Strach obecny jest w Psałterzu od pierwszych jego stronic. Od samego początku jest on jednak strachem już pokonanym: "Panie, jakże wielu jest tych, którzy mnie trapią, jak wielu przeciw mnie powstaje! (...) A jednak, Panie, Ty, jesteś dla mnie tarczą, Tyś chwałą moją i Ty mi głowę podnosisz. (...) Nie lękam się tysięcy ludu, choć przeciw mnie dokoła się ustawiają. (...) Od Pana pochodzi zbawienie. Błogosławieństwo Twoje nad narodem Twoim" (Ps 3,2.4.7.9). Bóg czuwa nad krokami człowieka i sprawia, że przechodzi on nad przepaścią z podniesioną głową. Owa pewność jest rdzeniem całego psałterza. Od wołania pełnego niepokoju wydobywającego się z największej samotności aż po pieśń uwielbienia i wdzięczności wznoszoną pośrodku wielkiego zgromadzenia człowiek uczy się owego nawracania serca, które nieustannie przyprowadza go do źródła.
Moglibyśmy spokojnie poprzestać na tym stwierdzeniu, gdyby Psalmista był dla nas kimś obcym i gdyby te sprawy nas nie dotyczyły. Ale szczególnym rysem Psałterza jest to, że jest on jedyną księgą biblijną, gdzie Bóg ani razu nie zwraca się bezpośrednio do człowieka, ale gdzie człowiek od początku i ciągle na nowo zwraca się do Boga i doń mówi. Głos Psalmisty nie jest, zresztą, głosem jakiegoś pojedynczego człowieka czy odosobnionego narodu, nawet jeśli w pieśniach tych użyto liczby pojedynczej i jeśli powstały one pośród konkretnego narodu - Izraela. Wołanie Psalmisty nie jest zatem martwą literą. Rozbrzmiewa ono z pokolenia na pokolenie w tych wszystkich, którzy je czytają, modlą się nim, przyjmują je. Jest ono wołaniem człowieka w jego bolesnej, pełnej trudu ludzkiej drodze znaczonej strachem. Jest to nasze wołanie. (...)

S. GABRIELLE

Pastores poleca