Lectio divina - czytam, medytuję, modlę się, by otworzyć się na kontemplację. Obym mógł nakarmić was tym, czym sam żyję...
"Z niedostatku swego wrzuciła wszystko, co miała na utrzymanie" (Łk 21,1-4). Ów fragment Ewangelii według św. Łukasza pozwolił mi zrobić ważny krok w praktyce lectio divina. Usłyszałem tę perykopę kiedyś w czasie liturgii, gdy przygotowywałem się do święceń diakonatu i niepokoiłem się tym, jak pewnego dnia przyjdzie mi głosić homilie, bo nie można przecież głosić lectio divina, a był to jedyny sposób przestawania ze słowem Bożym, jaki od bardzo dawna praktykowałem.
Co będę mógł zanieść przed zgromadzenie wiernych, które będzie mnie słuchać w Bożej świątyni? Wiedziałem, że po święceniach na pewno będę miał coraz mniej czasu na to, by usiąść w celi i oddać się spokojnej lekturze słowa Bożego, jaką jest lectio divina. Homilię trzeba przecież przygotować, a to zabiera czas! Trzeba wygłosić dwa, trzy, a nawet cztery kazania w tygodniu, a więc to właśnie będzie od tej pory w wielkim stopniu kształtowało moje czytanie Pisma Świętego! Nie licząc konferencji, komentarzy i całej reszty... Jak zatem zachować wolność ducha, jak nie popaść w czysto "praktyczne" czytanie Pisma Świętego, jak nie stracić owych ukrytych owoców, jakże głębokich i osobistych, lectio divina, owej duszy życia monastycznego? I tu przyszła mi z pouczeniem wdowa z Ewangelii.
Wróćmy jednak najpierw do samej lectio divina, do tekstu i do tego, co można zaczerpnąć z owego krótkiego tekstu synoptycznego. Czytam i rozumiem, że wydarzenie to ma miejsce w kluczowym momencie życia Jezusa. Da się wyczuć duże napięcie. Jezus ostatecznie zbliża się do centrum Świętego Miasta, do świątyni i do godziny, dla której przyszedł. To Jego ostatnie dni. Gdy Jezus wypędza sprzedających ze świątyni, władze religijne i cywilne są poirytowane i zdecydowane. Trwają w pogotowiu i wysyłają szpiegów (Łk 20,20). Po tym fragmencie ma miejsce mowa eschatologiczna o zburzeniu Jerozolimy i przyjściu królestwa Bożego. Później nastąpi męka.
Ofiara złożona do skarbca świątyni - jest to część publicznej liturgii, spontanicznej a jednocześnie przepisanej Prawem (Ne 12,44-47) - przywodzi nam natychmiast na myśl to, co stanowi rdzeń posłannictwa Jezusa: Jego ofiarę, która dokona się w Jerozolimie. Czytam i rozmyślam dalej: czyż nie jest On jedną z tych wdów, którym powinniśmy przyjść z pomocą w ich niedostatku? Świątynia w tamtych czasach posiadała status ośrodka sprawiedliwości społecznej (Pwt 26,13b). Ale czytamy wyżej, że życie wdów stało się uciążliwe między innymi z powodu hipokryzji uczonych w Piśmie (Łk 20,47) - tych, którzy wyjaśniali Boże prawa, rozmyślali nad mądrością Boga sprawiedliwego i najwyższego, by posiąść prawość osądu (Mdr 7,10; Syr 39,6 nn.). Dobra wdów są pożerane przez rzekomo mądrych, którzy nimi wcale nie są. Św. Jakub, mędrzec Nowego Testamentu, występuje przeciwko ich mądrości: "Czy Bóg nie wybrał ubogich tego świata na bogatych w wierze?" (Jk 2,5); "bogacze, zapłaczcie (...), złoto wasze i srebro zardzewiało, a rdza ich będzie świadectwem przeciw wam i toczyć będzie ciała wasze niby ogień. Zebraliście w dniach ostatecznych skarby. (...) Potępiliście i zabili sprawiedliwego. Nie stawiał wam oporu" (Jk 5,1-6). Tymczasem wdowa, dając wszystko - mądra w swej pokorze - została wybrana spojrzeniem Chrystusa na to, by stała się ikoną zbawionej czasów ostatecznych, gdy Sędzią i Obrońcą będzie Pan Zastępów, który widzi i słyszy krzyk ubogich (Jk 5,4).
(...)

BR. BENEDYKT

Pastores poleca