Z KS. BP. KRZYSZTOFEM ZADARKĄ, biskupem pomocniczym diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, rozmawia ks. Wojciech Węckowski
Dosyć często zarzuca się osobom duchownym "wtrącanie się do polityki". Czy istnieje w ogóle możliwość uprawiania polityki przez prezbitera lub biskupa?
W historii Kościoła zawsze byli księża, którzy mieli zacięcie społeczne. Często ono właśnie mogło być odbierane jako wyraźna polityka. Musimy jednak pamiętać, że duchowny w ramach swojego powołania powinien przecież znaleźć sposób budowania wspólnoty również w wymiarze społecznym. W tej wspólnocie będzie treścią Ewangelii przenikał wszelkie kwestie społeczne. Polski problem polega na tym, że mamy ciągle kilka schematów zakotwiczonych w przeszłości, które w jakiś sposób imponują i dla wielu stają się wzorem do naśladowania. Mam tu na myśli tęsknotę za przywódcą w rodzaju kard. Stefana Wyszyńskiego czy ks. Jerzego Popiełuszki. Każdy czas ma jednak swoje znaki, które należy dobrze odczytać, i każdy czas potrzebuje innych przywódców. Jestem przekonany, że fundamentalną sprawą wśród tych, którzy "uprawiają dziś politykę", jest bardzo często brak wiedzy o tym, w czym tkwi istota Ewangelii, na czym polega katolicka nauka społeczna, co to znaczy, że Jezus posłał swoich uczniów do świata. Nierzadko zastępuje się je osobistą gorliwością, subiektywną wizją Kościoła, państwa, polityki. Na pewno nie można odmówić tym księżom gorliwości, ale roztropności w niektórych sprawach - tak.
Być może jest to też kwestia pójścia na łatwiznę. Zajmowanie się sprawami politycznymi jest czymś łatwiejszym niż głoszenie Ewangelii?
Przeciwnie. Właściwe zajmowanie się sprawami społecznymi, w tym polityką, jest trudniejsze, bo ksiądz nie ma w tym takiego przygotowania, jak w teologii. Powiem wprost: duchownych trzeba by było w tej dziedzinie doszkolić. Nie można uprawiać polityki bez dobrej ewangelizacji, czyli bez głębokiego budowania świadomości ewangelicznej katolika - obywatela, polityka, który musi być profesjonalistą w polityce. Bez tej formacji mamy politykierstwo, czyli podpowiadanie politykowi decyzji politycznych. Ksiądz nie może być suflerem polityka. To mści się bardzo szybko, ponieważ jest się przypisanym do jednej z walczących ze sobą frakcji. Prędzej czy później ksiądz, który będzie żył nie Ewangelią, a bardziej znał się na grach politycznych, wpadnie, niestety, w politykierstwo - ręczne sterowanie, dyktowanie wiernym ich wyborów politycznych. I słusznie ktoś zażąda od niego rozliczenia się z wyborów politycznych. Duchowny stanie się w ten sposób elementem nieuniknionej gry politycznej, gdzie Kościół, wiara i sumienie są tylko argumentem w strategii walki o władzę i jej utrzymanie. Tu sprawdzają się słowa Jezusa, aby być czystym jak gołębica, przebiegłym jak wąż (zob. Mt 10,16).
To nie jest łatwe. Trzeba samego siebie i ludzi do tego przygotować. Również do tego, że Ewangelia nie jest środkiem gwarantującym zawsze sukces polityczny, nawet najbardziej upragniony, bo słusznie się należący ludziom uczciwym i sprawiedliwym. Historia Kościoła aż za bardzo dostarcza krwawych na to dowodów. Mamy wielu męczenników, którzy najczęściej ginęli za wiarę, zamordowani przez zwyrodniałą władzę polityczną. Ci chrześcijanie politycznie przegrali. To jednak nigdy nie oznaczało dla Kościoła rezygnacji z publicznego (politycznego) domagania się respektu dla prawa i Ewangelii. (...)