Odwiedziła mnie ostatnio zaprzyjaźniona siostra zakonna. Teolog z dyplomem KUL-u. O różnych sprawach rozmawialiśmy - od osobistych po homiletyczne. Nie, ona kazań nie głosi. Słucha. Uważnie i krytycznie. Zresztą, znam ją od liceum, krytycznego spojrzenia nigdy jej nie brakowało. Krytyczno-analitycznego, nie krytykanckiego. I co usłyszałem? "Księże, od lat nie słyszałam homilii w czasie Mszy".
Moja odpowiedź była milczącym znakiem zapytania. Zaczęła wyjaśniać swoją tezę. Wskazywała na kompletny - jej zdaniem - rozdźwięk między czytanym słowem Objawienia a tematami podejmowanymi przez kaznodziejów - także wysoko utytułowanych. Czasem bez żadnego związku. Czasem z pozornym nawiązaniem do świętego tekstu, by zaraz przejść do własnego i odległego tematu. Zmorą są wszystkie uroczystości i akcje niezwiązane ze świętem czy dniem liturgicznym. Wszystkie "tygodnie", "niedziele", jubileusze, także rekolekcje. Zatrzymaliśmy się w rozmowie nawet przy Tygodniu Biblijnym, który bardziej mówi o Biblii, niż pozwala biblijnemu tekstowi przemówić.
Zacząłem dzielić się moimi doświadczeniami rekolekcjonisty. Wiem, ile pracy trzeba włożyć w przygotowanie rekolekcji, by liturgię słowa uczynić nicią przewodnią tych dni. Można to zrealizować, uwzględniając w niedzielę bieżące czytania, a w dni powszednie dobierając perykopy - na ile oczywiście pozwalają przepisy lekcjonarza. Każde rekolekcje wymagają wtedy indywidualnego potraktowania. Zdaję sobie sprawę, że dla "zawodowego" rekolekcjonisty, który w czasie Wielkiego Postu prowadzi pięć serii, jest to niewykonalne. Ale też wiem, że z góry przegrywa w najwrażliwszej warstwie rekolekcji - nad skuteczność łaski przenosząc "skuteczność" ludzkich metod. A przecież żywe "jest słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca" (Hbr 4,12). (...)
KS. TOMASZ HORAK