BR. ANTOINE-EMMANUEL
Było to w styczniu 1999 roku. Włożyliśmy właśnie nasze kapy i kukulle niedaleko prywatnej kaplicy Ojca Świętego. Nadszedł moment wejścia. Jan Paweł II był już obecny; od dawna trwał na modlitwie. Nie wiem dlaczego, ale zrodziło się we mnie przekonanie, że modlił się za cały świat, że podtrzymywał go swoją modlitwą. Było w tym człowieku, starszym i pochylonym na swym klęczniku, niesamowite i niezapomniane natężenie modlitwy.
Jeśli takie jest doświadczenie kogoś, kto modli się obok świętego, to o ileż mocniejsze musiało być doświadczenie apostołów, gdy widzieli modlącego się Jezusa. Doświadczenie tak potężne, że pewnego dnia poprosili Go: "Panie, naucz nas się modlić, jak i Jan nauczył swoich uczniów" (Łk 11,1). Chciałbym dziś skierować do Jezusa tę prośbę. Jest ona bardzo istotna dla naszego życia modlitwy. Któż mógłby nauczyć nas modlitwy, jak nie Jezus? Nasza Reguła życia doskonale to wyraża: "Jeśli więc ty, bracie i siostro, będący synem i córką tego samego Ojca, chcesz wiedzieć jak, dlaczego i kiedy się modlić, popatrz na Jezusa i niestrudzenie czyń to samo, co On, bo tylko On może cię nauczyć modlitwy" (§ 12).
Pozwólmy zatem prowadzić się Jezusowi na drogę modlitwy, pozostając bardzo blisko Ewangelii. Rozpocznijmy od spotkania z Samarytanką i jej wątpliwości: "Ojcowie nasi oddawali cześć Bogu na tej górze [Garizim], a wy mówicie, że w Jerozolimie jest miejsce, gdzie należy czcić Boga" (J 4,20). Jezu, gdzie należy się modlić? Jakie są okoliczności, warunki "zadziałania" naszej modlitwy?
"Wierz Mi, kobieto, że nadchodzi godzina, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie czcili Ojca. Nadchodzi godzina, owszem już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w duchu i prawdzie" (J 4,21.23). Ani na Syjonie, ani na Garizim, ani gdzie indziej; nadchodzi godzina, kiedy cześć Ojcu będzie oddawana "w duchu". Cóż to jednak znaczy?
Nie należy zbyt szybko mówić, że "w Duchu Świętym". Jezus bowiem mówi: "w duchu", to znaczy, że oddawanie czci nie będzie już związane z realiami fizycznymi. Modlitwa nie będzie już więźniem miejsc, rytów, środków - choćby nawet najlepszych i najpiękniejszych.
Świątynią, w której należy się modlić, jest duch człowieka. Modlitwa staje się od tej pory nieustanną wewnętrzną liturgią serca i ducha. A staje się to możliwe dlatego, że Duch Święty "wspiera naszego ducha" (Rz 8,16). Musimy jednak przyznać, że wiąże się to z całkowitym ubóstwem i zupełną kruchością.
Jezus wzywa nas do modlitwy... bez sieci. Nie możemy już kurczowo trzymać się zabezpieczeń materialnych, gwarantujących skuteczność modlitwy. Jezus pociąga nas do osobistej relacji przyjaźni z Bogiem i musimy się zanurzyć, nie posiadając innych gwarancji, jak tylko Jego słowo. Zanurzyć się w siebie, gdyż Jezus zapewnia nas, że gdy jesteśmy "w sobie", jesteśmy w Bogu.
Naucza tego ogołocenia również w czasie Kazania na Górze: "Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani. Nie bądźcie podobni do nich! Albowiem wie Ojciec was, czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie" (Mt 6,7-8). A zatem to nie potokiem słów poruszamy serce Boga. Wprost przeciwnie, modlitwa "w duchu" jest doświadczeniem ciszy, odważnym poszukiwaniem wewnętrznego milczenia. Kilka słów wystarczy, byśmy spoczęli w Bogu. Modlitwa rozgadana jest oznaką naszego niepokoju, zmęczenia, braku wiary. Lepiej mieć przed Bogiem serce skruszone, ogołocone niż bez przerwy mielić językiem, próbując ukryć własną niestałość.
Tak zbliżamy się z Jezusem do modlitwy "w duchu". Nie czas już na hałaśliwe ofiary jerozolimskiej Świątyni. Ewangelia nigdzie nie mówi o Jezusie składającym ofiarę w Świątyni! A przecież całe Jego życie jest ofiarą, ofiarą z siebie składaną dzień po dniu i dopełnioną na krzyżu.
W Jezusie, a także w nas - dzięki darmo danej nam łasce - ta modlitwa "w duchu" jest dziełem Ducha Świętego. Jest modlitwą "w Duchu Świętym". Łukasz mówi, że Jezus, radując się "w Duchu Świętym", oddawał cześć Ojcu: "Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi" (Łk 10,21).
Przed Ojcem
Pójdźmy krok dalej: Jezus wzywa nas również do modlitwy, do oddawania czci "w prawdzie". Zwracając się do Samarytanki, mówi o "prawdziwych czcicielach" i o oddawaniu czci "w prawdzie" (por. J 4,23). O jaką jednak prawdę chodzi? Pomagają nam odpowiedzieć na to pytanie słowa, które Jezus wypowiedział nieco wcześniej. "Wy czcicie to, czego nie znacie, my czcimy to, co znamy, ponieważ zbawienie bierze początek od Żydów" (J 4,22). Kwestia "prawdy" jest kwestią "poznania" Ojca. A "poznanie" w kulturze biblijnej nie jest najpierw czy przede wszystkim intelektualne, cały bowiem człowiek "poznaje". Mówiąc dokładniej, biblijne "poznanie" odsyła do dwóch ludzkich doświadczeń: z jednej strony do bliskości seksualnej, a z drugiej strony do przymierza między dwoma królami, którego warunków należy przestrzegać. Oddawanie czci jest "prawdziwe" w takim stopniu, w jakim Bóg został w ten sposób "poznany". "Prawda", o której mówi Jezus, jest prawdą relacji do Ojca, jakością tej relacji2. Stajemy się prawdziwymi czcicielami wówczas, gdy nasza relacja do Ojca staje się poznaniem właściwym przymierzu i miłości.
Czy nie tego naucza nas Jezus na wiele sposobów, gdy na galilejskich i innych drogach mówi o modlitwie? Gdy mówi o modlitwie, daje najpierw do zrozumienia, że modlitwa oznacza rzeczywiste zwrócenie się ku Ojcu. To właśnie objawia modlitwa "Ojcze nasz". Trzy pierwsze prośby tej modlitwy odwracają nas od zaabsorbowania swoim "ja", by zwrócić swe serce ku Ojcu.
Jezus uczy nas, byśmy najpierw pragnęli tego, aby "święciło" się imię Ojca. Nic innego nie może stanąć na pierwszym miejscu w modlitwie. Niech w każdym sercu otworzy się miejsce święte, w którym imię Ojca, Jego tajemnica, Jego ojcostwo będą poznane i celebrowane! Niech ludzkie życie, niech całe stworzenie składa Ojcu dziękczynienie, niech wszystko stanie się pieśnią ku Jego chwale! Niech przyjdzie Jego królestwo, niech kiełkuje jak ziarno wewnętrznie przemieniające świat! Niech spełnia się Jego wola, niech wszystko nagina się do Jego zamysłu, pełnego miłości i piękna, jako w niebie, tak i na ziemi!
Adoracja Ojca
Modlitwa "w prawdzie" jest przyciągana przez Ojca jak przez magnes. Jej pasją jest Ojciec. Jezus dopowiada, że jest ona "oddawaniem czci" (por. J 4).
Otóż greckie słowo proskynesis oznaczające najgłębsze oddawanie czci, czyli adoracji, ma bardzo konkretne znaczenie: chodzi o gest całego ciała, które wykonuje prostrację - gest uznania świętości Boga, głębokiego pochylenia się wobec tajemnicy i ogromu Bożej miłości. "Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu będziesz oddawał cześć" (por. Łk 4,8). Albowiem oddawanie czci, oddawanie pokłonu całym naszym ciałem należy się jedynie Bogu. Jest to pokłon, który czyni nas wielkimi, i tylko taki pokłon nie wiąże się z poniżeniem. Co więcej, oddawanie czci Bogu jest wyzwoleniem ludzkiego serca.
Pokusa próżnej chwały
Jedynym warunkiem wejścia w taką modlitwę jest zamknięcie drzwi - zamknięcie drzwi podstępnej pokusie próżnej chwały, która jak koń trojański niszczy modlitwę: "wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu" (Mt 6,6). Jezus prosi nas o wyrzeczenie się "nagrody" próżnej chwały, by otworzyć się na inną nagrodę: "Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie" (Mt 6,6). Jedne drzwi się zamykają, inne otwierają. Otwierają na serce Ojca.
Uczeni w Piśmie "odprawiali długie modlitwy" (por. Mk 12,40) w niespokojnej pogoni za odrobiną ludzkiej chwały. Pozbawiali się jednak innej chwały. "Ojcze, otocz mnie chwałą!" - możemy dzisiaj prosić. Strzeż nas od zamieniania wiecznej chwały jaśniejącej światłem i radością na próżność przebraną w pobożność, która zawsze obróci się przeciwko nam!
Bez wyłączania braci
Jezus uwalnia naszą modlitwę od próżnej chwały. Uwalnia ją również od ciasnoty modlitwy nazbyt zapatrzonej w samą siebie. Uczy nas modlitwy, która używa słowa "my". Jest to inna wspaniała nauka modlitwy "Ojcze nasz".
Nie możemy modlić się do Ojca, wyłączając braci. Nie możemy modlić się, wyłączając kogokolwiek. Jezus wskazuje na konieczność modlitwy z innymi i za innych. Mogę być sam w moim pokoju lub w jakiejś kaplicy, a jednak będę mówił: "Ojcze nasz".
Najistotniejszą sprawą jest to, że jedynym warunkiem, jaki stawia Jezus naszej modlitwie, jest przebaczenie: "kiedy stajecie do modlitwy, przebaczcie, jeśli macie coś przeciw komuś" (Mk 11,25). Modlitwa nie popłynie, jeśli uraza tworzy zakrzep w sercu. Zamiast być zdrojem życia prowadzącym nas do serca Ojca, modlitwa zamienia się w kałużę słonawej, zatęchłej wody. Gdy natomiast króluje miłosierdzie i przyjaźń, gdy "dwaj na ziemi zgodnie o coś proszą", zostaną - jak obiecuje Jezus - wysłuchani przez Ojca (por. Mt 18,19). Samą bowiem naturą modlitwy jest bycie w jedności.
Wołanie bliskie życiu
"Proszą o coś" - powiedział Jezus. "O coś", poczynając od najbardziej konkretnych życiowych spraw. Jezus nigdy nie czyni modlitwy ucieczką, poszukiwaniem niezwykłości czy wyjątkowości. Prośby modlitwy "Ojcze nasz" dotyczą tego, co najbardziej codzienne w naszym życiu. Prosimy o chleb i o to wszystko, czego potrzebujemy do życia: o pożywienie, o dach nad głową, o pracę, o przyjaźń... Prosimy o przebaczenie win, bo mamy witalną potrzebę nieustannego jednania się z Ojcem - bez tego nasze życie zaczyna przypominać ruchome piaski, które pochłaniają naszą wolność wewnętrzną. Prosimy o moc nieulegania pokusom, które wystawiają na próbę naszą wiarę, nadzieję i miłość - jakże jesteśmy bezsilni i podatni na różne wpływy, jeśli nie wspiera nas łaska! Prosimy o uwolnienie od wszelkich złudzeń niezależności, bogactwa i chwały, jakimi kusi nas szatan. Jedynie Bóg może nas wyzwolić z tych więzów, a czyni to dlatego, by opasać nas więzami swojej miłości!
Jakże konkretna jest modlitwa w szkole Jezusa! Czyż nie zaprosił On swych uczniów do modlitwy o to, by do zdobycia Jerozolimy nie doszło "w zimie albo w szabat" (Mt 24,20)? Oto jak jest dokładny, jak ludzki! Bóg nieustannie musi nas uczyć bycia ludzkimi.
Bóg nas nie oszukuje
Czy mamy jednak dość prostoty, by prosić Boga o to, czego potrzebujemy? Choćby o kilka chlebów, by móc ofiarować je przyjacielowi wracającemu z podróży? Jezus wie, jak bardzo możemy być skrępowani wobec Ojca. I aby nas zachęcić do prostoty, daje do zrozumienia, że jeśli jakiś człowiek nie chce wstać i podać swego chleba przyjacielowi kołaczącemu do drzwi w środku nocy - smutna niewierność w przyjaźni - lecz w końcu otwiera je z powodu natarczywości proszącego, to o ileż bardziej Ojciec, który nie wycofuje się ze swej miłości - nie jest nawet do tego zdolny - otworzy nam drzwi. "Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a zostanie wam otworzone" (Łk 11,9).
Jezus opiera modlitwę na przyjaźni z Bogiem. Modlitwa nie budzi Boga dalekiego, śpiącego czy nieobecnego - to nas pobudza ona do przyjaźni z Bogiem, do miłującej bliskości z Nim. "Mówię do Dobrego Boga po prostu o tym, o czym chcę Mu powiedzieć, bez pięknych słów, a On mnie zawsze rozumie"3 - zwierza się Teresa, ta sama, która pisała do ks. Bellie`re: "Chciałabym, żebyś się odnosił z prostotą (...) do Boga"4.
Jezus zaprasza, by prosić, szukać, kołatać. Potem wyjaśnia, żeby prosić z wiarą, mając pewność, że zostaniemy wysłuchani. Chodzi o to, byśmy nie zwątpili, dosłownie - "nie zawahali się": "Zaprawdę, powiadam wam: Kto powie tej górze: «Podnieś się i rzuć się w morze», a nie zwątpi w duszy, lecz wierzy, że spełni się to, co mówi, tak mu się stanie" (Mk 11,23). Jakże wyczerpujące są te wahania, a mimo to znajdujemy w tym upodobanie. Bo wyrzec się tego, to zrezygnować z roszczeń do panowania, do zmieniania świata z pominięciem modlitwy. A jednak "wszystko, o co prosimy w modlitwie", jeśli tylko wierzymy - nie, że otrzymamy, ale że już otrzymaliśmy - zostanie nam dane (por. Mk 11,24). Do tego jednak trzeba zarzucić kotwicę ufności.
Jezus wzywa do radykalnej ufności Ojcu. Pozwala zrozumieć, że Ojciec nas nie oszukuje. Nie zachowuje się jak ktoś, kogo się prosi o rybę, a on daje coś, co jest do ryby tylko podobne - to znaczy węża. Żaden ojciec rodziny nie postąpiłby w taki sposób. Tym bardziej więc Ojciec Przedwieczny daje tym, którzy Go proszą, rzeczy dobre, trwałe, piękne, święte (por. Łk 11,11-13). Często nie potrafimy tego dostrzec, gdyż jesteśmy zanurzeni w tym, co doraźne, Bóg natomiast używa czasu o wiele lepiej od nas.
Próba dla wzrostu wiary
"Prawda" modlitwy, prawda naszej relacji do Ojca wyraża się w takiej właśnie ufności. Ufności ślepej, bo jesteśmy niedowidzącymi. Możemy bez żadnego skrępowania zwracać się do Ojca z prośbami. A Jezus pozwala nam dostrzec, że mamy prosić zasadniczo o to, by kochać i otrzymać wszystko to, co jest nam potrzebne, ażeby kochać.
Nie przypadkiem Jezus w jednej ze swych przypowieści o modlitwie mówi o człowieku potrzebującym chleba, by przyjąć przyjaciela będącego w podróży. Powinniśmy prosić Ojca o to wszystko, czego potrzebujemy do okazywania gościnności, służenia, miłowania, przebaczania. Jednym słowem, powinniśmy prosić o Ducha Świętego, który jest miłością. Modlimy się o zdolność do miłowania, o nieustanne wchodzenie w ubóstwo udzielającej się Bożej miłości. Modlimy się, jak Jezus w przeddzień swej męki, by oddać się Miłości, to znaczy iść ku Ojcu. Nigdy jednak sami, ale z całym światem.
A co robić, jeśli wydaje nam się, że nasza modlitwa jest jedynie wołaniem w pustkę, które nie powoduje nawet najmniejszego odzewu? Co robić, jeśli mamy wrażenie, że Bóg jest podobny do niesprawiedliwego sędziego, który nie szanuje ani tego, czym powinien być prawdziwy Bóg, ani też nie szanuje ludzi? Co czynić? Zapytać o swoją wiarę! Czy Bóg nie wystawia jej właśnie na próbę, aby dojrzewała do zdania się na Niego? Bóg cierpliwie czeka - mówi Jezus (por. Łk 18,7). Czeka z cierpliwością siewcy, aby Jego miłość skruszyła w końcu skorupę w naszym sercu, tak by pojawiła się błogosławiona słabość, abyśmy wyrzekli się pragnienia ciągłego naprawiania w sobie wszystkiego, zamiast pozwolić Mu być obecnym w naszych słabościach i brakach. Sprawa modlitwy jest tak naprawdę bardzo prosta: "Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?" (Łk 18,8), czy znajdzie tylko modlitewniki?
z francuskiego tłumaczyła
mniszka jerozolimska