KS. MACIEJ WAROWNY


Jeśli ktoś chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje” (Łk 9,23). Wypowiadając to zdanie, Jezus ukazuje podstawowy warunek bycia Jego uczniem, który dotyczy nie tylko Apostołów i ich następców, księży lub zakonników, ale każdego, kto przyjmuje chrzest. Kto nie chce kroczyć śladami Jezusa, kto nie godzi się na krzyż, może usłyszeć podobnie jak Piotr, kiedy odwodził Mistrza od wizji męki: „Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo nie myślisz po Bożemu, lecz po ludzku” (Mt 16,23). Od tego momentu nie możemy mieć wątpliwości, że krzyż stanowi centralne zagadnienie w życiu i misji uczniów Jezusa. Tym samym musi się stać szczególnie bliski każdemu, kto jako biskup, prezbiter czy diakon jest włączony w misję nauczania i bycia świadkiem Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego.

 

Niektóre biblijne zapowiedzi krzyża



Św. Ambroży podpowiada, że kiedy na kartach Biblii jest mowa o jakimś drzewie lub drewnie, chodzi o figurę krzyża. Jest nią drzewo rajskie, które zapowiada zwycięstwo Chrystusa nad demonem, arka Noego ratująca ludzkość z wód potopu, drewno wrzucone do wód w Mara, aby je uzdrowić (Wj 15,23-25), wąż miedziany, wyniesiony na palu jako znak ratunku dla każdego, kto na niego spojrzy (Lb 21,8 n.). Zwłaszcza ta ostatnia figura jest ważna, gdyż odwołuje się do niej sam Chrystus (J 3,14). Lud na pustyni umiera, buntuje się bowiem przeciw Bogu i Mojżeszowi, zarzucając im złą wolę i brak troski o jego potrzeby, a żeby ocaleć, musi patrzeć na przyczynę swej śmierci, węża, który staje się znakiem wybawienia. Podobnie chrześcijanin w krzyżu Chrystusa jest konfrontowany z największą nieprawością, odrzuceniem miłosierdzia Boga i zabójstwem Sprawiedliwego, aby w znaku Jego męki i śmierci znaleźć zbawienie.

Izaak, umiłowany syn obietnicy, niosąc na plecach drzewo na ofiarę całopalną, zapowiada dobrowolną śmierć Chrystusa, a jego pytanie, skierowane do Abrahama: „Oto ogień i drwa, a gdzież jest jagnię na całopalenie?”, spotyka się z fundamentalną odpowiedzią wiary: „Bóg upatrzy sobie jagnię na całopalenie, synu mój” (Rdz 22,7 n.). W Ewangelii według św. Marka zapowiedzią krzyża są nosze paralityka (Mk 2,1-12), które w kontekście dyskusji o mocy odpuszczania grzechów stają się znakiem wskazującym na zbawienie. Poprzez odpuszczenie grzechów chory odzyskuje zdrowie, a zabierając nosze ze sobą do domu, na wyraźne polecenie Jezusa, staje się świadkiem Bożego miłosierdzia. Nosze, które były znakiem bezsilności człowieka sparaliżowanego grzechem, stają się dowodem mocy Boga, który pochyla się nad cierpieniem grzesznika. Dowód słabości staje się świadectwem zbawienia.

 

Krzyż uczniów Jezusa



Ewangelie synoptyczne pięciokrotnie przytaczają Jezusową zachętę do brania krzyża. Trzykrotnie jest to formuła „pozytywna”: „Jeśli kto chce pójść (iść) za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie (co dnia bierze) krzyż swój i niech Mnie naśladuje”, której to zachęcie towarzyszy uzasadnienie, iż aby zachować życie, trzeba je stracić – w domyśle – na krzyżu (Mt 16,24 n.; Mk 8,34 n.; Łk 9,23 n.), a jej bezpośrednim kontekstem jest zapowiedź męki, śmierci i zmartwychwstania, wskazując w ten sposób, że tylko ten może iść za Jezusem, kto na wzór Mistrza zgadza się stracić swoje życie na krzyżu. Dwie kolejne zachęty zaczynają się formą „negatywną”: „Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien” (Mt 10,38), „Kto nie dźwiga swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem” (Łk 14,27). Zarówno Mateusz, jak i Łukasz poprzedzają to zdanie odwołaniem się do relacji rodzinnych. Mateusz mówi o większej miłości do Boga niż do najbliższych, Łukasz używa czasownika „nienawidzić” w odniesieniu do bliskich. Zachowując podobne słownictwo, obaj wskazują na ścisły związek pomiędzy krzyżem a więziami rodzinnymi. Różni ich jednak szerszy kontekst. Mateusz wprowadza konieczność niesienia krzyża w kontekście mowy misyjnej, mówiąc o prześladowaniach, które spotkają głosicieli Ewangelii, aż po odrzucenie przez własną rodzinę. Interesujący jest kontekst Łukaszowy, wprowadzeniem bowiem do parenezy o krzyżu jest zdanie dość odległe: zachwyt słuchacza nad szczęściem tych, którzy zasiądą na uczcie w królestwie Bożym (Łk 14,15).

Odpowiedzią Jezusa jest przypowieść „O zaproszonych, którzy się wymawiają” (Łk 14,17-24). „Kupiłem pole”, „kupiłem pięć par wołów”, „poślubiłem żonę” to wymówki tych, którzy nie chcą przyjąć zaproszenia na ucztę. Ich treść jest paralelna w stosunku do najbliższego kontekstu wypowiedzi o krzyżu: „Jeśli ktoś przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. (...) Tak więc nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem” (Łk 14,26.33). Część centralna perykopy (14,28-31) wskazuje na fundamentalne znaczenie omawianych warunków, bo dwie zawarte w niej przypowieści – o budowaniu wieży i o królu przygotowującym się na wojnę – podejmują problem realnej oceny możliwości bycia uczniem. Drwina i przegrana bitwa to konsekwencje bycia uczniem „na swój własny sposób”, bez wyrzeczenia się wszystkiego i bez niesienia krzyża.

Końcowa przypowieść o soli, która tracąc smak, do niczego się nie nadaje (14,34 n.), akcentuje, że tym, co czyni z chrześcijanina sól (Mt 5,13), jest przyjęcie krzyża, odrzucenie ułudy bogactw i przyjemności oraz trosk tego życia (Łk 8,14), a także wyzwolenie spod dominacji więzów emocjonalno-psychicznych. Krzyż i sól w swej symbolice są bardzo podobne. Sól, która rozpuszcza się w wodzie i „ginie”, staje się jej uzdrowieniem (2 Krl 2,19-21), ale ta, która się nie rozpuści, czyni ziemię jałową i bezpłodną (Ez 47,9.11). Krzyż zbawia, gdy jest darem ze swego życia, śmiercią razem z Chrystusem, aby żyć dla Boga.

 

Krzyż głupotą i zgorszeniem



Rozważanie o krzyżu stanowi jeden z istotnych elementów teologii św. Pawła (zob. 1 Kor 1,17-31). Jego rdzeniem są słowa: „Nauka (...) krzyża głupstwem jest dla tych, co idą na zatracenie, mocą Bożą zaś dla nas, którzy dostępujemy zbawienia. (...) Tak więc, gdy Żydzi żądają znaków, a Grecy szukają mądrości, my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan” (1,18.22). W krzyżu Jezusa dokonuje się konfrontacja mądrości tego świata z mądrością Boga, ludzkiego sposobu myślenia, ludzkiej logiki szczęścia z planem Boga. Paweł dowodzi, że świat sam z siebie, dzięki swej wiedzy, mądrości, logice czy nawet pobożności i przestrzeganiu przykazań, nie jest w stanie zrozumieć krzyża. Dlatego głoszenie Słowa jest jedynym skutecznym środkiem ofiarowania człowiekowi zbawienia. Chrystus ukrzyżowany, jako przeciwny logice i pobożności tego świata, jest wcieleniem mądrości Boga, która znajduje swe spełnienie w miłości do człowieka. Aby rozumieć logikę krzyża, trzeba stać się „głupim na tym świecie” (por. 1 Kor 3,18).

Bóg czyni się słabym w swoim Synu, aby objawić, że jedynym źródłem życia jest Jego moc (2 Kor 13,4). Jest to także doświadczeniem Apostoła: „Dlatego mam upodobanie w moich słabościach, w obelgach, w niedostatkach, w prześladowaniach, w uciskach z powodu Chrystusa. Albowiem ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny” (2 Kor 12,10). Aby żyć dla Boga, człowiek musi zgodzić się na umieranie dla świata i dla jego pożądliwości (Ga 2,19-21). Rozpoczynając napomnienia korynckiej wspólnoty, Apostoł odwołuje się do dwóch wydarzeń: ukrzyżowania i chrztu (1 Kor 1,13). Ich najgłębszą więź ujawnia Pawłowa katecheza chrzcielna (Rz 6,1-11). To chrzest jest zasadniczym doświadczeniem śmierci z Chrystusem, jest współ-ukrzyżowaniem, aby współ-zmartwychwstać do nowego życia (Rz 6,3-8). Chrześcijanin godzi się na śmierć, na złożenie do grobu z Chrystusem, na całkowity dar ze swojego życia – już nie żyje dla siebie, ale dla Chrystusa. Ta śmierć dla grzechu uzdalnia go do nowego życia, do powstania z martwych razem z Chrystusem. Ponieważ odrzucenie krzyża manifestuje się grzechem (Flp 3,18), ten, kto godzi się na śmierć dla grzechu, jest od niego wolny, żyje nowym życiem (Rz 6,20-23). W krzyżu logika tego świata, logika zysku, kariery, przyjemności, egoizmu zostają zastąpione logiką miłości, logiką dobrowolnego daru z siebie.

 

Wróg krzyża – idolatria



Odrzucenie krzyża jest ucieczką od rzeczywistości własnego życia przeradzającą się w grzech. Porzucenie kapłaństwa, rozwód, nałóg pijaństwa czy gier, pościg za nowinkami, kosmopolityzm itd. są aktami negacji krzyża, odrzuceniem rzeczywistości, która domaga się „umierania”. Każdy grzech rozważany w perspektywie krzyża jest faktycznym wyparciem się go. Taki akt wprowadza w doświadczenie absurdu życia, a w konsekwencji w śmierć, z której nie rodzi się życie, gdyż jest skutkiem odcięcia się od Boga, Dawcy życia (Dz 3,15). Dlatego żeby chrzest, będący przejściem ze śmierci grzechu do nowego życia (Rz 6), był owocny, musi być oparty na świadomym akcie odrzucenia wszystkiego, co zwodzi człowieka i zachęca do wejścia na drogę śmierci, czyli na wyrzeczeniu się idoli. Dlatego przeżywane etapami przygotowanie do chrztu już od starożytności zawiera w sobie egzorcyzmy, znaki łaski udzielanej do walki z idolami. To w tym czasie dokonuje się konfrontacja katechumena z kultem fałszywych bogów. Początek Listu do Rzymian jest nieocenioną pomocą w zrozumieniu idolatrii i jej konsekwencji (Rz 1,21-31).

Dziś nie jesteśmy zwodzeni kultami drewnianych czy złotych cielców w dosłownym sensie – pragnienie powrotu do religii pogańskich, przedchrześcijańskich, jest zjawiskiem marginalnym. Ale prawdziwa idolatria dokonuje się w służeniu temu, co winno być narzędziem w rękach człowieka lub powinno być odrzucone, jako przeciwne jego naturze. Ochrzczeni jako małe dzieci nie jesteśmy automatycznie chronieni przed idolami bogactwa, kariery, sukcesu, przyjemności itd. Katechizm Kościoła Katolickiego zwraca uwagę na potrzebę katechumenatu pochrzcielnego, tak aby łaska chrztu mogła się rozwijać, a wyrzeczenie się zła było świadomym odrzuceniem współczesnych idolatrii i przyjęciem krzyża (KKK, 1231). Jest to szczególnie potrzebne przyszłym duchownym, dla których poznanie samego siebie w świetle słowa Bożego, umiejętność rozeznawania woli Boga oraz świadomość zagrożeń ze strony współczesnych idoli są nieodzowne, aby, krocząc za Jezusem, nieść swój krzyż.

 

Krzyż człowieka, krzyż księdza



Krzyż nigdy nie pozostawia człowieka obojętnym. Albo jest przyjęty, albo staje się skandalem i głupotą. Ukazując jedynie skuteczną metodę działania wobec zła, czyli dar z samego siebie, wielkość w służbie, zajmowanie ostatnich miejsc, miłość do nieprzyjaciół, modlitwę za tych, którzy czynią zło, krzyż jest znakiem dokonującym rozdziału (Mt 10,34-36). Pojawia się wszędzie tam, gdzie człowiek jest konfrontowany z jakimiś ograniczeniami związanymi z jego osobą, najczęściej płynącymi z pochodzenia (rodzina, środowisko, kultura, naród, sytuacja materialna itd.), lub związanymi na przykład z kalectwem. Dlatego można śmiało mówić o krzyżu bycia Polakiem (podobnie – Niemcem, Francuzem itd.), krzyżu pochodzenia społecznego, krzyżu rodziny, krzyżu ubóstwa, krzyżu niepełnosprawności itd. Drugi wymiar krzyża jest obecny tam, gdzie człowiek dokonuje jakiegoś samoograniczenia, którym jest każdy życiowy wybór związany z darem z samego siebie. Bezżenność czy małżeństwo, posiadanie dzieci lub ich brak, bycie nieustannie pośród innych czy samotność pustelnika stają się krzyżem.

Krzyż osoby duchownej to po pierwsze krzyż współdzielony z każdym człowiekiem na świecie, krzyż ograniczeń naszej osoby. Krzyż narodowości, ojczyzny, kultury, środowiska, własnej rodziny. Krzyż historii życia, popełnionych błędów, źle dokonanych wyborów, zmarnowanych szans. Charakterystyczny dla księdza jest krzyż bezżenności i wstrzemięźliwości seksualnej, samotności, posłuszeństwa, skromnego stylu życia (o którym tak często zapominamy!), krzyż przeprowadzek i nieprzywiązywania się do osób i miejsc, krzyż koniecznego „dystansu emocjonalnego”, powściągliwości słów i gestów, krzyż występowania w imieniu Kościoła, krzyż służenia tym, którzy źle mówią o nas. A jeszcze krzyż troski o najbiedniejszych, chorych, opuszczonych, tych, którzy poza swoją biedą i cierpieniem nic nie mogą ofiarować ani parafii, ani księdzu.

W ślubach zakonnych w sposób szczególny widoczny jest krzyż jako śmierć starego człowieka, który czcił idole, i narodziny nowego, żyjącego dla Boga. W Liście do Kolosan spotykamy takie napomnienie: „Zadajcie (...) śmierć temu, co przyziemne w członkach: rozpuście, nieczystości, lubieżności, złej żądzy i chciwości, bo ona jest bałwochwalstwem” (Kol 3,5). Śluby zakonne są narzędziem „zadawania śmierci temu, co przyziemne”. Głębia tej prawdy nie tkwi w sentymentalnej duchowości, ale w doświadczeniu, że na krzyżu czystości uśmiercana jest moja pożądliwość, na krzyżu ubóstwa moja chciwość, a moja pycha umiera na krzyżu posłuszeństwa. Krzyż staje się miejscem rzeczywistego umierania i narodzin do nowego życia, a trzymanie się go chroni przed upadkiem.

 

Co nam zagraża, czyli ucieczki od krzyża



Motyw ostatniego kuszenia Jezusa w momencie ukrzyżowania, choć nieznany w takiej formie Ewangeliom kanonicznym, jest od dawna obecny w literaturze. Znamienne jest w nim odwołanie się do pochlebstwa. Demon przekonuje Jezusa, że wszystko, co stanowiło Jego misję, jest już zakończone: „Nauczałeś, uzdrawiałeś, mówiłeś o Ojcu, dałeś się ukrzyżować, więc po co dalej cierpieć? Zejdź z krzyża, nikt ci tego nie będzie miał za złe”. Pokusa powiedzenia sobie: „Dość! Ja też mam prawo normalnie żyć”, pokusa „ograniczenia” daru z siebie do określonych ram czasowych czy ściśle limitowanych zajęć, innymi słowy, pokusa „zejścia z krzyża”.

Jedną z częstych domen „księżowskich” ucieczek od krzyża są relacje afektywne, zwłaszcza z osobami płci odmiennej. Otaczanie się młodzieżą, zwłaszcza żeńską, która zazwyczaj stanowi większość w różnych grupach duszpasterskich, spędzanie z nimi każdej wolnej chwili, chęć zastąpienia im rodziców, kiedy widać, że są źle kochani lub zagubieni. I to wszystko w klimacie „ich dobra”. Delikatna granica dobra młodego człowieka i osobistej przyjemności, poczucia akceptacji i spełnienia emocjonalnego księdza jest niezwykle łatwa do przekroczenia. Może to także dotyczyć relacji do jakiejś rodziny, wspólnoty zakonnej czy „zagubionej duszy”. Ucieczką przed pustką własnego mieszkania i samotnością, dotkliwą zwłaszcza wieczorami, po skończonych zajęciach, są dziesiątki czy nawet setki kilometrów przemierzanych każdego wieczoru, żeby spędzić kilka chwil z jakimś kolegą lub odwiedzić starych znajomych. Bycie z braćmi jest rzeczą dobrą (zob. Ps 133), ale nie może prowadzić do tego, że jedyną formą wieczornej modlitwy jest słuchanie katolickiego radia w samochodzie.

Drugą domeną jest budowanie własnej pozycji w Kościele, parafii, społeczności lokalnej. Pokusa władzy, nawet jeśliby miało to być przysłowiowe „kierowanie autem z tylnego siedzenia”, zmiana parafii na „lepszą”, bycie proboszczem, dodatkowe studia uniwersyteckie, dobre kontakty w świecie działaczy politycznych czy społecznych, zabieganie o szczególne względy przełożonych. Lista jest bardzo długa. Ogarnięci takimi lub podobnymi pragnieniami, zapominamy, że proboszcz, profesor, oficjał, kapelan, dyrektor, duszpasterz środowisk... są to różne nazwy tej samej misji, służby drugiemu człowiekowi, gdzie osobą najbardziej widoczną ma być Chrystus, a nie dany duchowny. Rozróżnienie pomiędzy pragnieniem lepszego służenia a realizacją osobistych ambicji bywa niezwykle trudne i subtelne. Zawsze aktualne pozostają dla nas słowa Jana Chrzciciela: „Trzeba, by On wzrastał, a ja żebym się umniejszał” (J 3,30).

Kolejną domeną jest relacja do dóbr materialnych. Jasne postawienie granic między „koniecznym” a „zbędnym” jest zawsze trudne. Duszpastersko użyteczny samochód to taki, który się nie psuje i nie spala za dużo, czyli nowy i dobrej marki. Wygodne warunki życia, dobrej jakości „narzędzia”, takie jak komputer czy telefon, zawsze znajdą swoje uzasadnienie potrzebami wypełnianej misji. W jaki sposób postawić sobie granice między możliwościami finansowymi a faktycznymi potrzebami? Dekret o posłudze i życiu prezbiterów – zwłaszcza nr 17 – czytelnie ukazuje drogę. Dawanie jałmużny nie może pozostać apelem skierowanym tylko do parafian. Problem ten komplikuje wymiar autorekompensaty dobrami materialnymi za niesioną posługę, a w sensie psychicznym za poniesione wyrzeczenia związane z byciem duchownym. Dlatego potrzebne jest osobiste, żywe doświadczenie, że radość, pokój, poczucie zadowolenia, spełnienie nie płyną z wielkości rekompensaty, jakiej możemy sobie udzielić, ale są owocem obecności Ducha Świętego w codziennym życiu (Ga 5,22 n.).

 

Palący krzyż sytuacji polityczno-społecznej



Jezus nie angażował się politycznie ani po stronie zelotów, ani po stronie Rzymian, a mimo to nie był wolny od oskarżeń o podżeganie do buntu i działalność polityczną (Łk 23,2; J 19,12.15.21). Także dziś wskazywanie na Chrystusa jako źródło prawdy, nawoływanie do nawrócenia i przyjęcia Dobrej Nowiny, kształtowania życia według zasad Ewangelii może być odczytywane jako działalność polityczna, nawet jeśli będzie się dokonywać w zaciszu kościołów i sal parafialnych.

Głosząc Ewangelię, naruszamy struktury, które są budowane na kłamstwie, wykorzystują egoizm jako siłę nośną dla swoich idei, schlebiają ludzkim słabościom, aby w ten sposób umacniać swoją pozycję polityczną i społeczną. Dlatego przyjęcie oskarżeń o angażowanie się w politykę, kiedy za wszelką cenę go unikamy, pozostawiając sobie jednak prawo do formowania sumień, umiejętność wskazania słusznych rozwiązań i popierania ich, nawet jeśli pochodzą od przeciwników Kościoła, dostrzeganie „we własnym domu” tego, co obce jest duchowi Ewangelii, staje się szczególnym wymiarem pasterskiego krzyża. A jak każdy krzyż, także ten jest zagrożony dezercją na rzecz idolatrii.

Mowa misyjna z Ewangelii według św. Mateusza (Mt 10) wskazuje na niezbędne środki, aby, niosąc Dobrą Nowinę, nie wpaść w sidła idoli, z których najgroźniejszymi są:

  1. Pragnienie silnej i niepodzielnej „władzy dusz”, która dziś wymyka się religiom, a przechodzi w ręce tych, którzy mogą dominować w mediach. Rzecznik Konferencji Biskupów Francji, ks. Bernard Podvin, na spotkaniu z księżmi jednej z francuskich diecezji, wymienił wiele istotnych przyczyn, dla których Kościół nie jest i nie może być „medialny”, ponieważ jego natura jest przeciwna mentalności współczesnych mediów1.

  2. Wpływ na władzę i organizacje społeczne, który staje się środkiem samorealizacji duchownego. Jezus wprowadza kryterium służby jako jedynego wyróżnika chrześcijańskiej wielkości i władzy. Warto postawić sobie pytanie, czy pochłonięci „ważnymi” zajęciami, w „ważnych” miejscach, wśród „ważnych” ludzi, jesteśmy gotowi posadzić tych wszystkich „ważnych” i tych „nieważnych” w Wielki Czwartek przed ołtarzem, aby uklęknąć przed nimi i umyć im nogi. To niezbędna medytacja dla każdego duchownego zaangażowanego w ważne społecznie sprawy”.

  3. Obfitość i nowoczesność środków materialnych, które mają służyć głoszeniu Ewangelii. Często można odnieść wrażenie, że bawimy się możliwościami technicznymi w kreacji formy, tworząc kolejne blogi religijne, prezentacje multimedialne itd., ale zapominamy o treści. Zamiast zabiegać o to, aby Bóg mógł przemawiać do serca człowieka, dokonujemy swoistych „autoprezentacji”, w których osoba głoszącego przysłania Boga, a środki techniczne służą podkreśleniu osobistych talentów.

Krzyż jest także znakiem mocno wpisanym w historię naszej ojczyzny. Dlatego dyskusja o krzyżu budzi emocje. Stawianie krzyża, jak miało to miejsce przed Stocznią Gdańską, jego obrona w szkole we Włoszczowie były związane z walką o wolność, prawdę, prawo do swobodnego wyznawania wiary. Dziś wielość motywacji miesza się i czasami uniemożliwia prawidłowe rozeznanie prawdziwych intencji. Ale nie można zapominać, że krzyż jako znak bywa także narzędziem manipulacji, a obelgi rzucane w stronę śmiejących się z krzyża są tak samo bolesne, jak te przeciwko krzyżowi. Ludzie wiary, zwłaszcza ci mocno zaangażowani w wymiarze społecznym, chrześcijańscy liderzy z taką samą pieczołowitością winni medytować swoje życie i działalność w świetle ośmiu błogosławieństw, jak i siedmiu przekleństw Mateuszowej Ewangelii (Mt 5,3-12; 23,2-23)2.

 

Krzyż jednoczy, krzyż oddziela

 

Krzyż nieustannie zmusza do opowiedzenia się „za” lub „przeciw”. Dlatego pytanie zawarte w tytule nie może być rozstrzygnięte ani na „tak”, ani na „nie”. Krzyż jednoczy, jest znakiem i drogą przebaczenia, najgłębszej jedności, która płynie z daru czynionego z samego siebie. Ten, kto podejmuje krzyż, już nic więcej nie może ofiarować, dał bowiem swoje życie. Ten dar tworzy komunię, której nie da się doświadczyć nigdzie indziej. Tak przeżywany krzyż jest najpoważniejszym narzędziem pojednania między ludźmi, prawdziwą manifestacją obecności Chrystusa i świadectwem prawdziwości słów Pawła: „A tu już nie ma Greka ani Żyda, obrzezania ani nieobrzezania, barbarzyńcy, Scyty, niewolnika, wolnego, lecz wszystkim we wszystkich jest Chrystus” (Kol 3,11).

Ale ten sam krzyż staje się także znakiem zgorszenia i głupstwem. Pawłowa katecheza z czasów Kościoła pierwotnego nic nie straciła z aktualności. Świat bogaty, zadufany we własną potęgę, zamknięty w egoistycznym używaniu swoich dóbr, adorujący własną wielkość, nie chce krzyża. Krzyż bowiem mówi o pokorze, miłosierdziu, trosce o drugiego, skromności i przede wszystkim jest darem z własnego życia. Ten krzyż budzi sprzeciw, gdyż domaga się prawdy, sprawiedliwości, wzajemnego poszanowania, władzy jako służby. Ale krzyż nie „dzieli”, lecz „oddziela” wiarę od idolatrii, miłość od egoizmu, dar od zachłanności, „jak pasterz oddziela owce od kozłów” (Mt 25,32). Krzyż uobecnia miłość Chrystusa, a On „przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą (...) aby na jaw wyszły zamysły serc wielu” (Łk 2,34-35).

 

1. Warto przytoczyć istotne punkty tej wypowiedzi. Ks. Podvin rozpoczął ją zdaniem, że „wszystko jest przeciw” obecności Kościoła w mediach publicznych, a one same tak oceniają Kościół: Kościół „prowadzi wyprzedaż”, jest u kresu swych sił (w domyśle: „szkoda dla niego czasu”); wszystko w Kościele wydaje się stare, nie ma nowości ani nowinek; w Kościele brakuje prawdziwego humanizmu (np. dyskusji o małżeństwach homoseksualnych, eutanazji itd.); antyświadectwo Kościoła – afery dotyczące pedofilii, antysemityzmu itd.; inercja instytucji kościelnych, która nie odpowiada obecnym czasom; „macie wasze media, po co chcecie być obecni w mediach publicznych?, działajcie na swoim polu!”. Warto pamiętać, że natura mediów, mimo drobnych, lokalnych kolorytów, pozostaje wszędzie ta sama.

2. Warto wspomnieć, że Mateusz ukazuje Jezusa jako nowego Mojżesza, który wypełnia wszystkie zapowiedzi i obietnice Starego Testamentu. Jednym z nakazów skierowanych do Mojżesza, a wypełnionych przez Jozuego w momencie wchodzenia do Ziemi Obiecanej, było wygłoszenie nad ludem błogosławieństw i przekleństw (zob. Pwt 11,29; 27,1-26; Joz 8,30-35).

Pastores poleca