Tradycyjne formy pobożności czerpią nie tylko ze słowa Bożego, z prawd wiary przemyślanych i precyzyjne sformułowanych przez Magisterium Kościoła, ale również z pewnych obrazów i skojarzeń, którymi kaznodzieje oraz zaawansowani duchowo ludzie posługiwali się w celu przybliżenia tychże prawd. Te obrazy i przykłady są, oczywiście, naznaczone bieżącą kulturą, potocznie przyjętymi filozoficznymi założeniami, a niekiedy nawet odrębnymi od wiary ideologiami lub aktualnymi aspira­cjami społecznymi. A że te wszystkie, zewnętrzne, w gruncie rzeczy nieistotne dla prawdy wiary wątki są podatne na zmiany, to i echa, jakie one we współczesnym umyśle i w wyobraźni religijnej wywołują, niekoniecznie odpowiadają temu, co pierwotnie było zamierzone.

 

 

Oczyszczanie pojęć

 

Zachodzące kulturowe i społeczne zmiany zmuszają duszpasterzy do uważnego przyglądania się odziedziczonym formom pobożności oraz oczyszczania ich z niestosownych naleciałości. Tradycyjne sformułowania pojawiające się w kolędach i pieśniach, które kiedyś były adresowane do ludności niewykształconej i wiejskiej, muszą ulegać transformacji, aby mogły odpowiadać na duchowy głód ludzi dzisiejszych i aby lepiej i wprost kierowały do pełni misterium wiary. Pamiętam, jak o. Joachim Badeni OP, przedwojenny arystokrata, zżymał się na pieśń „U drzwi twoich stoję, Panie, czekam na Twe zmiłowanie”, ponieważ kojarzyła mu się ona z chłopem pańszczyźnianym stojącym z czapką w rękach u drzwi kuchennych dworu. Podobnie „oddawanie się w niewolę Maryi” niejednemu dzisiaj kojarzy się z negacją osobistej wolności i odpowiedzialności za siebie i za innych. Trzeba zatem jasno rozumieć, o co chodzi w takich sformułowaniach, a jeśli one się generalnie źle kojarzą, to trzeba ich unikać, a na ich miejsce opracowywać nowe, bardziej odpowiednie, ale zawsze zgodne z istotną treścią nauki wiary. Oczywiście, wszelkie zmiany należy wprowadzać z szacunkiem dla istniejącej wrażliwości religijnej, aby jej nie ranić, kierując zawsze głębiej ku Bogu. Trzeba też unikać wszelkiego łatwego dostosowywania się do aktualnych mód lub tematów podsuwanych przez media czy środowiska polityczne, którym na głębi wiary nie zależy, ponieważ mają inne, bardziej doraźne cele.

 

 

Wynagradzanie Jezusowi?

 

Jednym z takich niekoniecznie właściwie kojarzących się wątków jest opisywanie więzi modlitewnej z Jezusem jako „wynagradzanie Jemu cierpień doświadczonych na krzyżu oraz zniewag sprawianych przez grzeszny świat”. Temat ten pojawił się w pobożności katolickiej w czasach niezbyt odległych, choć kulturowo już nam w niejednym obcych. Łączy się on często z nabożeństwem do Najświętszego Serca Pana Jezusa oraz z kultem Bożego miłosierdzia. Odniesienia do wynagradzania Jezusowi można znaleźć u św. Małgorzaty Marii Alacoque, bł. Honorata Koźmińskiego lub u św. Faustyny Kowalskiej. U podłoża tej pobożności leży fascynacja odkupieniem, wdzięczność za dzieło zbawcze Jezusa, a więc za misterium paschalne, będące źródłem usprawiedliwienia, czyli wdzięczność za łaski przekazywane przez Kościół w sakramentach; leży także medytacja Drogi Krzyżowej i cierpień fizycznych Jezusa oraz obrzydzenie grzechem. To wszystko jest, oczywiście, słuszne i potrzebne, gdyż w krzyżu Chrystusa jest nasze zbawienie. Czerpiemy moc z tego krzyża poprzez wiarę i miłość skierowane ku Osobie Jezusa i Jego dziełu zbawczemu. Cnoty teologalne świadomie przeżywane łączą z Bogiem i zapewniają otwartość na Jego dar.

Czy zjednoczenie z Jezusem poprzez wiarę i miłość wymaga jednak akcentowania wynagradzania Mu Jego cierpień? Czy odbywanie surowych pokut oraz wydłużonych nabożeństw w celu wynagradzania Jezusowi Jego bólu doznawanego podczas męki oraz doznawanego nadal z racji grzeszności współczesnego świata właściwie ukierunkowuje wiarę i miłość ku Bogu? Katechizm Kościoła Katolickiego o tym nie mówi. Wspomina wynagrodzenie w znaczeniu należnej zapłaty za wykonaną pracę oraz w znaczeniu restytucji za popełnione zło, zwłaszcza za grzech przeciwko sprawiedliwości. Natomiast idea wynagradzania Jezusowi Jego cierpień w ogóle się w nim nie pojawia. Podobnie nie pojawia się ona w encyklice bł. Jana Pawła II Redemptor hominis poświęconej odkupieniu. Ofiarowywanie siebie sprawiedliwości Bożej poprzez wynagradzające pokuty zostało świadomie odrzucone przez św. Teresę z Lisieux, chociaż takie właśnie wątki pojawiały się w kaznodziejstwie jej czasów, a nawet w jej otoczeniu i klasztorze były one promowane jako pochodzące z prywatnych objawień siostry Marii od św. Piotra, karmelitanki z Tours zmarłej w 1848 roku. Bł. Honorat Koźmiński o św. Teresie z Lisieux nic nie wiedział, ale o zakonnicy z Tours słyszał i jej wezwanie do wynagradzających pokut przekazał siostrom zakonnym w Polsce. (...)

 

WOJCIECH GIERTYCH OP

Pastores poleca