Z pewnością na przyjmowanie Ewangelii przez świat, na opozycję wobec głoszonego słowa Bożego wpływają czynniki nadprzyrodzone: łaska wiary i pokusa niewiary. Pierwsza jest darem danym od Boga, druga szatańską pokusą przeciwko temu darowi. Oba te czynniki w dużej mierze są poza naszą zdolnością do językowego uchwycenia.
Jednocześnie trzeba przyznać, że "reakcja" człowieka na oba czynniki pozostaje w dużej mierze w obszarze tajemnicy. Warto więc może bardziej zająć się tym, co wytłumaczalne na płaszczyźnie komunikacji i psychologii wiary. Skąd bierze się opór wobec Ewangelii, opozycja wobec Słowa, kontestacja wobec Boga?
"Stary" i "nowy" Bóg
W Liście św. Pawła do Rzymian czytamy: "Ale nie wszyscy dali posłuch Ewangelii" (Rz 10,16). Słowa te są o tyle ważne, że bezpośrednio sąsiadują z innymi, na które tak często powołuje się homiletyka, teologia przepowiadania, praktyka ewangelizacji: "Przeto wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się słyszy, jest słowo Chrystusa" (Rz 10,17). Nie we wszystkich jednak zrodziła się wiara, jak wynika z tekstu Pawła. Dlaczego? A może to, co im głoszono, wcale nie było Ewangelią? A to, co usłyszeli, wcale nie było słowami Jezusa? Takiej możliwości, oczywiście, nie sposób wykluczyć. Jest jednak jeszcze inna możliwość - głoszona Ewangelia mogła się wydawać słuchającym nie do zaakceptowania. I to nie dlatego, że była zafałszowana, niezgodna z prawdą ewangeliczną, ale dlatego, że była niezgodna z posiadaną wizją Boga czy zbawienia, niezgodna z oczekiwaniami bądź dotychczasowym doświadczeniem.
Zdanie mówiące o odrzuceniu Ewangelii pojawia się w określonym kontekście. Paweł podejmuje problem relacji Izraela do usprawiedliwienia dzięki wierze. Najpierw przedstawia sytuację pogan, którzy "nie zabiegając o usprawiedliwienie, osiągnęli usprawiedliwienie, mianowicie usprawiedliwienie dzięki wierze" (Rz 9,30). Sytuacji pogan Paweł przeciwstawia sytuację swoich współziomków i współwyznawców: "Izrael, który zabiegał o Prawo usprawiedliwiające, do celu Prawa nie doszedł. Dlaczego? Ponieważ zabiegał o usprawiedliwienie nie dzięki wierze, lecz - jakby to było możliwe - dzięki uczynkom" (Rz 9,31-32). Prawo wyznawane i przestrzegane przez Żydów w postaci uczynków Apostoł przeciwstawia Chrystusowi i Jego Ewangelii. Zbawienie - które do tej pory dostępne było jedynie Żydom poprzez przestrzeganie Prawa - teraz dostępne jest także poganom, którzy osiągają je wyłącznie poprzez wiarę. Paweł nie odmawia Żydom gorliwości i pobożności. Daje świadectwo, "że pałają żarliwością ku Bogu", jednak zaznacza, że jest to żarliwość "nieoparta na pełnym zrozumieniu" (por. Rz 10,2). Dramat Żydów polega więc na konflikcie pomiędzy znaną im wizją zbawienia a wizją głoszoną przez Pawła: "Albowiem nie chcąc uznać, że usprawiedliwienie pochodzi od Boga, i uporczywie trzymając się własnej drogi usprawiedliwienia, nie poddali się usprawiedliwieniu pochodzącemu od Boga" (Rz 10,3). Można więc powiedzieć, że Izraelici woleli swoją drogę sprawiedliwości (Prawo Mojżeszowe) od drogi proponowanej przez Boga (usprawiedliwienie w Jezusie Chrystusie).
Paweł podkreśla jednak, iż nie ma dwóch dróg zbawienia i dwóch ekonomii: ekonomii Prawa dla Żydów (obrzezanych) i ekonomii wiary (Chrystusa) dla nie-Żydów (nieobrzezanych). Gdyby tak było, pierwsza ekonomia polegałaby na życiu własną wiarą przez spełnianie woli Bożej wyrażonej w Prawie przekazanym przez Mojżesza, druga zaś na wierze w Jezusa Chrystusa i staniu się Jego uczniem. Chrystus stałby się substytutem Prawa, sposobem, w jaki poganie mogliby uzyskać zbawienie inną - zastępczą drogą. Paweł daje odpowiedź negatywną: każdy, kto chce być zbawiony, musi wyznawać wiarę w Jezusa Chrystusa. A jednak Żydzi odrzucają możliwość zbawienia poza Prawem.
Szukając przyczyn takiego stanu rzeczy, Paweł mówi najpierw o niezawinionej niewiedzy, ostatecznie jednak postawę Żydów uzna za nieposłuszeństwo i bunt, skoro pisze, że "nie chcą uznać". W pewnym sensie postawa Żydów wydaje się jednak zrozumiała. Dla wiernego Żyda Prawo jest przecież czymś objawionym przez samego Boga, wyraża Jego wolę wobec człowieka, a jego przestrzeganie jest wyrazem zachowywania przymierza. Niemożliwość uzyskania zbawienia poza Prawem dla Żyda wydaje się więc logiczna. Paweł przychodzi z zupełnie nową koncepcją osiągnięcia zbawienia. Jeżeli to wiara w Jezusa Chrystusa daje zbawienie, to znaczy, że wierzący, którzy pochodzą spośród pogan, nie muszą przestrzegać wszystkich nakazów Prawa, aby otrzymać zbawienie i życie.
Paweł wie, o czym mówi. Sam przecież jest Żydem. Co więcej, jak przypomni w Liście do Filipian, pod względem wiary był przecież wzorowym wyznawcą: "obrzezany ósmego dnia, z rodu Izraela, z pokolenia Beniamina, Hebrajczyk z Hebrajczyków, w stosunku do Prawa - faryzeusz, co do gorliwości - prześladowca Kościoła, co do sprawiedliwości legalnej - stałem się bez zarzutu" (Flp 3,5-6). Sam przeżył ten wewnętrzny konflikt między tradycją, w której się wychował, a tym, co zostało objawione w Jezusie Chrystusie. "Byliśmy narodem wybranym od wielu, wielu pokoleń i oto ktoś w imię Jezusa z Nazaretu głosi ten niezrozumiały i dziwaczny pogląd, że to wszystko nie jest już ważne, że Żydzi i poganie są do siebie podobni" - zdaje się mówić buntujący się jeszcze Szaweł1. To z tego buntu przeciw "jawnej niesprawiedliwości" ze strony Boga wobec Żydów zrodzi się gorliwość w prześladowaniu młodego Kościoła. Gorliwy Żyd Szaweł będzie musiał przebyć długą drogę, by pod Damaszkiem stać się równie gorliwym Pawłem - uczniem Chrystusa. Później będzie mógł napisać: "to wszystko, co było dla mnie zyskiem, ze względu na Chrystusa uznałem za stratę" (Flp 3,7).
Nie wszyscy jednak pójdą jego śladem. Mając na uwadze odrzucenie Ewangelii przez braci, którzy są według ciała jego rodakami, napisze do Rzymian: "w sercu swoim odczuwam wielki smutek i nieustanny ból" (Rz 9,2-3).
Obalić idole
Właściwe światło na rozważany problem rzuca ks. Tomáš Halík, który sam z kolei powołuje się na francuskiego teologa, Josepha Moingta. Tezę proponowaną przez obu teologów można wyrazić hasłem: "Pozwólmy Bogu odejść!". Oczywiście, nie Bogu w ogóle, czy też jakiemukolwiek Bogu, ale pozwólmy odejść Bogu naszych wyobrażeń. Bóg jawi się nam zawsze jako "nasz" Bóg, Bóg według naszego obrazu, naszych wyobrażeń, a przede wszystkim jako Bóg, który jest depozytariuszem naszej przeszłości, Bóg, który obciążony jest naszym doświadczeniem.
To właśnie wydarzyło się w życiu św. Pawła, który sam miał odwagę pozwolić odejść Bogu Prawa i wynikających z tego uczynków, a tym samym zrobić miejsce Bogu Jezusa i wierze w Niego. Postawa gotowości do "rozstania" się z własnym obrazem Boga wyniesionym z przeszłości to - jak twierdzą przywołani teologowie - radykalne naśladowanie św. Pawła: "Paweł przedstawił nam chrześcijaństwo jako wiarę zdolną odłączyć się od swojej przeszłości, pozbyć się starych zwyczajów i pewników, odrzucić partykularyzm i iść do innych"2. Taka postawa wyjścia z granic Boga odziedziczonego i otwarcie się na inne obszary, gdzie można odnaleźć "innego" Boga, powinna być - pisze ks. Halík - paradygmatem działania Kościoła. Czeski teolog twierdzi, że pokusa trwania przy "starym" Bogu nie omija jednak Kościoła. "Kościół stworzył (...) nową partykularną jednostkę wśród innych, zaczął strzec swoich granic, a z wiary uczynił «dziedzictwo ojców», przekazywaną własność."3
Przeszkodą w głoszeniu Ewangelii wewnątrz Kościoła (ad intra) może więc być - choć brzmi to paradoksalnie - żarliwość w wierze i gorliwość stawania w jej obronie. Dzieje się tak, gdy człowiek, do którego głoszona jest Ewangelia, uzna swoją wiarę za projekt skończony i zamknięty, a obraz Boga, jaki w sobie nosi, za całkowity. W ten sposób zamyka się na nowe doświadczenie wiary, na rozpoznanie Boga jako "jeszcze Innego". Wszelka petryfikacja obrazu Boga, jaki się posiada, stanowi istotną przeszkodę w procesie ewangelizacji.
Problem odrzucenia Ewangelii w procesie jej przekazu "na zewnątrz" (ad extra) można także w dużej mierze sprowadzić do kwestii odrzucenia konkretnego obrazu Boga, a nie ewangelicznego przesłania. Może się bowiem zdarzyć tak, iż w konkretnym przypadku Kościół nie będzie głosił Ewangelii, a raczej karykaturalny, czyli nieprawdziwy obraz Boga. Niejedno odejście z Kościoła czy też opór wobec głoszonego słowa wynika z tego, iż faktycznie nie jest ono wyzwalającym słowem Ewangelii, lecz słowem zniewolenia, zwłaszcza wtedy, gdy Kościół chciałby zacząć głoszenie Ewangelii od "dobrej nowiny" o wiecznym potępieniu.
Głoszenie Ewangelii może także natknąć się na przeszkodę w postaci istnienia u słuchacza uprzedniego obrazu Boga, który jest tak silny, iż prowadzi do zupełnej blokady na jakiekolwiek słowo przepowiadania Kościoła. Taki obraz tworzy się często na podstawie obiegowych opinii i stereotypów o Bogu, Kościele, Ewangelii. Zapewne jest w tym także jakaś współwina Kościoła. W dużej mierze jednak są to obrazy, które człowiek buduje na bazie własnych oczekiwań wobec Boga - oczekiwań, które nie mają wiele wspólnego z rzeczywistą osobą Boga. Ks. Halík przyznaje, iż u wielu ateistów "natknął się ze zdumieniem na podświadome, bardzo osobliwe i często funkcjonujące w sposób wręcz patologiczny quasi-teologiczne konstrukcje i prymitywne wyobrażenia religijne"4. Wyobrażenia te są w gruncie rzeczy idolami, które przysłaniają prawdziwy obraz Boga czy też raczej obraz prawdziwego Boga. Obalenie tych idoli jest warunkiem spotkania z żywym i prawdziwym Bogiem Ewangelii. Niestety, bywa to bardzo trudne, gdyż łączy się często z osobistymi doświadczeniami, które głęboko tkwią w świadomości i sercu człowieka.
Dotknąć serca
W półmroku sali siedzi kilka osób. Naprzeciwko nich ekipa animatorów: trzech księży, kilkoro świeckich z gitarami. Po odśpiewaniu "Ojcze nasz" zaczyna się prezentacja uczestników. Każdy mówi, dlaczego przyszedł i czego oczekuje. Solange, kobieta w średnim wieku twierdzi, że jest wierząca ("sądzę, że wierzę" - mówi), ale nie rozumie nic z tego, co dzieje się na Mszy świętej, a poza tym ma kłopot z Kościołem, księżmi pedofilami i papieżem Benedyktem XVI, który nie jest już takim papieżem, jakim był Jan Paweł II. Sylvain, samotny mężczyzna, który chodzi także na kurs filozofii, mówi, że przywiodła go na spotkanie znaleziona gdzieś fraza: "Dusza, w odróżnieniu od ciała, karmi się swoim głodem" (jest to cytat z francuskiego mistyka Gustave’a Thibona). Z kolei mężczyzna w garniturze (Antoine) deklaruje stanowczo: "Ja nie wierzę w Boga. Ktoś mnie zaprosił, a że jestem dobrze wychowany, to przyszedłem". Na pytanie, dlaczego przyszedł po raz drugi, odpowiada, że dla ciekawości, czego potwierdzeniem jest fakt, że nawet kupił sobie Biblię.
Ta sama grupa ludzi opowiada swoje wrażenia na ostatnim spotkaniu cyklu katechez. Solange ze smutkiem oznajmia, że jest rozczarowana. Przyszła pełna nadziei i pragnień. Sądziła, że poczuje na nowo emocje, ale nic się nie wydarzyło. W jej oczach pojawiają się łzy. "Nie czuję nic, nic" - mówi. Mężczyzna-filozof przyznaje, że też ma wielkie pragnienie, by uwierzyć. Niestety, nic takiego się nie wydarzyło. W końcu wstaje Antoine. "Jeżeli tutaj zostałem, to dlatego, że zostałem poruszony (ému). Poruszony - to właściwe słowo. Poruszony wszystkim, co tu usłyszałem. Poruszony tym, że potrzebowałem przychodzić tutaj dwa razy w tygodniu. Poruszony tym, do jakiego stopnia potrzebowałem zerwać z moimi przyzwyczajeniami, a przede wszystkim z moimi pewnikami. Poruszony świadomością swoich słabości. Byłem poruszony, gdyż poczułem się kochany przez Boga, ale nie przez Boga, który zatruł moje dzieciństwo, lecz przez Boga ludzkiego, ojca, przyjaciela, powiernika, którego mi zawsze brakowało. Poruszony tym, że przeszedłem tę drogę z wami, którzy - jak mi się wydawało - jesteście zaszczyceni moją obecnością, których potraktowałem z góry, a którzy pomogliście mi. Przepraszam, ale ja, który mam zwyczaj przemawiać [Antoine jest adwokatem], nie przygotowałem tej przemowy, a poza tym bez togi czuję się nagi, zupełnie nagi".
Trójkê bohaterów filmu "Qui a envie d’etre aimé?" (reż. A. Giafferi, Francja 2010) spotykamy na początku i na końcu jakiegoś odcinka drogi wiary. Troje ludzi z bardzo różnym bagażem: Solange z trudnym doświadczeniem liturgii, z niezrozumiałą Mszą i ze wspólnotą Kościoła, na którą patrzy przez pryzmat księży pedofilów i papieża, który jej zupełnie nie odpowiada; Sylvain z mocną filozoficzną podbudową w osobach francuskich mistyków i filozofów; oraz Antoine, który wcale nie przyszedł dlatego, że szuka, ale dlatego, że go zaproszono, mężczyzna z bagażem trudnych relacji z ojcem i dziecięcej wiary w Boga okrutnego niczym strażnik więzienny. Każdy z nich przychodzi z jakimś określonym obrazem Boga, z wyraźną konstrukcją zbudowaną na podstawie osobistych doświadczeń, lektur, poszukiwań bądź też ich braku (Antoine). Do wszystkich trzech osób skierowano to samo przesłanie Ewangelii. Jakże inne jednak były - mówiąc nieco górnolotnie - owoce zasiewu. Paradoksalnie, najbardziej otwarty okazuje się ten, który wcale nie przyszedł z własnej chęci, ani też nie miał w sobie żadnej "podbudowy" w postaci intelektualnej medytacji czy doświadczenia Kościoła. Tym, co go "przygotowało", było doświadczenie osobistego bólu, trudnych relacji międzyludzkich z ojcem oraz własnym synem, a także zmęczenie tymi relacjami. Jednocześnie Antoine ma świadomość, iż to, jak przeżywa swoje życie osobiste, rzutuje na jego obraz Boga, z którym postanawia zerwać. Otwarcie się na inny obraz Boga kształtuje na nowo jego relacje z bliskimi.
Dlaczego z trzech osób tylko jedna przeżyła doświadczenie wiary i nawrócenia? Pewne światło rzucają wypowiedzi księdza skierowane do "zawiedzionych". Najpierw ksiądz pociesza Solange: "Nie powinnaś popadać w rozpacz. Być może Bóg zdecydował nie mówić do Ciebie w tym momencie, ale trzeba ufać, być gotowym". Mężczyźnie w średnim wieku kapłan uświadamia, że o wierze nie można samemu zdecydować, a następnie przypomina mu słowa Pascala: "Wiara nie może wejść do duszy inaczej, jak tylko przez łaskę". W procesie przyjęcia Ewangelii, w procesie wiary istotnym współczynnikiem pozostaje łaska, której obecność nie zależy od nastawienia odbiorcy. Nie można wykluczyć racji księdza, który mówi Solange, iż - być może - Bóg wybrał inny moment, by dotknąć jej serca. Nie można też odmówić mu racji, gdy przypomina, iż wiara może być jedynie pragnieniem, a nie wyłącznie ludzką decyzją, co pachnie przecież pelagianizmem. Skąd bierze się więc wiara? Jakich trzeba czynników - prócz łaski - by można było liczyć na otwartość na słowa Ewangelii?
W filmie jest jeszcze jeden ważny moment. Kiedy Antoine przyznaje się, że nawet kupił sobie Biblię, ksiądz nie okazuje jakiejś szczególnej radości z tego faktu. Przeciwnie, przypomina, że to nie jest kurs teologii, który można podjąć na uniwersytecie, a celem katechez "jest dotknięcie serca". Podczas jednej z katechez słyszymy słowa: "Człowiek jest słaby. Człowiek jest wrażliwy, a my żyjemy w społeczeństwie, gdzie słabość jest przeżywana jako wada. A przecież przez całe swoje życie Jezus pokazywał się z najsłabszymi, z chorymi, z odrzuconymi. Uczyńmy więc ze słabości ludzkiej największą siłę. Wrażliwość nie jest słabością, lecz siłą, gdyż wrażliwość jest szczeliną, która pozwala nam otworzyć się na innych. Jest tym, co czyni nas zdolnymi do kochania". Także do kochania Boga - należałoby dodać.
Teksty i pre-teksty Ewangelii
Papież Benedykt XVI w adhortacji Verbum Domini wskazuje na grzech jako istotną przeszkodę w przyjęciu Ewangelii. Grzech "tkwiący w sercu człowieka" polega w swej istocie na niesłuchaniu słowa Bożego (por. VD, 26). Prawda ta jest więcej niż oczywista, a jednak nie wyjaśnia nam wszystkiego. Teologiczna bariera postawiona Bożemu słowu poprzez grzech poprzedzona jest wieloma blokadami natury psychologicznej, które sytuują się jeszcze na przedpolu wiary rozumianej jako przylgnięcie do Ewangelii. Tym istotnym elementem przedpola są obrazy Boga, jakie posiadamy i w jakich ukształtowała się nasza wiara (a także doświadczenia spotkania z ludźmi wierzącymi i instytucją Kościoła). Przykład Żydów pokazuje, iż w wyznawaniu tych obrazów człowiek może być niezwykle gorliwy, co może zupełnie uniemożliwić otwartość na "innego" Boga. Zanim nasi odbiorcy usłyszą "tekst" Ewangelii, noszą już w sobie różne "pre-teksty" (przed-teksty) Ewangelii, skonstruowane na podstawie doświadczeń, obserwacji, lektury, a także (a)religijnego wychowania. Zadaniem o wiele większym niż głoszenie Ewangelii może się okazać dekonstrukcja owych "przed-tekstów", które ich "wyznawcy" biorą za Ewangelię i właściwy, jedyny obraz Boga. Rozstanie się z takimi obrazami bywa trudne, gdyż łączyć się może z koniecznością dokonania radykalnych zmian nie tylko w naszej relacji do Boga, ale także w naszych relacjach do ludzi. Mądrość głosiciela Ewangelii musi polegać na właściwym zinterpretowaniu takiej postawy odbiorcy Ewangelii. Nie można jej interpretować jako grzech, ale jako etap w procesie wiary. Zinterpretowanie błędnych czy raczej przeszłych obrazów Boga jako grzech może jeszcze bardziej zablokować odbiorcę na Ewangelię. Uznanie przed samym sobą, iż dotychczasowa wizja Boga była niewłaściwa, a wiara - być może nawet karykaturą wiary, bywa trudne. Nie jest łatwo zgodzić się na to, że nieważne jest już to, co było ważne, a wiara wymaga czegoś zupełnie innego. Słowem - że wierzyło się źle, bo zamiast wiary w Boga oddawało się cześć komuś na swój obraz i podobieństwo.
Pozostaje jeszcze otwarte pytanie, jak to zrobić. Na niewiele może zdać się intelektualne przekonywanie. Na jeden argument można znaleźć kontrargument, a na jeden cytat z filozofa - inny cytat z drugiego. Wiara nie jest owocem szermierki słownej. Pozostaje droga doświadczenia, co do którego także nie mamy pewności, że będzie skuteczne. Potrzebna jest owa szczelina otwarcia się na Boga, która pozostaje indywidualną dyspozycją każdego człowieka. Brak tej otwartości pokazany jest we wspomnianym filmie: podczas katechezy o wrażliwości i słabości człowieka Solange przysypia, a Sylvain - jak możemy się tego domyślać - pogrążony jest w lekturze kolejnego filozofa, za każdym razem w jego ręku pojawia się jakaś książka.
Czy koncepcja przeszłych (błędnych) obrazów Boga wyjaśnia wszelki opór wobec Ewangelii? Zapewne nie. Jest jedynie próbą wskazania na czynniki ludzkie, które funkcjonują obok nadprzyrodzonych - łaski ze strony Boga i pokusy odrzucenia za strony szatana. Czynniki te nie operują bowiem w próżni, lecz padają na mniej lub bardziej podatny grunt. Zadaniem głosiciela Ewangelii nie jest jedynie dokonać zasiewu na gruncie ludzkiego serca, trzeba bowiem jeszcze ten grunt przygotować.
Ks. Andrzej Draguła (ur. 1966), teolog, profesor nadzwyczajny, kierownik Katedry Teologii Pastoralnej, Liturgiki i Homiletyki Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Szczecińskiego, wicedyrektor Instytutu Filozoficzno-Teologicznego im. św. Edyty Stein w Zielonej Górze, członek Laboratorium "Więzi". Ostatnio opublikował książki: Ocalić Boga. Szkice z teologii sekularyzacji oraz Copyright na Jezusa. Język, znak, rytuał między wiarą a niewiarą.
KS. ANDRZEJ DRAGUŁA