"Bardziej jest się kuszonym na pustyni, aniżeli w innych miejscach (...) ci, którzy decydują się na samotność (...), nie powinni być zaskoczeni, przestraszeni licznymi pokusami." Te słowa bł. Karola de Foucauld, który właśnie na pustyni spędził znaczną część swego powołania zakonnego, uświadamiają każdemu uczniowi Jezusa konieczność walki duchowej. Dobitnie to wyraża św. Augustyn: "Życie bowiem nasze w tym pielgrzymowaniu nie może trwać bez pokusy, ponieważ właśnie postęp duchowy dokonuje się przez pokusy. Ten, kto nie jest kuszony, nie może siebie poznać. Nikt też nie potrafi osiągnąć wieńca chwały bez uprzedniego zwycięstwa. Zwycięstwo zaś odnosi się poprzez walkę, a walczyć można jedynie wtedy, gdy się stanie w obliczu pokus i nieprzyjaciela".
Duch Święty wyrzuca na pustynię
Wszyscy Ewangeliści synoptyczni opisem kuszenia Jezusa na pustyni otwierają początek działalności Zbawiciela, która rozpoczyna się bezpośrednio po przyjęciu chrztu z rąk Jana Chrzciciela. Modlitwa Jezusa na pustyni oraz związane z tym kuszenie staje się niejako bramą otwierającą działalność zbawczą i apostolską Chrystusa. Jest to zatem konieczny i początkowy etap stawania się apostołem. Powtarzające się pokusy każą nam w pewien sposób zejść z drogi sukcesu i powodzenia, aby pozwolić Bogu w nas i poprzez nas działać.
W ewangelicznych opisach niejako obok siebie znajdują się żyzna dolina Jordanu i pozbawiona życia pustynia. To symboliczne zestawienie życia i śmierci jest jeszcze mocniej podkreślone przez miłującą obecność Ojca i Ducha Świętego objawioną podczas chrztu Jezusa oraz Jego zmaganie podczas pobytu na pustyni. Św. Marek Ewangelista, podkreślając to zmaganie, umieszcza zdanie o wyjściu Jezusa na pustynię bezpośrednio po wyznaniu Ojca: "Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie" (Mk 1,11). Ewangelista mówi, że tego Jezusa "zaraz Duch wyprowadził na pustynię" (por. Mk 1,12). Owo "zaraz" (wyrażone greckim przysłówkiem euthus - "natychmiast", "od razu") ma także znaczenie "prostej drogi" w duchowym sensie. A zatem pierwsze polecenie dane Jezusowi od Ducha, który unosił się nad Nim podczas chrztu, odnosi się do natychmiastowego wejścia na drogę woli Ojca. Nie odbywa się to jednak bez zmagania i walki, na co wskazuje następne słowo, zaskakujące swoją treścią. Św. Marek nieprzypadkowo dla opisania tego wydarzenia mówi dosłownie, że "Duch wyrzuca Jezusa na pustkowie". Grecki czasownik ekballei (od ekballo - "ciskać", "wtrącać", "odrzucać kogoś") oznacza wyrzucanie jako wypędzanie kogoś z użyciem siły. To niezwykłe, że Jezus w swoim człowieczeństwie przeżywa dramat oporu przed tym, co jest wejściem na drogę pełnienia woli Ojca.
Misja i posłannictwo Jezusa jest - jak pisze Benedykt XVI w książce Jezus z Nazaretu - "zejściem na poziom zagrożeń ludzkich, ponieważ tylko w ten sposób można podźwignąć upadłego człowieka. Jezus musi - tu należy szukać najgłębszego rdzenia Jego posłannictwa - wejść w dramat ludzkiej egzystencji, przemierzyć ją aż do samego jej dna, by w ten sposób znaleźć «zagubioną owcę», wziąć ją na ramiona i zanieść do domu".
Moc Ducha wobec pokus
To właśnie moc zmagania się z pokusami staje się swoistą pieczęcią Ducha Świętego potwierdzającą autentyczność naszego powołania. Zmaganie, jakiego doświadcza w swoim człowieczeństwie Jezus, jest tym samym, jakie przyjdzie Mu podjąć jeszcze raz, wchodząc w bramy śmierci w Ogrójcu. Tam objawi się najwyraźniej Jego więź z Ojcem, gdy będzie się modlił do Ojca, wołając: "Abba, Ojcze, dla Ciebie wszystko jest możliwe" (Mk 14,36). Tą więzią Jezusa z Ojcem jest miłość. Tę miłość wyznał On Synowi w chwili Jego chrztu. Tą miłością jest Duch Święty widziany przez Jezusa pod postacią gołębicy. Ten sam Duch - miłość jest w Jezusie na pustyni podczas kuszenia. Ten sam Duch Jezusa jest obecny w naszym życiu także i przede wszystkim na pustyni, kiedy doświadczamy pokus, gdyż "wszyscy ci, których prowadzi Duch Boży, są synami Bożymi" (Rz 8,14).
Przeróżne przejawy pokus można sprowadzić do tej jednej: Bóg mnie nie kocha, skoro przychodzi mi przeżywać takie zmagania, Bóg o mnie zapomniał. To uczucie nie jest obce natchnionemu autorowi psalmów, skoro tak się modli: "Jak długo, Panie, całkiem o mnie nie będziesz pamiętał? Dokąd kryć będziesz przede mną oblicze? Dokąd w mej duszy będę przeżywał wahania, a w moim sercu codzienną zgryzotę? Jak długo mój wróg nade mnie będzie się wynosił?" (Ps 13,2-3). Sam Jezus w godzinie śmierci modlił się słowami Psalmu 22: "Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?", którego następne wersety mówią o milczeniu Boga: "Daleko od mego Wybawcy słowa mego jęku. Boże mój, wołam w ciągu dnia, a nie odpowiadasz, [wołam] i nocą, a nie zaznaję pokoju" (Ps 22,2-3).
Takie przeżycia są obecne także w sercach tych, którzy całkowicie zaufali Bogu. Bliskie może się nam stać wyznanie Apostołki Bożego Miłosierdzia, kiedy notuje w swoim Dzienniczku: "Dusza rwie się do Boga, a czuje się odepchnięta. Wszystkie męki i katusze świata są niczym w porównaniu z tym uczuciem, w którym ona jest cala pogrążona - to jest odepchnięcie od Boga. (...) Z ciemności wpada w większą ciemność, zdaje jej się, że na zawsze straciła Boga, tego Boga, którego tak kochała. Ta myśl wprowadza ją w mękę nie do opisania" (98). To szczere wyznanie św. Faustyny jest nie tylko opisem bolesnego doświadczenia, ale staje się lekcją dla duchownych. Prezbiter jest nazywany starszym nie ze względu na wiek, ale dlatego, że jest to ktoś na pewno doświadczony w sprawach duchowych, co więcej, ktoś, kto na sobie doznawał ataków kuszenia, przeszedł przez wiele własnych słabości, aby ostatecznie poznać smak zwycięstwa dzięki Chrystusowi, który udziela wystarczającej łaski (2 Kor 12,9). Dlatego św. Faustyna, dalej mówiąc o cierpieniu podczas tej godziny kuszenia, zaznacza, że tego "nie pojmie żaden duchowny, chyba że sam to przeszedł" (99). To duchowe zmaganie jest nie tylko zwycięstwem łaski Bożej w nas, nie tylko nas oczyszcza, ale daje nam mandat do uczciwej służby braciom w ich drodze do Boga - tylko doświadczony tym zmaganiem może towarzyszyć doświadczanym pokusami.
Szkołą duchową stają się nie nasze grzechy, ale wiara w to, że nie ma takiej nędzy, z której Jezus nie mógłby nas podnieść, a także uczynić swoimi przyjaciółmi i dziećmi Bożymi. Św. Paweł, który doświadczył w sobie nie tylko "ościenia, wysłannika szatana" (por. 2 Kor 12,7), ale przede wszystkim mocy obietnicy Zbawiciela, że "wystarczy mu Jego łaski" (por. 2 Kor 12,9), dopowiada: "Nie otrzymaliście przecież ducha niewoli, by się znowu pogrążyć w bojaźni, ale otrzymaliście ducha przybrania za synów, w którym możemy wołać: «Abba, Ojcze!». Sam Duch wspiera swym świadectwem naszego ducha, że jesteśmy dziećmi Bożymi. Jeżeli zaś jesteśmy dziećmi, to i dziedzicami: dziedzicami Boga, a współdziedzicami Chrystusa; skoro wspólnie z Nim cierpimy, to po to, by wspólnie mieć udział w chwale" (Rz 8,15-17). To wołanie dzieci Bożych jest echem wołania Jezusa podczas modlitwy w Ogrójcu. Jest ono przesycone zarówno bezgraniczną miłością do Ojca, jak i cierpieniem. Cierpienie, jeśli nie jest poddane Jezusowi, staje się demoniczne. Wtedy to właśnie przychodzi duch niewoli, który poprzez rozmaite pokusy mówi nam w sercu: "Wyzwól sam siebie, bo nie ma nikogo, kto by ciebie wyzwolił".
Duchowa walka jest zawsze doświadczeniem cierpienia, po którym poznajemy, że jest to zmaganie Jezusowe, a nie nasze, gdyż On sam je przeszedł w pełni i taki to sposób walki poddaje nam ku obronie. Dlatego podczas walki duchowej w Ogrójcu Jezus trzykrotnie powracał do uczniów, prosząc, aby z Nim czuwali: "Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe" (Mk 14,38). Ulegamy pokusie nie dlatego, że zawiera ona w sobie jakiś powab, piękno - zły duch jest zbyt przebiegły, aby nam proponować adorowanie jego samego, ponieważ jest samą nienawiścią i nie zna miłości. Jego kuszenie dotyczy zawsze tej pierwszej obietnicy, jaką skierował do człowieka w raju: "Na pewno nie umrzecie!" (Rdz 3,4). Umieranie jest cierpieniem - wchodzimy w realizowanie pokusy dlatego, że nie chcemy cierpieć. A zatem póki cierpimy z powodu Jezusa i Jego Ewangelii, dopóty zły nie ma do nas dostępu. Jeśli cierpimy z tego powodu, że widzimy, iż nie kochamy Jezusa, to znaczy, że Go naprawdę kochamy. Ta walka o ufność i miłość wobec Boga zawsze prowokuje złego ducha, który chce podważyć sens całej naszej dotychczasowej drogi. Wspomniana św. Faustyna tak opisuje dalsze swoje zmagania w duszy: "W tym dusza doznaje jeszcze cierpień od złego ducha. Szatan drwi z niej: Widzisz, czy dalej będziesz wierna? Oto masz zapłatę, jesteś w naszej mocy. - Chociaż szatan tyle ma wpływu na tę duszę, ile Bóg pozwoli; Bóg wie, ile wytrzymać możemy. - I cóż z tego, żeś się umartwiała? I cóż z tego, żeś wierna regule? Po cóż te wszystkie wysiłki? Jesteś odrzucona od Boga. - To słowo «odrzucona» staje się ogniem (...). Jest to moment, któremu nie umiem nadać wyrazu" (99).
Kuszeni w najświętszych chwilach
Zarówno św. Marek, jak i św. Łukasz przedstawiają czterdziestodniowy post jako czas, kiedy Jezus był kuszony przez diabła. Natomiast św. Mateusz mówi, że gdy Jezus "pościł już czterdzieści dni i czterdzieści nocy, poczuł w końcu głód. Wtedy przystąpił kusiciel..." (Mt 4,2-3a). Słowo Boże odsłania tutaj coś bardzo istotnego dla rozumienia całej naszej drogi duchowej. Kuszące działanie złego manifestuje się w chwili, kiedy decydujemy się na pełny wymiar życia w Bogu, niezależnie, czy jest to u początku, czy na końcu tej drogi. Na działanie złego jesteśmy najbardziej narażeni w "najświętszych" chwilach naszego życia, zwłaszcza kiedy wchodzimy w przestrzeń celebracji misterium Chrystusa. Dlatego to właśnie na modlitwie, zwłaszcza adoracyjnej, przychodzi nam nieraz stoczyć najcięższy bój. Jeśli zrezygnujemy z tej walki podczas trwania modlitwy, to bardzo szybko ulegniemy pokusom w codziennych realiach naszego życia. Rezygnacja z modlitwy jest aktem niewiary w moc Zbawiciela.
Pomiędzy Jezusem a Barabaszem
Spośród Ewangelistów jedynie Mateusz określa diabła mianem kusiciela. Znaczący jest w tej perykopie czasownik "kusić" oraz pochodzący od niego rzeczownik "kusiciel". Użyte tutaj greckie peiradzo w całym Nowym Testamencie oznacza nie tyle kuszenie, które w języku polskim ma wydźwięk pejoratywny, ile próbowanie kogoś w znaczeniu doświadczania go - tak jak sprawdza się próbę złota, wartość i autentyczność drogocennego kruszca. To samo słowo znajduje się w ostatniej prośbie modlitwy Pańskiej, która zawiera wołanie do Boga, aby nie poddawał nas tej właśnie próbie. Jezus dobrowolnie wszedł za nas w to "sprawdzenie tożsamości", choć jako prawdziwy Bóg "ani nie podlega pokusie do zła, ani też nikogo nie kusi" (Jk 1,13).
Dlatego diabeł trzykrotnie zwróci się przeciw Jezusowi, uderzając w istotę posłannictwa Zbawiciela, w Jego Boże synostwo. Dwukrotnie podczas kuszenia na pustyni mówi do Jezusa: "Jeśli jesteś Synem Bożym..." (Mt 4,3). Ewangelista Łukasz zaznacza, że diabeł odstąpił od Jezusa "aż do czasu" (Łk 4,13). Dlatego trzeci raz diabeł podczas konania Chrystusa na krzyżu wypowiada tę samą formułę pokusy: "jeśli jesteś Synem Bożym, zejdź z krzyża!" (Mt 27,40). Pierwsza i druga pokusa dotyczy tego samego żądania, aby Jezus udowodnił swoje posłannictwo według kategorii tego świata ("powiedz, żeby te kamienie stały się chlebem (...), rzuć się w dół" - Mt 4,3.6). Pokusa ta, aby zmierzyć Jezusa własną miarą, była obecna nawet w uczniach, skoro Piotr bezpośrednio po uznaniu w Jezusie Mesjasza Syna Bożego odwodzi Go od spełnienia woli Ojca mocnym stwierdzeniem: "Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie" (Mt 16,22). Wtedy Jezus jeszcze raz demaskuje działanie złego, nazywając myślenie Piotra szatańskim. Żydzi stawiają Jezusowi wielokrotnie zarzut, że nie objawił znaku, który jednoznacznie rozwieje wszelkie spory i wątpliwości dotyczące Jego osoby; stawiają wreszcie mocne i twarde żądanie: "Dokąd będziesz nas trzymał w niepewności? Jeśli ty jesteś Mesjaszem, powiedz nam otwarcie!" (J 10,24). Przejmująco tę logikę pokusy pokazuje Benedykt XVI w Jezusie z Nazaretu, zauważając, że ten sam postulat nieustannie "kierujemy do Boga i Chrystusa oraz do Jego Kościoła! Jeśli rzeczywiście jesteś, Boże, musisz się ukazywać. Musisz więc zerwać zasłonę tajemnicy i zapewnić jasność, do której mamy prawo. Jeśli Ty, Chrystusie, jesteś naprawdę Synem, a nie jednym z oświeconych, którzy co pewien czas pojawiają się w historii, musisz tego dowieść wyraźniej, niż czyniłeś to dotychczas. Musisz też swemu Kościołowi - jeśli on ma być Twoim - dać miarę oczywistości inną niż ta, którą ma w rzeczywistości".
Jest w nas silna tendencja, aby oczekiwać od Boga takiego działania, które zawsze potwierdzi nasze racje i decyzje. Także wtedy, gdy chodzi nam o sprawy i rzeczy dobre, Boże znaki naszej posługi. Jezus, choć sam każe rozpoznawać po owocach autentyczność naszego apostolstwa, przestrzega jednak przed kryterium wielkich znaków i cudów, nawet tych dokonywanych w imię Pana. Jedyną pieczęcią autentyczności pełnienia woli Ojca, który odrzuca wszelką nieprawość (Mt 7,15-23), jest wiara w Tego, którego On posłał - Jezusa Chrystusa (J 6,29). Dlatego diabeł uderza właśnie w największy dowód miłości Boga do człowieka, jakim jest wcielenie Syna Bożego. Chrystus, Syn Boga żywego, jest dowodem miłości tak wielkiej, że stał się podobny nam, doświadczony "pod każdym względem podobnie jak my - z wyjątkiem grzechu" (Hbr 4,15).
Ostatecznie diabłu chodzi o przekonanie nas w sercu, że droga zbawienia, jaką proponuje Jezus, jest utopią. Tam, na pustyni Judzkiej, przez owe trzy kuszenia szatan chce powiedzieć Chrystusowi: "Nikt nie pójdzie za Tobą, jeśli jedynym znakiem, jakim chcesz przekonać świat o miłości Boga do ludzi, będzie krzyż". Dlatego wymowna jest scena sądu Piłata nad Jezusem i Barabaszem. Niektóre z najstarszych rękopisów Ewangelii przy osobie Barabasza zachowały jego pierwsze imię: Jezus. Aramejskie brzmienie imienia Barabasza - Bar-Abba znaczy dosłownie "syn ojca". Zatem wybór między Jezusem a Barabaszem nie jest przypadkowy. Szczytowym tego momentem jest pytanie Piłata skierowane do tłumu: "Kogo mam wam uwolnić? Jezusa Barabasza czy Jezusa zwanego Chrystusem?" (Mt 27,17)1. A zatem wybór między Jezusem, synem ojca (Barabaszem), a Jezusem Zbawicielem, prawdziwym i jedynym Synem Bożym, jest wyborem między wyzwoleniem, jakie daje świat, a zbawieniem, jakiego dokonuje Jezus, przegrywając w oczach tego świata. Kuszenie do efektywnego i jednoznacznego zwycięstwa grozi chyba najbardziej, gdy szukamy rozwiązań natychmiastowych i jednocześnie skutecznych. Dzieje się tak, kiedy stajemy się bardziej specjalistami od spraw tego świata niż mistrzami życia duchowego. To, kim jesteśmy, my, duszpasterze, często pokazuje to, z czym przychodzą do nas ludzie i czego szukają - nierzadko bardziej stajemy się ich dobrymi znajomymi niż ojcami. Bywa, że ludzie bardziej szukają dobrej znajomości z księdzem niż przyjaźni z Chrystusem, bardziej chcą mieć księdza za przyjaciela niż Kościół za przewodnika, a my godzimy się na taki wybór. Jest to pokusa oddawania pokłonu temu, co preferuje świat, za bogactwo i przywileje, jakie mogą być nam proponowane.
Narzędzia namiętności
Istotne jest dla nas, żeby dostrzec, czego dotyczy kuszenie - próbowanie przez diabła, jakiemu jesteśmy poddawani. Najczęściej jesteśmy kuszeni w tym, w czym sami zostaliśmy zranieni, dlatego diabeł musi wyjść tymi drzwiami, którymi wszedł. Pewien brat nowicjusz pytał ojca pustyni, Abba Sisoesa: "Dlaczego nie opuszczają mnie namiętności? Starzec odpowiedział: Dlatego, że namiętności owe mają swe narzędzia w tobie. Oddaj im ten ich zestaw, a opuszczą cię".
Jezus przed swoim pojmaniem zostawia uczniom, którzy niebawem będą podani próbie, istotne wskazanie. Mając świadomość, że "nadchodzi władca tego świata", dobitnie stwierdza: "Nie ma on jednak nic swego we Mnie" (J 14,30). To Jezusowe wyznanie jest dla nas kluczem do przeciwstawienia się pokusie. Diabeł zna wszystkie "narzędzia" naszych namiętności i sięga po nie, aby nas zranić i upokorzyć. Oddać ten diabelski zestaw oznacza nie tylko poznanie siebie, ale i mocną decyzję naszej woli poddania się Duchowi Świętemu w Chrystusie, który ma moc związać naszego przeciwnika i "wejść do domu mocarza i sprzęt mu zagrabić" (Mt 12,29)2. Jezus to ów Sługa Jahwe, który "usprawiedliwi wielu, ich nieprawości on sam dźwigać będzie (...) i posiądzie możnych jako zdobycz za to, że siebie na śmierć ofiarował i policzony został pomiędzy przestępców. A on poniósł grzechy wielu i oręduje za przestępcami" (Iz 53,11-12). To znamienne, że pierwszym mianem, jakim Jan Chrzciciel określa Chrystusa, jest "mocniejszy". Surowy, ascetyczny Jan nazywa Jezusa mocniejszym niż on sam (Mk 1,7). Jezus ma moc pokonać diabła, uwalniając wszystkich, którzy są pod jego władzą. Co więcej, Chrystus nie tylko występuje przeciw jego sile, nie tylko działa na jego "obszarze", ale uderza w samego zwodziciela, czyniąc go bezsilnym wobec nas. Jest jeden tylko warunek: być z Jezusem, który tak konkluduje tę krótką przypowieść o mocarzu: "Kto nie jest ze Mną, jest przeciwko Mnie; i kto nie zbiera ze Mną, ten rozprasza" (Mt 12,30). Można by powiedzieć: kto nie jest z Jezusem, jest przeciwko sobie.
Walka duchowa nie dotyczy tylko wyrzeczenia się zła w jego najbardziej mrocznych przejawach, ale staje się codziennym wybieraniem Jezusa. Ta duchowa wewnętrzna postawa zdecydowanego zwrócenia się ku Bogu wymaga wielu ofiar. Nie chodzi tutaj tylko o opanowanie naszych namiętności, które dość łatwo zdemaskować. Trzeba wykluczyć wszelkie upodobania, osobiste gusta, które często przybierają pozór duchowych dóbr. Zamykają nas one w kręgu własnych zainteresowań i działań tak dalece, że przestajemy słyszeć, co mówi Duch Święty do swego Kościoła. Ogarnięci i zamknięci w świecie owych "duchowych" przywiązań, nie jesteśmy w stanie przyjąć jakiejkolwiek krytyki czy korekty przy jednoczesnej bardzo surowej ocenie wszystkich dookoła. Taki stan ducha nie znosi samotności pustyni, która jest nieodzowna w relacji z Bogiem. Konieczna jest zatem zdolność do milczenia wewnętrznego i zewnętrznego, ponieważ tylko w tej przestrzeni możemy rozeznać "teren" działania kusiciela. Milczenie prowadzi do miłości, której obecność rozpoznajemy po owocach posłuszeństwa Jezusowi w Kościele. "Szatan - czytamy w Dzienniczku - może się okrywać nawet płaszczem pokory, ale płaszcza posłuszeństwa nie umie na siebie naciągnąć" (939).
Jezus doskonale wie, jakie uczucia kryją się w sercach Jego przyjaciół, kiedy żegna się z nimi w Wieczerniku. Dlatego wprost mówi im: "Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam. Nie tak jak daje świat, Ja wam daję. Niech się nie trwoży serce wasze ani się lęka!" (J 14,27). Pokój, jaki ma stać się w przyszłości ich udziałem, będzie okupiony trwogą konania Jezusa na krzyżu, który skupił na sobie cały lęk i niepokój swoich uczniów wszechczasów. Pokój i radość serca - dary Ducha Świętego dane uczniom przez Jezusa w chwili ich największej trwogi - pozwalają nam rozeznać, że nie poddajemy się pokusie złego ducha. Kiedy zatem jesteśmy kuszeni, musimy nie tylko wołać do Ducha Świętego, ale pozostać wiernymi temu wszystkiemu, co do tej pory było naszą posługą. Wierność codziennym obowiązkom i wytrwanie w nich jest skutecznym środkiem przed wejściem w to, co nieraz subtelnie proponuje szatan. Jeśli nie wiesz, co masz czynić, czyń to, co już wiesz i znasz.
Wszystkie przejawy pokus sprowadzają się do tej jednej, jaką jest niewiara w realną dobroć i miłość Boga. Pokusa, którą szatan objawił już na drzewie rajskim, dotyczyła tego jednego: Bóg nie mówi nam prawdy, zwodzi nas, czego dowodem są Jego zakazy. Symbolem tego jest drzewo w środku ogrodu. Diabeł w swej przewrotnej logice skupia człowieka na zakazie spożywania owoców z drzewa poznania dobra i zła tak dalece, że pierwszy człowiek nie tylko przestaje dostrzegać, iż otrzymał od Boga "wszelkie drzewa miłe z wyglądu i smaczny owoc rodzące oraz drzewo życia w środku tego ogrodu i drzewo poznania dobra i zła" (Rdz 2,9), ale także nie dostrzega śmiertelnego zagrożenia. Diabeł nie tylko ukrywa się pod pozorem obietnicy życia, ale również przybiera postawę nauczyciela znającego Pisma, dlatego swoje "propozycje" motywuje słowem Bożym.
Zdecydowane zachowanie Pana Jezusa na górze kuszenia objawia nam nie tylko to, że Jezus mówi "nie", ale przede wszystkim to, jak mówi zdecydowane "tak" Ojcu i Jego woli. Odpowiedzi Pana nie są jedynie polemiką ze złym duchem - każda Jego odpowiedź jest przywołaniem Boga jako jedynego Pana. O ile dwie pierwsze pokusy dotyczą zejścia z drogi woli Bożej, to ostatnia nie tyle odsłania chęć posiadania wszystkiego, gdyż diabeł chce to wszystko oddać za złożenie mu pokłonu, ile raczej dotyczy rezygnacji Jezusa z chwały. Diabeł chce, aby Jezus nie pozwolił otoczyć siebie chwałą Ojca, której pełny blask wyrazi się w śmierci na krzyżu. To od tej chwili krzyż Jezusa staje się chwalebny. Oddanie diabłu pokłonu jest zejściem z drogi krzyża. Diabeł ciągle tworzy nowe królestwa tego świata, które wciąż upadają, gdyż są zbudowane na pysze, dumie i bucie. Natomiast Jezus na owej górze dostrzega inną perspektywę niż szatańską: tą perspektywą jest "wszelka władza w niebie i na ziemi" (Mt 28,18), dana Mu jako Temu, "który nam w wierze przewodzi i ją wydoskonala. On to zamiast radości, którą Mu obiecywano, przecierpiał krzyż, nie bacząc na jego hańbę, i zasiadł po prawicy na tronie Boga" (Hbr 12,2). Jezus obejmujący w ten sposób władzę i panowanie nad światem jest Tym, którego chwała nie przeminęła, ponieważ zawsze jest pokorna i gotowa cierpieć chwała Jego miłości.
Św. Augustyn powiedział o Jezusie: "Naszym było to, przez co umarł, a Jego to, dzięki czemu żyć będziemy". Dzięki temu, co wybrał Jezus, my stajemy się wolni.
Ks. Jakub Szcześniak (ur. 1963), ojciec duchowny w Wyższym Metropolitalnym Seminarium Duchownym w Warszawie, rekolekcjonista i kierownik duchowy.
KS. JAKUB SZCZEŚNIAK