KS. JANUSZ STANISŁAW PASIERB
Słowo Boże między ludźmi
oprac. Maria Wilczek
Księgarnia św. Jacka
Katowice 2010, ss. 184.
Ta książka sprawi czytelnikowi, zwłaszcza księdzu, dużo radości. Dla młodszego pokolenia jest to doskonała okazja do poznania osoby zmarłego w 1993 roku księdza profesora, patrioty, poety i artysty.
Tych parę określeń nie wyczerpuje jednak przebogatej osobowości człowieka, który realizował kapłaństwo w prostocie i miał wielkie serce. Dla starszego pokolenia książka ta będzie jakby portretem osoby, której słowa, przemówienia, homilie zachwycają pięknem, wrażliwością i, co najważniejsze, aktualnością. W swoich wskazówkach o kaznodziejstwie ks. Janusz Pasierb przypomina, że słowo, które się głosi, ma swój osobowy charakter. Oznacza to, iż wypływa ono z dialogu, ze spotkania dwóch wolności, Bożej i ludzkiej. To spotkanie warunkuje przekaz, który jest najpiękniejszy wtedy, kiedy opiera się na świadectwie. "Już w samym głoszeniu - pisze autor - powinien być zawarty element świadectwa: moja pasja, moje zaangażowanie, moje przejęcie się tym, co mówię. Gdy w słowa wkładam moje świadectwo, moje biedne świadectwo, to choć ta prawda w moim życiu jak najgorzej się weryfikuje, to niech będzie widać przynajmniej moje cierpienie, to że moje życie nie jest na miarę tego, co głoszę". Lektura książki zachwyca głębią i świeżością myśli. O historii kaznodziejstwa przypomina J. Pasierb, iż jest to wymóg kultury, świadectwo przodków, od których bierzemy swoją tożsamość. Niezwykle ciekawe są jego spostrzeżenia na temat mentalności współczesnego człowieka. Wyróżnia tutaj "człowieka technicznego", "człowieka masowego" i "człowieka apokaliptycznego". Człowiek techniczny jest upojony techniką, niezdolny do metafizycznych poszukiwań, traktuje Ewangelię jak baśnie i mitologię. Człowiek masowy żyje z mediów, jest przez nie ukształtowany, cechuje go niechęć do wysiłku myślowego, do kontemplacji. Człowiek apokaliptyczny to - zdaniem autora - osoba naznaczona, w wyniku przemian kulturowych, alienacją, frustracją i wykorzenieniem. To człowiek, którego dopadają lęki polityczne, socjologiczne, jak również atomowe. Gdy jedne się kończą, ich miejsce zajmują nowe. W związku z tym wszystkim ks. Pasierb przypomina, jak ważne jest śledzenie owych zmian kulturowych i mentalnościowych, jak konieczne jest poszukiwanie nowego języka w kulturze masowej, a co się z tym wiąże, nowych form wyrazu, aby spotkać się z Bogiem, bo - jak sugeruje tytuł książki - słowo Boże jest zawsze obecne między ludźmi i, co najważniejsze, jest ono żywe.
jz
GABRIEL BUNGE
Wino demonów. Nauka Ewagriusza z Pontu o gniewie i łagodności
tłum. Arkadiusz Ziernicki
Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC
Kraków 2009, ss. 184.
"Gniew jest utratą roztropności, usunięciem stałości, zaburzeniem w porządku natury, postacią przypominającą rozjuszone zwierzę, rozpalonym piecem serca; zionie ogniem, jest prawem dla popędliwości, wzburzeniem wobec konieczności znoszenia krzywd, matką dzikich bestii, ukrytą wojną, przeszkodą dla modlitwy." Ewagriusz z Pontu, teolog życia monastycznego, pisząc te słowa już w IV wieku, zauważa ogromnie destrukcyjną rolę gniewu w życiu człowieka. Świat od niepamiętnych czasów jest naznaczony przemocą: przemocą między osobami, przemocą nawet przeciw nienarodzonemu życiu, także przemocą w relacjach między narodami, wreszcie przemocą wobec przyrody, wobec naszego środowiska, od którego zależy nasza egzystencja. Odkąd Kain zabił swego brata Abla, panuje prawo przemocy i agresji. Nowoczesna psychologia próbuje wytłumaczyć tę wszechobecną agresywność jako zjawisko naturalne, a nawet konieczne. Innego zdania jest Ewagriusz. Porównuje on działanie pod wpływem gniewu do człowieka odurzonego winem, którym nie kieruje Duch Święty (por. Dz 2,13-14), ale demon: "Żadna bowiem inna wada nie czyni z człowieka demona tak jak gniew". Dzięki opracowaniu o. Bungego, najwybitniejszego znawcy dzieł Ewagriusza, dowiadujemy się o dwóch podstawowych przyczynach gniewu, na które zwraca on uwagę: obwinianie innych za własne frustracje i niepowodzenia oraz pycha i dążenie za wszelką cenę do panowania nad innymi. Lekarstwem zaś na tę chorobę jest męstwo w walce z namiętnościami oraz praktykowanie cnoty łagodności. Warto zatem sięgnąć po opracowanie o. Bungego, aby najpierw nauczyć się w sobie rozpoznawać gniew (co wcale nie jest łatwe) i w jego miejsce wprowadzać cnotę łagodności. To "łagodne nauczanie" Ewagriusza, któremu nie brakuje pod żadnym względem stanowczości, może również dzisiaj wskazywać chrześcijanom drogi powrotu do "zgodności rozumnych dusz, które to samo mówią i nie znają schizm". A ta "zgodność" (symfonia), jak w wielogłosowym chórze, nie jest żadną utopijną wizją przyszłości, lecz Bożym darem, o który Chrystus prosił Ojca w czasie modlitwy arcykapłańskiej.
arj
BP ZBIGNIEW KIERNIKOWSKI
W mocy słowa i sakramentu. Biblijne inspiracje współczesnego duszpasterstwa
Oficyna Wydawnicza "Vocatio"
Warszawa 2011, ss. 626.
Opracowanie bp. Z. Kiernikowskiego można uznać za podręcznik nie tylko dla pasterzy. Została w nim zarysowana cała wizja posługiwania. Książka - w zamierzeniu autora - ma biblijnie inspirować współczesne duszpasterstwo. To efekt jego pasterzowania w diecezji i pracy akademickiej w ostatnim dziesięcioleciu. Imponujących rozmiarów książka nie odstraszy, gdyż autorowi udało się zaproponować przekaz jak najbardziej przejrzysty, a cały aparat naukowy nie tylko eksponuje jego erudycję, ale przede wszystkim dodaje czytelnikowi odwagi do współmyślenia. W takim ujęciu dana teza potwierdzona w Biblii, nauczaniu Kościoła lub w studiach teologów nie powinna jawić się jako prywatna wizja pasterza. Ponadto w książce jest mowa o wielu kwestiach niby oczywistych. Prawdopodobnie spotkanie Biskupa z proboszczem, który wyznał, że nikt mu nie głosił kerygmatu, uwrażliwiło autora na to, by zbyt wiele nie zakładać w kwestiach najistotniejszych. Czytelna jest struktura podręcznika. Posiada on pięć części. W punkcie wyjścia opisany został fundament chrześcijańskiego życia. Wyeksponowane Kazanie na Górze pokazuje nową tożsamość człowieka, która ma swój fundament nie w Dekalogu, ale w błogosławieństwach. Mówi o nich Jezus Chrystus, który wypełnił Prawo. Autor w kolejnej części pokazuje, jak w świetle dzieła Pana ujawnia się zarówno kondycja człowieka, jak i zamysł Ojca w stosunku do niego. Istota grzechu tkwi w utracie jedności i komunii z Bogiem i innymi ludźmi, a jego dramat w tym, że zaistniała sytuacja nie jest do naprawienia przez człowieka. Ten rozdział książki ukazuje, jaką obietnicę daje Nowe Przymierze i czym jest wiara na tle życia religijnego. W kolejnej części autor przybliża aktualną także dziś inicjację chrześcijańską, która doprowadza do wiary i powinna zajmować pierwszoplanowe miejsce w duszpasterstwie. Następna część książki została poświęcona głoszeniu Ewangelii. Zrozumiałe jest takie postawienie sprawy, gdyż wynika to z oryginalności kultu chrześcijańskiego i misji Kościoła wobec świata. Niezależnie od świetlanej przeszłości chrześcijańskiej Europy, także Polski, moc nowości życia chrześcijańskiego nie płynie z historii, ale - jak to pokazuje tytuł publikacji - z mocy słowa i sakramentów. Ostatnia część książki dotyczy kapłaństwa. Bp Kiernikowski wyjaśnia, że dla budowania Kościoła komunii trzeba wyeksponować kapłaństwo wspólne. W świetle misterium Chrystusa Kapłana jest ono także służebne i wraz z kapłaństwem hierarchicznym (także przecież służebnym) ma się przyczyniać do budowania jedności i miłości.
kp
KS. MIROSŁAW NOWOSIELSKI
Jak uwolnić się od złego ducha?
Wydawnictwo SALWATOR
Kraków 2011, ss. 89.
Problem zniewolenia duchowego wskutek stosowania praktyk wróżbiarskich, magicznych, spirytystycznych i satanistycznych pozostaje niezwykle ważny. W tym względzie jest to "mocna" książka. Jej niewątpliwy walor stanowi szereg przykładów wziętych z życia katolików, którzy - nierzadko zagubieni i zdezorientowani - otwierają się na magię. Publikacja jest wielkim wołaniem o to, aby, nawet jedynie z ciekawości, nie wchodzić w tego rodzaju praktyki. Trzeba - zdaniem autora - podejmować wszelkie próby ratowania i przestrzegania ludzi przed złem, jakie czai się we wróżbiarstwie, w spirytyzmie, New Age, wizjonerstwie, sekciarstwie i medycynie niekonwencjonalnej. Wróżby są najpopularniejszym zjawiskiem w Polsce. Niestety, traktuje się je często pobłażliwie, czego przykładem mogą być horoskopy. To jednak nie zmienia faktu, iż należą one do jednych z najczęstszych przyczyn uzależnień duchowych. Ich popularność leży w tym, iż skierowane są do każdego przedziału wiekowego. Kolejna pułapka czai się w medycynie niekonwencjonalnej, kiedy to człowiek poszukuje pomocy w chorobie. Można tutaj - przed czym autor przestrzega - szybko odejść od chrześcijaństwa i wplątać się we współpracę z obcymi siłami leczącymi (medium). Korzysta się wtedy z wahadełka czy różdżki, aby powiedziało, czy to, co się je i pije, jest zdrowe. Wahadełko wykorzystuje się też do wykrywania żył wodnych, przy czym ks. Nowosielski wspomina, iż poczynione w tym względzie badania na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu zaprzeczają istnieniu takiego zjawiska. Zagrożeń, które współcześnie towarzyszą człowiekowi, jest, niestety, bardzo wiele. Dlatego autor podkreśla rolę regularnej spowiedzi i wskazuje na konieczność czytania Biblii. Przypomina też o posłuszeństwie należnym Kościołowi w sprawach, o których naucza i przed którymi przestrzega. Te trzy proste drogi wbrew pozorom są jednym z najskuteczniejszych sposobów w uchronieniu siebie czy innych przed zagrażającym złem. Książka jest echem rekolekcji, jakie autor wygłosił wcześniej w Centrum Formacji Duchowej Salwatorianów w Krakowie. Skierowana jest do popularnego odbiorcy i ostrzega przed licznymi niebezpieczeństwami.
jz
MESZUGE
Alkoholik. Autobiograficzna opowieść o życiu, piciu, uzależnieniu i wyzwoleniu
WAM, Kraków 2011, ss. 289.
Nie jest to pierwsza książka urodzonego w 1958 roku w Opolu Meszuge. Do tej pory na rynku pojawiły się trzy (jedna z nich ma już II wydanie). Dużą popularnością cieszy się też jego internetowy blog prowadzony od 2007 roku. Pseudonim autora wywodzi się z języka jidysz, w którym słowo meszuge oznacza człowieka niespełna rozumu, wariata. Wydaje się jednak, że warto posłuchać, co ów meszuge ma do powiedzenia. Alkoholik nie jest zwykłą książką o piciu, o uzależnieniu, nieciekawym życiorysie, czy też o uzdrowieniu i grupach AA. Jest to opowieść o życiu. Napisana w taki sposób, że może ją przeczytać z pożytkiem dla siebie każdy, nie tylko pragnący dowiedzieć się czegokolwiek o alkoholizmie. Ponadto książkę czyta się jak wysokich lotów pamflet, przy lekturze którego czytelnik stwierdza, że autor i jego twórczość są warte poznania. Chesterton, Meissner, Fredro i Krasicki spotkali się w piórze Meszuge, który opisuje życie w sposób prawdziwy, czyli bolesny, ale mimo wszystko radosny. I czyni to z ujmującym poczuciem humoru. Opisując własną historię, przedstawia wiele innych osób, nawet swych dalekich przodków, a także sytuacji; dzieli się błyskotliwymi spostrzeżeniami dotyczącymi wielu dziedzin, między innymi gospodarki, historii. Swoją historię opowiada szczerze, można powiedzieć, że do bólu, jednak nawet przy lekturze trudnych momentów i tak czytelnik zostaje wciągnięty w pełne nadziei oczekiwanie na dobre zakończenie. "Jestem TYLKO alkoholikiem. To się leczy. Z tym można żyć" - stwierdza Meszuge u początku drogi trzeźwienia. Wiele razy doświadcza prawdy: "Bóg istnieje, ale ja Nim nie jestem". Niejeden raz, niszcząc wszystko i wszystkich wokół siebie, włącznie z sobą samym, pyta, co poszło nie tak, że znów sięgnął dna. I odpowiada: "absurdem jest oczekiwanie odmiennych efektów przy niezmienionych działaniach". Długa droga Meszuge do zrozumienia, czym w rzeczywistości jest pokora, prawda, pogoda ducha, zachęcają do podejmowania trudu walki z samym sobą. Meszuge jest człowiekiem ciężko doświadczonym, który z upływem czasu staje się jednak coraz mądrzejszy. Jego autobiografia nie jest moralnym ekshibicjonizmem, lecz ukazaniem momentów, okoliczności, zdarzeń, które prowadziły autora do alkoholizmu - ma to pomóc czytelnikowi, by widząc jakąś analogię, w odpowiednim momencie zawrócił. Sporo miejsca poświęca autor wspólnocie AA, ponieważ sam doświadczył, że wspólnota jest istotna w walce z nałogiem, grzechem, samym sobą, potrzebna, by nauczyć się komunikacji. Ta autobiografia jest dowodem na to, że człowiek, także (lecz nie tylko) alkoholik, może wiele, zwłaszcza we wspólnocie.
ank
Apoftegmaty Ojców Pustyni
tom III
wstęp i oprac. Marek Starowieyski i Rafał Zarzeczny
tłum. Stanisław Kur, Marek Rymuza i Marek Starowieyski
Źródła Monastyczne 56
Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC
Kraków - Tyniec 2010, ss. 484.
Abba Hyperechios powiedział: "Lepiej jest jeść mięso i pić wino, a nie pożerać obmową ciało bliźniego". Pomiędzy III a VI wiekiem pustynie Egiptu i Syrii zamieszkiwali liczni mnisi. W ludziach, którzy pragnęli podążać duchową drogą, pustynia wywoływała niezwykłą fascynację, choć uważano ją wówczas za siedlisko demonów. Mnisi chcieli zatem zwyciężyć moce ciemności w ich własnym królestwie, by mogło tam rozbłysnąć światło Chrystusa. Wierzyli, że dzięki ich ascezie świat stanie się jaśniejszy i zdrowszy. Pragnęli żyć słowami Jezusa tak radykalnie, jak to pojmowano u zarania chrześcijaństwa. Na pierwszy rzut oka pierwsi mnisi prezentują duchowość, która wydaje nam się obca. Jeśli jednak przysłuchamy się dokładniej ich słowom, odkryjemy ich zadziwiającą aktualność. Mnisi czerpią bowiem z doświadczenia, nie tworzą żadnej teorii na temat istoty człowieka, lecz osobiście doświadczają tego, co to znaczy być istotą ludzką, jak wygląda droga do Boga, która droga prowadzi do celu, a która wiedzie na manowce. Dlatego też na pustynie Egiptu napływały z różnych stron tłumy ludzi poszukujących rady, pragnących odwiedzić starców, aby otrzymać od nich wskazówki co do swego życia. Odpowiedzi, jakich mnisi udzielali na pytania swoich gości, przechowywano najpierw w tradycji ustnej, by potem pomieścić je w zbiorze Apophthegmata patrum (Przypowieści Ojców). Lektura jest trzecim z kolei tomem Apoftegmatów Ojców Pustyni. Autorzy starali się w nim podać niektóre apoftegmaty dotąd nieprzełożone na język polski (zbiory etiopskie, greckie i łacińskie) oraz tak zwane opowiadania dla duszy pożyteczne (Pawła z Monemwazji, fragmenty z Jana Moschosa). Słowa starców także dzisiaj trafiają prosto do serca. Nie można z nimi dyskutować. Trzeba wyjść im naprzeciw. Dzięki nim zostaniemy głęboko poruszeni i przyznamy: "Tak. To istotnie prawda. To droga, na której można stać się człowiekiem. Taki jest Bóg". Słowa starców tchną mądrością i łagodnością. Nie ma w nich nic z moralizatorstwa. Mnisi widzą, co grozi człowiekowi, lecz mimo to są pełni optymizmu. Wierzą, że nie ciąży na nas przekleństwo powtarzania naszej przeszłości ani też cierpienia z powodu doznanych niegdyś zranień. Możemy uwolnić się od tego i ruszyć w drogę ku Bogu. Jesteśmy powołani do zjednoczenia z Nim. To jest nasza najwyższa godność. Na tej drodze spotykamy wszakże prawdę o nas samych, a to nie zawsze jest przyjemne. Ale jak realistycznie mnisi mówią o przepaściach duszy, tak optymistycznie wypowiadają się także o sile, jaką człowiekowi dał Bóg. Nie jesteśmy po prostu ofiarami naszego wychowania czy społeczeństwa. Możemy walczyć, aby wygrać życie. I jesteśmy powołani do kontemplacji. Droga stawania się człowiekiem i zjednoczenia z Bogiem to droga fascynująca, do której zaprasza nas ta książka.
arj
C. S. LEWIS
Rozważania o psalmach
tłum. Aleksandra Motyka
Wydawnictwo Esprit SC
Kraków 2011, ss. 207.
Autor wielu znanych powieści pozostawił po sobie także zbiór rozważań o psalmach. Na początku zastrzegł, że zrobił to jako anglikanin i swego rodzaju amator biblijny. Nie zaciekawiła go tylko literacka strona tej księgi biblijnej. Najwyraźniej chciał podzielić się trudnościami oraz osobistymi odkryciami podczas lektury psalmów, do których podchodził jako wierzący. Założył, że taki będzie również czytelnik, a przynajmniej ktoś, kto jest gotowy zawiesić swoją niewiarę, jeśli taką u siebie znajduje. Nie zamierzał zajmować się apologią. Lewis powodowany osobistymi poszukiwaniami wybrał osiem kwestii, które w szczególny sposób zwróciły jego uwagę. Zaczął od rozumienia sądu, przekleństwa i śmierci w psalmach. Na ile pozwalała mu ogólna wiedza biblijna, na tyle próbował wydobyć zawarte w nich rozumienia judaistyczne, aby następnie odczytać je w perspektywie chrześcijańskiej. Wyraził przekonanie, że Żyd oczekiwał potwierdzenia swej racji i odszkodowania, a chrześcijanin pragnie orzeczenia niewinności, a nawet ułaskawienia. Ten ostatni nie błaga o sprawiedliwość, ale o miłosierdzie. Wszystko to dokonuje się w wołaniu, które nie wyklucza także przekleństw. Dla Lewisa to znak poważnego traktowania dobra i zła oraz odsłonięcia wszystkich możliwych postaw człowieka przed Bogiem i bliźnim. Według niego sytuacja tego, kto grzeszy, jest daleko poważniejsza niż tego, kto jedynie płata figle. Ograniczone postrzeganie życia, o które walczy się za wszelką cenę, to konsekwencja grzechu. Autor wnioskuje, że myślenie o śmierci i życiu wiecznym wcale nie musi mieć charakteru religijnego, tak jak to opisują psalmy. Może bowiem pozostawać na poziomie troski takiej jak o zdrowie, bez przyjęcia Boga. Lewis podaje przykład buddystów, którzy zabiegają o życie po śmierci, ale nie są teistami. Tylko adoracja Boga, a nie własnych wyobrażeń, daje nadzieję łaknienia Go jak wody ze strumieni (zob. Ps 42,2). W tych miejscach psalmy ukazują także szczęście i radość wyrażaną tańcem. Autor podkreśla, że niekiedy jest ona płytka u starożytnego Żyda. Inaczej widać radość z ocalenia człowieka po śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa. Co innego żyć obietnicą, a co innego cieszyć się już z faktu otwarcia nieba. Czytając rozważania Lewisa, warto pamiętać, że miał on za sobą spory okres niewiary i dlatego po nawróceniu szczególnie wyczulony był na pełnię chrześcijaństwa i jej przedsmak w judaizmie oraz pustkę w pogaństwie.
kp
STANISŁAW C. NAPIÓRKOWSKI OFMConv
Spór o Matkę. Mariologia jako problem ekumeniczny
seria: Teologia w dialogu, t. 12
Wydawnictwo KUL
Lublin 2011, ss. 272.
Gdy w Rzymie obradował II Sobór Watykański, a w Polsce miała miejsce Wielka Nowenna przed jubileuszem chrztu Polski w 1966 roku, o. Celestyn Napiórkowski, franciszkanin, napisał pracę doktorską na temat mariologii i ekumenizmu. Te dwa wspomniane fakty są ważne dla ukazania jego pionierskich badań teologicznych. Ostateczny kształt dokumentów soborowych nie był jeszcze znany, a w Polsce było wiele ważniejszych wyzwań dla Kościoła niż zastanawianie się nad poprawną mariologią lub maryjnością, a tym bardziej nad uwagami ewangelików, których i tak było w naszym kraju wówczas niewielu. O. Napiórkowski przebadał poglądy mariologiczne ponad stu współczesnych europejskich teologów protestanckich. Wziął pod uwagę publikacje, które powstały po ogłoszeniu dogmatu o wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny. Okazało się, że do głosu doszło wiele dawnych sporów, począwszy od tytułu Theotokos poprzez kwestie związane z rozumieniem dziewictwa Maryi i Jej niepokalanego poczęcia oraz wniebowzięcia. Ostatecznych wniosków powstało wiele. Jak wykazali to recenzenci samego doktoratu (księża profesorowie: W. Granat i J. Stępień), a następnie edycji książkowej (biskupi: J. Wojtkowski i E. Ozorowski), projekt badawczy okazał się niezwykle cenny dla nauki, ale także dla duszpasterstwa. O. Napiórkowski pokazał, że raz na zawsze ogłoszone dogmaty w każdym pokoleniu oczekują na recepcję. W tym procesie pojawiają się różnego rodzaju zmagania. Ówczesna mariologia stosowała nie tylko argumenty czysto teologiczne. Rozwijała też interpretacje psychologiczne (np. Maryja jest Matką, a matka zawsze się troszczy, opiekuje, bywa bardziej wyrozumiała niż ojciec itp.). Historia pokazuje, że właśnie pomieszanie tych porządków rodzi spory. Publikacja o. Napiórkowskiego nie polega na przyznawaniu racji (niekiedy ma to miejsce) poglądom zawartym w protestanckiej krytyce mariologii katolickiej. Nie dokonuje także apologii mariologii katolickiej (np. tezy o "pośrednictwie piętrowym", które nie eksponuje prawdy o bezpośrednim dostępie do Chrystusa). Przede wszystkim analizuje poglądy, ażeby potem weryfikować zasadność stanowiska. Można się na tej książce uczyć przechodzenia od sporu do dialogu. Autor daje przykład tego, jak można ulepszać nauczanie o Maryi, aby było coraz bardziej ewangeliczne.
kp
BRAT MARIE-ANGEL CARRÉ
Kanalie też mają dusze. Historia nastoletniego włóczęgi, która zdarzyła się naprawdę
tłum. Krzysztof Chodecki
Wydawnictwo PROMIC
Warszawa 2011, ss. 189.
Historia Gabriela, paryskiego łobuziaka, przywołuje na myśl słowa Chrystusa: "przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę, ażeby już zapłonął" (Łk 12,49). Chrystusowy ogień płonie. Płonie nawet tam, gdzie "mistrzowie poprawności", wsparci duchem tego świata, węgle przysypali popiołem. Sam autor książki, obecnie zakonnik we Wspólnocie św. Jana, wyznaje, że owa opowieść "jest owocem Pięćdziesiątnicy", gdzie wiatr i ogień stają się znakami Bożej mocy, świeżości i tchnieniem nowego życia. "Bóg jest ogniem (...). I tylko On potrafi na nowo zrodzić człowieka w niewinności". Ta wiara pomogła mu nie tylko zauważyć ludzką nędzę, nie tylko okazać współczucie, ale podjąć próbę rozpalenia ognia Bożej miłości w sercu poranionego dziecka ulicy. Każda strona, każde zdanie staje się świadectwem zmagania, jakie toczy brat Angel o obraz Boga w duszy Gabriela, jak też niesamowitego wysiłku, jaki podejmuje chłopiec, by Boga odkryć, przyjąć i pokochać. Wydaje się, że to, co zostało zapisane na kartach Biblii, ma swoją kontynuację "tu i teraz". Widzimy Gabriela przez pryzmat Adamowego grzechu, spotykamy go jako współczesnego Hioba, który został odarty ze wszystkiego, odnajdujemy go na drodze między Jerozolimą a Jerychem, gdzie wpadł w ręce zbójców. Historia zbawienia jakąś cienką nicią splata się z historią tego chłopca. Bóg działa na naszych oczach. Daje nowe życie. Może właśnie dlatego opisane wydarzenia prowokują czytającego do zadawania sobie wielu pytań. Czy widzimy obok siebie drugiego człowieka? Jego problemy, potrzeby, braki, jego nędzę materialną i tę duchową? Może się cieszymy, że nie jesteśmy tacy jak on? Czy potrafimy czynić miłosierdzie na wzór Tego, który jest Miłosierny? Czy jest w nas choć trochę Bożego szaleństwa? I pytanie kluczowe wynikające z lektury tej książki: jakimi jesteśmy ojcami chrzestnymi (matkami chrzestnymi)? Czy jesteśmy świadkami Bożej miłości dla dziecka, które w znaku wiary przyjęliśmy za swoje? Historia Gabriela w namacalny sposób pokazuje, że Bogu zależy nawet na "kanalii", ponieważ ma duszę, i że Bóg ciągle potrzebuje tych, którzy byliby gotowi stoczyć "wielką walkę" (Kol 2,1) o każdą ludzką istotę. To wszystko nie obywa się bez łaski Przedwiecznego, który skłania "do podejmowania śmiałych czynów, całkowicie sprzecznych z duchem współczesnego świata - ale jednocześnie owa łaska nas przekracza".
tk
RYSZARD MODELSKI OFMCap
Kapłan do szpiku kości. Ojciec Serafin Kaszuba
Wydawnictwo Serafin
Kraków 2010, ss. 144.
Książka przybliża postać kapłana niezmordowanego, "świadka wiary minionego wieku", oddanego bez reszty posłudze apostolskiej wśród Polaków, ale nie tylko w krajach ówczesnego Związku Radzieckiego. Biografię o. Serafina (Alojzego) Kaszuby sporządzono na podstawie dokumentów archiwalnych i beatyfikacyjnych. We Lwowie, gdzie przyszedł na świat w 1910 roku, zrodziło się jego powołanie zakonne. Po przyjęciu święceń kapłańskich w 1933 roku pracował duszpastersko w Krakowie i Rozwadowie. II wojna światowa zastała go we Lwowie. Ocalał z rzezi wołyńskiej, a potem wielokrotnie w sposób opatrznościowy udawało mu się uniknąć aresztowania i śmierci. Działając w ukryciu, pozostawał dla wielu często jedynym duchowym pocieszycielem i doradcą. Zyskał sobie szacunek także wśród ludności rosyjskiej. Po wojnie zdecydował się na powrót do Polski, jednak w czasie podróży powrotnej nagle się rozmyślił, wysiadł z pociągu i powrócił na Wołyń. Osiedlił się w Równem, gdzie był proboszczem do 1958 roku. Wkrótce przyszło mu zmierzyć się z komunizmem wojującym, dla którego stał się wiecznym banitą i przestępcą. Władze zakazały mu wykonywania jakichkolwiek czynności kapłańskich. Kościoły pozamykano, resztę Polaków zmuszono do repatriacji. W następnych latach o. Serafin działał nielegalnie jako wędrowny pielgrzym od Krymu przez Dźwińsk (Estonia) aż po Celinograd (Kazachstan). Sprawował posługę w domach, zręcznie unikał sytuacji niebezpiecznych, grożących aresztowaniami, często zmieniał miejsce pobytu, doświadczał zimna i głodu. Najważniejsze było dla niego to, by działać dla chwały Bożej. Przeżył aresztowania, zesłanie do Arykty i Arszatyńska. Mając 11 lat wyroku, zbiegł z kolejnego miejsca osadzenia i uciekł do Polski, gdzie podreperował mocno nadwątlone zdrowie. Po dwóch latach powrócił do ukochanego Kazachstanu i dawnego trybu życia i posługi, jeżdżąc po całym Kraju Rad, nierzadko uciekając z jednego miejsca w drugie. Po wielu perypetiach znalazł się w swojej dawnej parafii w Równem, gdzie umarł w 1977 roku. Książka wpisuje się w dzieje martyrologium polskiego duchowieństwa, a w swoim przekazie jest niezwykle prosta. Bez koloryzowania ukazuje niezwykle pokorną i oddaną Bogu, a szerszej opinii prawie nieznaną, posługę o. Kaszuby. Dla młodego pokolenia to skarb w postaci autentycznego kapłaństwa; dla starszego - świadectwo, że życie oddane Bogu, mimo niezwykle trudnych warunków, zawsze ma sens.
jz