Nigdy nie nawracamy się w jednej chwili i na zawsze. Znana opowieść o nawróceniu Karola de Foucauld w konfesjonale ks. Huvelina w październiku 1886 roku mogłaby sugerować zarówno nieoczekiwany, jak i ostateczny przewrót w jego życiu. Rzeczywistość nie jest ani tak prosta, ani też tak jasna. Z jednej strony nawrócenie to było od dawna przygotowywane przez działanie łaski, po nim zaś, 20 lat później, nastąpiło inne, drugie nawrócenie - mniej znane, niemniej jednak rzeczywiste.

Działanie łaski, co Bóg potrafi czynić w tajnikach ludzkiego serca, towarzyszyło Karolowi de Foucauld od pierwszych chwil życia. Najpierw - jak słusznie zauważyła Marguerite Castillon du Perron - było cudowne dzieciństwo. Matka, która uczyła go modlitwy, ojciec, który prowadził go za rękę do kościoła, pełne czułości wychowanie przez dziadka, płk. de Morlet. Wszystko to zostawiło w głębi duszy Karola zachwycające wspomnienie, jakiego można kosztować, będąc w pokoju z Bogiem. Doroczna szopka bożonarodzeniowa, mały ołtarzyk zbudowany w jego pokoju ("ten ołtarzyk szedł za mną wszędzie" - wyznał kiedyś), pełne pokoju spowiedzi, solidnie przygotowana pierwsza Komunia święta, i zamieszkujące dom kobiety, emanujące autentyczną pobożnością... Naznaczyło go to mo­cno i w pewien sposób zawsze mu towarzyszyło.

Wyższa od przeciętnej inteligencja strzegła w nim następnie ciągłego upodobania do studiowania i do rzeczy pięknych. Karol, nawet zepsuty, nigdy się nie upodlił. Choć był hulaką jak rzadko kto, nigdy nie stoczył się tak nisko, by postradać rozum. Podróże, badania, odkrycia, lektury, poszu­kiwanie piękna, wyczucie wielkości, szukanie prawdy sprawiały, że pozostawał otwarty i wrażliwy pomimo tego, co było mu obojętne lub jeszcze uśpione. Gdy nadszedł moment otwarcia i przebudzenia, wszystko wypły­nęło na wierzch - z samej jego głębi.

Decydujący moment przewrotu w październiku 1886 roku poprzedziły pewne wydarzenia. Najpierw choroba, która zmusiła go do życia w czy­stości. Następnie choroba jego kuzynki, Marie de Bondy, co zrodziło w jego sercu głęboki smutek. Tak doszło do otwarcia się na ogromną, prawdziwą przyjaźń, autentyczną miłość, pełną mocy, szacunku, czułości i czystości. Tak też rodziło się w nim stopniowo pragnienie lepszego poznania "Boga Marie", sprawdzenia umysłem prawdziwości owej religii, która "nie może być absurdalna". (...)

Pastores poleca