to – zdaniem bp. G. Rysia – znak dojrzałości chrześcijanina. Natomiast człowiek wątpiący spodziewa się zawsze najgorszego. Czuje przerażenie nawet wówczas, gdy kometa ma spaść na ziemię daleko od niego. Dla takiego lęk zajmuje szczególne miejsce, bo nawet przyjście Jezusa oznacza koniec. Wprost dziecięce oczekiwanie zrodziło się w sercu króla Zygmunta Starego, który polecił wybudować kaplicę zwaną później od jego imienia. Tam miała być odprawiana przez cały rok Msza roratnia. Biskup przyznaje, że król miał sporo racji, gdyż liturgia nie jest celebracją wydarzeń z przeszłości, ale ma „wyzwolić w człowieku oczekiwania (...). Człowiek, który nie oczekuje czegoś szczególnego od Boga w przyszłości, zapewne już teraz w Niego nie wierzy”. A w jakich okolicznościach wyzwala się takiego rodzaju pragnienie? „Pozwólmy słowu nas odszukać (...), ono chce do nas trafić, ma wrogów wokół nas i w nas samych” – powtarzał G. Ryś, jeszcze jako rektor krakowskiego seminarium duchownego, podczas rekolekcji adwentowych u dominikanów w Krakowie. Z nich zrodziła się prezentowana książka. Zdaniem kaznodziei wrogie są te osoby i wydarzenia, które w słuchającym słowa Bożego wyzwalają pragnienie sprawdzania wiarygodności Boga w tym, co mówi, zwłaszcza na temat miłości. Często w zasięgu ręki znajdzie się ktoś, kto doświadcza cierpienia, samotności, odrzucenia i obarcza tym innych w formie zarzutu, że to niesprawiedliwość Boża. Niekiedy osobiste próby poradzenia sobie z problemami kończą się fiaskiem. Ma to miejsce wówczas, gdy człowiek sam chce przezwyciężać zło w sobie i w otoczeniu. Tymczasem lepiej, gdy uzna się za paralityka. „A może – pyta rekolekcjonista – (...) powinniśmy modlić się do Boga o człowieka, który by nas zaniósł do Chrystusa?”. Zasadne jest takie pytanie, gdyż, będąc przykutym do łoża słabości, można jedynie marzyć o ideałach dalekich od realizacji. Przy tej okazji G. Ryś wskazuje na te posługi Kościoła, które polegają na poszukiwaniu paralityków i przynoszeniu ich do Chrystusa.
kp
CATHERINE DOHERTY Fragmenty mojego życia
tłum. Irma Zaleska
Wydawnictwo Karmelitów Bosych
Kraków 2013, ss. 368.
To nie są „zwykłe” wspomnienia. Raczej historia zbawienia, jaką dzieli się założycielka Madonna House, wciąż słabo jeszcze u nas znana, choć od opublikowania pierwszego polskiego wydania jej Pustyni – fascynującej publikacji o spotykaniu Boga i człowieka – minęło ponad 20 lat. W lekturę znakomicie wprowadza zamieszczona w książce obszerniejsza Przedmowa tłumaczki. Opowieść toczy się wartko: widzimy roześmiane oczy szczęśliwego dziecka, metafizyczne pytania, zaciekawienie światem, spotykanie Boga w „obowiązku chwili”. Potem dramatyczne opisy frontu I wojny światowej, gdzie autorka służyła jako młodziutka pielęgniarka, i widmo śmierci głodowej. Później C. Doherty przytacza parę detali „barbarzyństwa na tle błękitnego, hiszpańskiego nieba”, i bombardowanej w 1939 roku Warszawy, nie znajdując jednak słów, by oddać to, co działo się w głębi jej serca i duszy. Po wojennych przeżyciach wiele spraw w jej oczach zmalało lub przestały być w ogóle ważne. A kiełkowało i rozwijało się w niej, od początku, powołanie do ubogiego, nazaretańskiego życia. Kiedy pojawiło się przynaglenie, by w czasach Wielkiego Kryzysu rzucić lukratywną posadę, została nędzarką Toronto. Karmiła ubogich modlitwą i żebraniną. Niektórzy księża pytali, dlaczego zadaje się z tą „hołotą”. Jej apostolska misja, absolutne novum w tamtych czasach, spotykała się z zajadłym sprzeciwem. Rozumiał ją i wspierał w chwilach niezrozumienia i prześladowań miejscowy arcybiskup, ale to, wobec intryg i kłamstw, nie wystarczyło. „Wszystko – jak zapisała – co Bóg zbudował moimi rękoma, leżało w gruzach. Tylko moja wiara przetrwała i jej korzenie wrosły jeszcze głębiej w ziemię”. Potem był Harlem, paradoks „życia w niebie pośród piekła”. Powołanie, by żyć jako „pustynnik”, okazało się życiem na targowisku, a najcięższym krzyżem – sprzeciw, wręcz fizyczna agresja ze strony katolików i ciężkie przeprawy Catherine z księżmi, którym wprost mówiła, że ze swoim rasizmem idą na kompromis z Ewangelią. Takie były doświadczenia osób, które wtedy wprowadzały w życie nauczanie Kościoła na temat sprawiedliwości społecznej. Bóg krok po kroku wskazywał Catherine potrzeby Kościoła. Nasłuchiwanie Jego woli we własnym sercu doprowadziło tę prawą, energiczną kobietę o dziecięcej wierze do założenia wspólnoty osób konsekrowanych i świeckich Madonna House w Combermere w Kanadzie, która dla wielu stała się miejscem odnalezienia wiary i nadziei. Dzięki zwyczajności i gościnności tego domu, prostemu, codziennemu życiu w rytmie modlitwy wielu księży odzyskało świeżość powołania i nie uległo pokusie porzucenia kapłaństwa. Doherty, której proces beatyfikacyjny jest w toku, zawsze miała niezwykłą wrażliwość na duchownych, wyczucie ich problemów, a także ogromne, gotowe na cierpienie, umiłowanie Kościoła.
af
ANDRZEJ DERDZIUK OFMCap Mądrość spotkania. Kierownictwo duchowe bł. Jana Pawła II wobec Wandy Półtawskiej
Edycja Świętego Pawła
Częstochowa 2011, ss. 106.
W 2009 r. ukazały się Beskidzkie rekolekcje. Dzieje przyjaźni księdza Karola Wojtyły z rodziną Półtawskich będące zapisem pięknej relacji niezwykłych osób. Książka powstała na wyraźne życzenie Papieża, który polecił prof. Półtawskiej pozostawić w takiej formie świadectwo jej drogi wiary. A. Derdziuk wydobywa z Beskidzkich rekolekcji wskazania dla księdza jako spowiednika i kierownika duchowego oraz wymagania wobec osoby kierowanej. Karol i Wanda ukazują wzór poprawnej relacji duchownego z kobietą. Zadają kłam freudowskim teoriom, że relacja opiera się na libido. Więź emocjonalna między pasterzem i penitentką nie jest konieczna dla dobrego kierownictwa duchowego. Oni otrzymali łaskę pięknej przyjaźni, „która miała za swe spoiwo wiarę i miłość Bożą”. Dzięki temu przez pół wieku rozmawiali z zachwytem o Bogu i o sprawach Kościoła, świata, ludzi oraz mogli „współpracować dla wielkiej sprawy”. Karol Wojtyła/Jan Paweł II stał się dla Wandy Półtawskiej prawdziwie bratem, i tak się do niego wraz z mężem zwracała. Wyraźnie był też ojcem, ukazywał swoją kapłańską postawą ojcostwo Boga. Zawsze „był gotów poświęcać się drugiemu, przyjmując go jako dar”. Łatwo jest księdzu założyć zgraną „paczkę” przyjaciół opartą na naturalnych więzach. Więcej wysiłku, dojrzałości wymaga stworzenie autentycznej wspólnoty ducha. A to jest zadaniem duszpasterza, który przez głoszenie słowa Bożego staje się narzędziem łaski, „pośrednikiem Bożych tajemnic i powiernikiem sumień”. Dobry kierownik nie koncentruje na sobie, nawet gdy jest nietuzinkową osobowością, ale kieruje ku Bogu. Staje się bratem, towarzyszem drogi, ojcem. Dzięki temu penitentka „odkrywa, że ma już inną hierarchię wartości i jest pochłonięta przez sprawy Boże”. „Kapłan winien być człowiekiem Eucharystii”, to zaś wymaga od niego oderwania się od rzeczy świata i od samego siebie. Nie szuka więc ludzi dla zaspokojenia własnych emocjonalnych potrzeb – utulenia w samotności, potrzeby poklasku, akceptacji. Motywem jego wyjścia ku drugiemu jest konieczność dzielenia się tym szczęściem, które sam już odnalazł w Bogu. Dzielenie to zakłada relację trzech podmiotów: kierownika, penitenta i osoby najważniejszej – Ducha Świętego. To On jest Dawcą wiary, nadziei i miłości prowadzących do przyjęcia woli Bożej, do śpiewanego życiem Magnificat.
ank
BRUNO MAGGIONI Bóg wierny historii. Doświadczenie duchowe w Biblii
tłum. Patrycja Mikulska
Wydawnictwo SALWATOR
Kraków 2013, ss. 122.
Znany włoski biblista, którego kolejna książka trafia do rąk polskiego czytelnika, omawia tym razem doświadczenie duchowe na kartach Starego i Nowego Testamentu. Po co sięgamy po Biblię? Po to, by spotkać Boga, by usłyszeć Jego słowo, by w relacji z Nim odnaleźć drogę do drugiego człowieka. Autor stawia sobie za cel nie tyle przedstawienie struktury duchowości biblijnej, ile ukazanie jej „wzrostu, sposobu, w jaki się kształtuje, oraz czynników, które mają wpływ na to, co jest w niej stałe, a co zmienne”. Dla Izraela przekonanie o zbawczej obecności Boga w historii jest zasadą podstawową, a w „jego konkretnym doświadczeniu znajduje się klucz interpretacyjny do całych dziejów”. Pamięć o słowie i o minionych doświadczeniach pozwala odczytywać je na nowo, aktualizować je, jak też otwierać się na przyszłość. „Człowiek biblijny nie tylko wierzy w obecność Boga w historii, lecz także żywi przekonanie, że historia pozostaje otwarta i że jej sens nie został jeszcze całkowicie odsłonięty.” W odniesieniu do struktur doświadczenia duchowego Starego Testamentu autor zwraca też uwagę, że Izrael doświadczył w sposób dramatyczny nieobecności Boga i w ten sposób napotkał Jego tajemnicę. W tajemnicy zbawczego działania Boga występują napięcia – „pewne dialektyczne sprzeczności, które możemy następująco streścić: Bóg jest transcendentny, a jednak uczestniczy w historii; jest głównym bohaterem dziejów, a jednak zależą one od wolności człowieka; jest Panem historii, a jednak istnieje w niej zło; działa dla dobra człowieka, a jednak nie pozwala się człowiekowi zinstrumentalizować”. Patrząc od strony antropologii, B. Maggioni wysuwa jeszcze jeden ważny wniosek: „uznanie panowania Boga nie oznacza dla człowieka utraty sensu, lecz jest tego sensu podstawą. Bóg i człowiek są związani: razem zbawiają i przebaczają”. Doświadczenie duchowe Nowego Testamentu jest głęboko chrystologiczne. Starożytny hymn liturgiczny mówi o Chrystusie, że jest On „obrazem Boga niewidzialnego” (Kol 1,15). „On właśnie – w swojej osobie i swoich dziejach – uczynił niewidzialnego Boga widzialnym i bliskim.” Autor w umiejętny sposób wprowadza czytelnika w doświadczenie Chrystusa, pierwszych uczniów i wspólnot chrześcijańskich. Widać z jednej strony Nowy Testament jako kontynuację doświadczeń Starego Przymierza, z drugiej zaś „nowość” chrześcijaństwa. Stwierdzenie, że „zbawienie jest łaską”, zmienia u samych podstaw „relację z Bogiem, związki między ludźmi oraz ludzi ze światem, a także sposób, w jaki człowiek rozumie sam siebie”. Człowiek czerpiący ze źródeł duchowości biblijnej postrzega swoją egzystencję jako niezasłużony dar, dlatego też może uczynić z siebie bezinteresowny dar dla wszystkich.
tk
ANDRZEJ PÓŁTAWSKI Filozofia dla życia. Rozmawiają Krzysztof Ziemiec i Marek Maciejczak, komentuje Wanda Półtawska
Edycja Świętego Pawła
Częstochowa 2013, ss. 240.
Na okładce zdjęcie twarzy Andrzeja Półtawskiego. Spojrzenie tak mądre, przenikliwe, dobre, dojrzałe, z bagażem doświadczeń, nie do końca pojęte, że przyciąga i niepokoi, zmusza do refleksji. To mąż Wandy Półtawskiej, profesor filozofii, współpracownik Romana Ingardena, przyjaciel Jana Pawła II. Na kwestię bycia mężem sławnej żony Półtawski odpowiada miłością do żony, dobrym humorem, pokorą i poczuciem własnej wartości: „Nigdy nie uważałem się za wielkiego człowieka i niepotrzebne mi to jest do niczego”. Twierdzi też, że dzisiaj świat wymyśla wiele głupstw, które bardzo utrudniają życie i tworzą niepotrzebne problemy, zwłaszcza dla rodzin. „Rodzina homoseksualna jest organem patologicznym.” Filozofia gender to „kontrrzeczywistość, rzeczywistość wirtualna!”. Eutanazja jest zabiciem człowieka, a nie zgodą, by mógł godnie umrzeć. Półtawski stroni od narzekań. Cywilizacja śmierci jest dziś silna, ale to odwieczne zmaganie. Także krytyczne głosy wobec Kościoła nie są niczym nowym. 65 lat po ślubie opowiada z żoną historię ich miłości, wspólnego życia, wychowywania dzieci. Twierdzą, że „przeżyć szczęśliwie całe życie w małżeństwie można tylko w oparciu o łaskę sakramentu”. Wielu wierzących ludzi nie wierzy jednak w siłę sakramentów, w działanie łaski, stąd nieszczęśliwe małżeństwa i rozwody. „Miłość to jest myślenie dobrze o drugim, staranie się o jego dobro”, to nie tylko kwestia uczuć, stanu emocjonalnego, ale też rozumu, wyborów. Chodzi również o częstsze przyznanie: „moja wina”, zamiast wytykanie: „twoja wina” (mówił o tym do rodzin Karol Wojtyła). To dobry przepis dla małżeństw i innych wspólnot. Skoro Bóg jest miłością, a otwartość na Boga leży w ludzkiej naturze, miłość wyznacza drogę człowieka i ma on „być darem dla swoich bliskich”. Ma działać i rozwijać się moralnie, aby być szczęśliwym. Półtawski podpowiada: „Dobre życie jest trudne, ale niestaranie się o nie jest beznadziejne”. Poza tym „mamy prawo i obowiązek nadziei”.
ank
ANDRÉ DAIGNEAULT Kryzys wieku średniego. Nasza życiowa szansa
tłum. Marie Cofta
Wydawnictwo Św. Wojciecha
Poznań 2012, s. 128.
Kryzys wieku średniego ma swoje szczególne i zasadnicze znaczenie w procesie dojrzewania człowieka do pełni Chrystusa, do tego, aby „stać się świętym, stać się całkowicie sobą” (T. Merton). Tę niełatwą problematykę podejmuje w swej książce ks. André Daigneault. Według niego kryzys wieku średniego, który przypada pomiędzy 35. a 55. rokiem życia, wcześniej u kobiet niż u mężczyzn, charakteryzuje się brakiem zgody na starzenie się, odrzuceniem odpowiedzialności za podjęte wcześniej decyzje, zakwestionowaniem wierności zasadom, które jeszcze wczoraj kształtowały życie osobiste, małżeńskie i społeczne. Tęskniąc za minionym czasem, czterdziestolatkowie ubierają się jak młodzież i rzucają się w wir świata rozrywki, po to tylko, aby upudrować oznaki upływającego czasu, który niechybnie dąży do starości. Obserwując to zjawisko, autor stawia jednocześnie pytanie: jak twórczo wyjść z tego kryzysu, aby mógł on przynieść owoce większej dojrzałości. W odpowiedzi stwierdza, że wsparcie psychologiczne w tym przypadku nie wystarcza, ponieważ w grę wchodzi tu przede wszystkim pytanie o sens życia. Dlatego A. Daigneault osobom dotkniętym kryzysem proponuje, aby weszły na drogę towarzyszenia duchowego, którego głównym zadaniem jest pielgrzymka w głąb siebie, podróż do własnego serca. Podążając w tę wewnętrzną podróż, podejmujemy ryzyko dostrzeżenia, jak rozmywają się nasze projekty, jak gubimy nadzieje i marzenia. Odkrywamy ciemne strony naszej osobowości, ciężar nierozwiązanych problemów „zepchniętych do grobowca naszego dzieciństwa”. Autor uważa, że poszukiwanie prawdy i bycie szczerym w tej wewnętrznej pielgrzymce otwiera drogę do tego, by Bóg nas oczyścił przez modlitwę i ciszę oraz rozpoczął dzieło ogołacania naszego życia, aż do momentu, kiedy w swojej istocie staniemy się przezroczyści i dostrzeżemy głęboko osadzony w nas egocentryzm. Wedle A. Daigneault do wewnętrznego pokoju człowiek dociera jedynie przez zawierzenie Bogu i ogołocenie, które jest zgodą na stratę tego, co do tej pory było złudnym punktem oparcia i bezpieczeństwa (dom, rodzice, małżeństwo, praca, sukces). Dla autora pielgrzymka w głąb siebie prowadzi do świątyni ukrytej wewnątrz nas samych, w której otrzymujemy pokój. „Owym krajem głębi serca, wewnątrz którego nasze skorupy zostaną nagle roztrzaskane, a nasze maski zerwane, jest serce Boga. Kiedy dojdziemy do celu, zachwyceni odkryjemy, że nareszcie staliśmy się sobą.”
aj
GIANFRANCO RAVASI, MARKO IVAN RUPNIK Fascynacja pięknem. Między Biblią a teologią
tłum. Barbara Żurowska
Wydawnictwo SALWATOR
Kraków 2013, ss. 92.
Czy fascynacja pięknem przynależy jedynie artystom? Czy piękno to synonim estetyki? A jakie znaczenia ma piękno dla chrześcijanina? Kto nosi w sobie takie pytania, znajdzie obszerne odpowiedzi u dwóch myślicieli: kard. Ravasiego, biblisty, i o. Rupnika, artysty i teologa. Zdaniem pierwszego prawdziwy jest pogląd, że krzyż Chrystusa „doprowadził w istocie do najbardziej radykalnego rozpadu klasycznej koncepcji doskonałości i piękna”. Krzyż dla kultury, w której rozwijało się chrześcijaństwo, okazał się „zgorszeniem” i „głupstwem”. Już autor Psalmów daleki był od takiego postrzegania piękna, które jedynie zatrzymuje i wzbudza podziw dla harmonii człowieka, świata i kosmosu. Stawia głębokie pytanie: „czym jest człowiek, że o nim pamiętasz, i czym syn człowieczy, że się nim zajmujesz?” (Ps 8,5). Pięknem przyrody fascynował się Jeremiasz, ale było ono dla niego o tyle ważne, o ile odkrywało Stwórcę. Najradykalniej ukazał piękno autor Księgi Mądrości: „Bo z wielkości i piękna stworzeń poznaje się przez podobieństwo ich Sprawcę” (Mdr 13,5). Zatem piękno naprawdę zostaje rozpoznane wówczas, gdy doprowadza do wiary. Ravasi tak to podsumowuje: „Estetyka pełni funkcję religijnego przepowiadania, piękno i prawda się krzyżują, harmonia jest drugim obliczem dobra”. Natomiast Rupnik odwołuje się w swoim podsumowaniu do św. Augustyna i św. Tomasza z Akwinu. Przekonuje, że są to dwaj najważniejsi teologowie piękna. Bp Hippony wychowany na helleńskich i łacińskich koncepcjach piękna wyraźnie je zmodyfikował: „nie wystarczy, że jakaś rzecz jest piękna, potrzeba także, abyśmy podziwiali piękno i dlatego go pragnęli, że jest tym, czym jest, a nie z powodu jego użyteczności”. Augustyn połączył pojęcie piękna z miłością. Myśl tę rozwinął Akwinata, pokazując objawienie piękna: „Piękno ma podobieństwo do tego, co właściwe Synowi”. A zatem sama forma zewnętrzna i blask nie wystarczy, by coś uznać za piękne. Jak prawda nie szuka swego fundamentu w ludzkim intelekcie, tak natura piękna opiera się na podobieństwie, które ma swe źródło w Stwórcy. Omawiana praca jest niewielka i niekiedy tylko sygnalizuje pewne kwestie, nie odpowiadając na nie wyczerpująco. Należy ją jednak zaliczyć do dobrych przewodników ku teologii piękna.
kp
MARIE-MICHEL Dziecko Jutrzenki. Korespondencja Marcela Vana
tłum. Katarzyna Rogalska
FLOS CARMELI
Poznań 2012, ss. 284.
Biografowie porównują Marcela Vana (1928-1959) do św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Duchowa więź między nimi zdaje się potwierdzać trafność tego porównania. Van doznał duchowego przebudzenia, gdy przeczytał Dzieje duszy. Opublikowana znaczna część korespondencji brata Marcela, redemptorysty, odsłania nie tylko to, co wietnamski kandydat na ołtarze ma wspólnego ze świętą francuskiego Karmelu. O ocalenie jedynych pism Vana, pochodzącego spod Hanoi, zadbał w sposób wprost heroiczny jego mistrz nowicjatu, Antonio Boucher („Brodaty Jezus”). Przepisywał, za jego wiedzą, listy, które potem wywiózł do Kanady, chroniąc przed komunistycznym reżimem. Z listów (adresowanych do Jezusa, przełożonych, rodziców, znajomej z rodzinnej wioski itd.) wyłania się droga wiary dorastającego brata Marcela. Jezusowi, swemu Umiłowanemu Bratu, mówił o wszystkim, nawet o swoim nieuzasadnionym przekonaniu, że osobisty wygląd zewnętrzny mógłby pomóc w przyjęciu do zakonu. Prawdopodobnie chciał wyglądać na zdrowego chłopaka. Do miłości Jezusa przekonywał swą siostrę, podając dewizę: „ufność i miłość”. Gdy w 1955 roku został aresztowany i skazany na 15 lat gułagu, okazał nie tylko upór, ale męstwo i mądrość. Więzienie przyjął jako łaskę: „w więzieniu, tak jak w miłości Jezusa, nic nie może mi odebrać broni miłości”. Nie zmienił zatem zdania, które wyraził rok wcześniej, będąc na wolności: „wiem, że nie jestem godny otrzymać od Jezusa szczęścia męczeństwa, jeśli go udzieli, będzie to jedynie skutek Jego nieskończonej czułości”. W listach pisał nie tylko o sobie. Obserwował otaczający go świat i martwił się o innych. Swego przełożonego prosił o modlitwę, by przetrwał czas więzienia, a także o to, by doznane podczas prześladowań drżenie i lęk nie zabrały mu radości życia. Był przekonany, że za tym doświadczeniem stała wola Jezusa, który go bardzo kocha. W lekturze korespondencji brata Marcela pomaga spora liczba świadectw o nim, które zamieszczono w aneksie do książki.
kp