Pawłowy hymn o miłości jest tekstem, który ksiądz, zwłaszcza zaangażowany w duszpasterstwo parafialne, zna niemal na pamięć. Kiedy jednak próbujemy uczynić go przedmiotem dłuższej osobistej modlitwy, napotykamy niemałą trudność, ponieważ nasze oczy prześlizgują się po wersetach hymnu i ostatecznie piękne i głębokie przesłanie "Pieśni nad pieśniami Nowego Testamentu” pozostaje jakby obok naszego kapłańskiego życia.
Są, być może, dwa powody takiej sytuacji. Pierwszym jest rutyna, wynikająca z częstego komentowania tego tekstu dla innych, najczęściej podczas homilii głoszonych narzeczonym w dniu zaślubin. Drugim - nasza męska nieporadność w nazywaniu uczuć i jasnym określaniu, najpierw dla samych siebie, tego, co dzieje się w naszych sercach. Oczywiście, miłość, o której pisze św. Paweł, nie jest samym tylko uczuciem. Jeśli jednak ma się ona realizować w relacjach między osobami, musi mieć pewien element doświadczenia i przeżycia radości, jaką daje spotkanie, w którym czujemy się kochani. Tekst hymnu o miłości będzie milczał, jeśli biorąc go do ręki, nie uwzględnimy stanu własnego serca i nie zapytamy: Jak dzisiaj przeżywam miłość? Czy umiem ją przyjmować od Boga i od ludzi? Czy za nią tęsknię i gdzie tak naprawdę jej szukam?
Prawdziwe życie - jak pisał Martin Buber - to spotkanie1. Kapłańskie "bycie dla innych” oplecione jest licznymi spotkaniami z ludźmi. Jedne nas budują i umacniają, z innych wychodzimy zdenerwowani lub przygnębieni. Może Pawłowy hymn powie nam coś ważnego o tym, co w ostatnim czasie pozostawiły w nas właśnie spotkania - te z Jezusem na modlitwie, i te z ludźmi - w parafii, w kancelarii, w szkole czy we wspólnocie kapłańskiej.
Lectio: wysiłek, który przezwycięża rutynę
Jednym z filarów modlitewnej lektury Pisma Świętego jest wiara w jego natchnienie. Zgodnie z nią każde zdanie Pisma zawiera w sobie moc Ducha Świętego, który kiedyś prowadził rękę ludzkiego autora, w naszym przypadku Pawła z Tarsu, ale też działa dzisiaj w sercu każdego, kto, wierząc w Chrystusa, z wiarą czyta słowo natchnione. Uważne czytanie dobrze znanego fragmentu Pisma jest trudne i wymaga wysiłku, poniekąd przełamania w sobie nastawienia uczonego w Piśmie, który w sercu myśli sobie: "to już dobrze znam...”. Zanim więc otworzymy Pierwszy List do Koryntian, w postawie skupienia pomódlmy się starożytną antyfoną: "Ześlij Twego Świętego Ducha Pocieszyciela do naszych dusz i spraw, byśmy zrozumieli natchnione przez Niego Pismo; i pozwól, bym je odczytał w godziwy sposób, aby zgromadzeni tutaj wierni mieli z tego pożytek” (VD, 16). (...)
PIOTR ŚLĘCZKA SDS