To była egzekucja. Na samochód, którym 2 marca 2011 roku podróżował minister ds. mniejszości religijnych, zaczaili się islamscy ekstremiści. "Gdy przejeżdżał koło targowiska, dwóch otworzyło drzwi samochodu i starało się wyciągnąć go na zewnątrz, a trzeci bez opamiętania strzelał do środka" - opowiada świadek zdarzenia.

 

Tego ranka Bhatti jechał tylko z kierowcą, ponieważ odwiedzając przed pracą matkę, rezygnował z przyznanej mu ochrony. Mordercy rozrzucili przy jego ciele ulotki, w których napisali, że Bhatti musiał umrzeć za swą wiarę w Jezusa i ponieważ chciał zmienić obowiązujące w Pakistanie prawo o bluźnierstwie przeciwko islamowi. Ostrzegli w oświadczeniu, że "każdego z niewiernych chrześcijan, którzy myślą tak jak on, wyślą do piekła". Pogróżki podobnej treści katolicki minister dostawał już od dawna. W swym pamiętniku zanotował: "Nie boję się. Wiele razy ekstremiści próbowali mnie zabić czy porwać; zastraszali mnie, prześladowali i terroryzowali moich najbliższych. Ja mówię, że dopóki będę żył, do ostatniego mego tchnienia będę służył Jezusowi i tym biednym ludziom, chrześcijanom, potrzebującym, najuboższym".

 

O Shahbazie Bhattim mało kto słyszał do 2 listopada 2008 roku. Tego dnia został pierwszym w historii Islamskiej Republiki Pakistanu katolickim ministrem. Jak na kraj, w którym fundamentalizm rósł w siłę, a muzułmańskie prawo szariatu miało obowiązywać wszystkich obywateli, kierowanie ministerstwem ds. mniejszości religijnych było nie lada wyzwaniem. Chrześcijanie stanowią zaledwie 2,5%, a hinduiści 1% mieszkańców w tym 180-milionowym morzu islamu. Inne wyznania są w Pakistanie jeszcze mniej liczne. Bhatti od początku podkreślał, że jest głosem wszystkich, a nie tylko chrześcijan. Wkrótce okazało się jednak, że prawdziwym wyzwaniem, jakiemu katolicki minister musi stawić czoło, jest reforma tak zwanej ustawy o bluźnierstwie. Sprawa stała się głośna po skazaniu na śmierć z tego paragrafu chrześcijańskiej kobiety, Asii Bibi. Ustawa została wprowadzona w 1986 roku przez pakistańskiego dyktatora Zia-ul-Haqa. O jej zniesienie od lat walczą przedstawiciele mniejszości religijnych. Warto dodać, że według niezależnych adwokatów oskarżenia o znieważenie Mahometa czy Koranu są w 95% fałszywe. Za obronę Asii Bibi fundamentaliści zabili muzułmańskiego gubernatora Pendżabu Salmana Taseera. Kolejnym niewygodnym człowiekiem stał się Bhatti. "Módlcie się za mnie. Jestem człowiekiem, który spalił za sobą mosty, nie mogę i nie chcę zawrócić z raz obranej drogi. Będę walczył z ekstremizmem aż do śmierci" - mówił na kilka tygodni przed męczeńską śmiercią.

 

Shahbaz Bhatti urodził się 9 września 1968 roku. Miał pięcioro rodzeństwa. Jego ojciec przez lata służył w pakistańskim wojsku, a następnie został nauczycielem. Matka zajmowała się domem. Już jako nastolatek Bhatti był wrażliwy na los dyskryminowanych w Pakistanie mniejszości. Jego zaangażowanie umocniło się w czasie studiów uniwersyteckich, gdy na własnej skórze doświadczył, na jakie upokorzenia skazani są niemuzułmańscy studenci nawet wtedy, gdy uda im się już dostać na uczelnię, co generalnie graniczy z cudem. Wówczas też przeżył swoje nawrócenie. Optykę jego myślenia i działania zmieniła ewangeliczna opowieść o Jezusie, który umarł i zmartwychwstał dla zbawienia całej ludzkości. Wtedy - jak mówił - przylgnął do krzyża i postanowił nie zakładać rodziny, by móc jak najlepiej służyć Bogu. Założył Pakistańską Organizację Mniejszości Religijnych, a w kolejnych latach związał się z reformatorską Pakistańską Partią Ludową. Dzięki swemu zaangażowaniu został zauważony przez Benazir Bhutto. Współpracowali aż do chwili, kiedy charyzmatyczna premier została zabita przez islamskich fundamentalistów. Bhatti odniósł wówczas lekkie obrażenia, jechał w konwoju kilka samochodów za zamordowaną polityk.

 

Przyjaciele wskazują, że Bhatti zostawił ogromne dziedzictwo konsekwencji moralnej właśnie w polityce. "Nie był politykiem dla władzy, ale po to, by służyć bliźniemu, szczególnie mniejszościom religijnym. Stąd przesłanie, które nam zostawia, ma charakter nie tylko duchowy, ale i polityczny" - mówi prof. Mobeen Shahid. Wiele osób wspomina Bhattiego właśnie jako człowieka dialogu, otwartego nie tylko na wartości obecne w nauczaniu Kościoła, ale także ogólnoludzkie. Dlatego również ludzie innych wyznań czy niewierzący szanują jego pracę i służbę na rzecz ludzkości. "On kochał Pakistan. Powtarzał, że my, chrześcijanie, musimy być kreatywną mniejszością, wnoszącą swój wkład w rozwój kraju" - dodaje Shahid. Wielu polityków podkreśla, że Bhatti dobrze zdiagnozował chorobę zżerającą pakistańskie społeczeństwo. Jest nią ignorancja i zakorzeniany przez lata wypaczonej edukacji strach przed "innym". W tej sytuacji polityk postulował radykalną zmianę systemu oświaty zakładającą wyeliminowanie z podręczników szkolnych, poczynając od szkoły podstawowej a na uniwersytetach kończąc, wszelkich treści wpajających islamski fundamentalizm. Ściągnęło to na niego gromy ze strony muzułmanów.

 

Rodzice Bhattiego byli mocno zaangażowani w życie Kościoła. Polityk mawiał, że od matki nauczył się modlitwy, a od ojca wytrwałości w trwaniu przy wyznawanych ideałach. "Pamiętam, że gdy nocowałem u niego, często ktoś przychodził po pomoc, a on zrywał się nawet w środku nocy i bez problemu szedł do ludzi, którzy go potrzebowali" - wspomina Paul Bhatti. Właśnie on podjął teraz niełatwe dziedzictwo swego zamordowanego brata. Wrócił do Pakistanu z Włoch, gdzie był dobrze sytuowanym lekarzem. Obecnie jest doradcą premiera ds. mniejszości religijnych. Po śmierci Bhattiego władze zlikwidowały kierowane przez niego ministerstwo, co zostało nazwane "drugą śmiercią katolickiego ministra". Decyzja ta pozbawiła przedstawicieli mniejszości prawdziwego obrońcy.

 

"To pakistańska ustawa przeciw bluźnierstwu sama jest prawdziwym bluźnierstwem, bo w imię Boga staje się przyczyną niesprawiedliwości i śmierci" - mówił po zabójstwie Bhattiego watykański rzecznik prasowy. Przypomniał on, że "minister doskonale wiedział, że ryzykuje życiem. Jednak nie zrezygnował z walki o wolność religijną, walki z okrutnym fanatyzmem". Czy walka sama w sobie musi oznaczać męczeństwo za wiarę? - pytano po jego śmierci. Wydaje się, że gdy chodzi o Shahbaza Bhattiego, odpowiedź jest jednoznaczna. Ten minister-męczennik w geście dialogu do każdego wyciągał otwarte dłonie, całe swe życie bowiem - jak mawiał publicznie - złożył w ręce Chrystusa. W testamencie zapisał: "Proponowano mi wysokie stanowiska w rządzie tylko po to, bym zrezygnował ze swej walki. Odrzuciłem je wszystkie, narażając tym samym swoje życie. Odpowiadałem zawsze: pragnę służyć Chrystusowi jako zwykły człowiek. Nie szukam popularności i władzy. Chcę jedynie miejsca u stóp Jezusa". Episkopat Pakistanu zwrócił się do Stolicy Apostolskiej z prośbą o otwarcie procesu beatyfikcyjnego. Miejmy nadzieję, że wkrótce będziemy obchodzić w Kościele dzień bł. Shahbaza Bhattiego, polityka-męczennika, którego drogę wyznaczał Chrystusowy krzyż.

 

BEATA ZAJĄCZKOWSKA

Pastores poleca