(...) Człowiek funkcjonuje w zespole, w nim realizuje swoje aspiracje, dzięki niemu odnajduje swoje wady i zalety, swoje miejsce na boisku. Docieka prawdy o sobie dzięki innym i na ich tle. Trening czyni mistrzem, porażki hartują.

Patrząc szerzej, wychodząc poza własne podwórko – zwyciężamy dzięki sobie i bliskim, ale kosztem rywala. Są ludzie, którzy nie grają fair, i sędziowie, którzy przymykają oko na niesprawiedliwość. Ale idea gry i jej zasady są oczywiste dla trzech stron i podświadomie przez nie respektowane (omijanie też jest rodzajem respektu): my, rywale, trybunał ducha gry w czerni – arbitrzy, którzy, choć są omylnymi ludźmi, sprawują wartę nad bezcenną ideą. Zachowując proporcje – są kimś na kształt kapłanów, strzegących depozytu wiary, sakralnej nadbudowy naszych świeckich zmagań. Nie ma tu miejsca na fałszywą skromność, na rozdmuchane ego. Musimy stanąć w prawdzie wobec siebie i oponenta. Sama siła nie wystarczy. Siła niepoparta rozumem i wolą jest próżna. Zamieni się prędzej czy później w autodestrukcję. Ta zasada dotyczy boiska i trybun. (...)

P.

kibic Wisły

 

Pastores poleca