Nadzieja chrześcijańska zasadzająca się na zmartwychwstaniu Jezusa jest nadzieją radykalną, niepomijającą niczego. Obietnica ostatecznego spełnienia i sensu obejmuje wszystko, nawet rzeczy z ludzkiego punktu widzenia beznadziejne lub mało ważne. Czy taka nadzieja może spełnić się jednak w świecie i w dziejach?
Postawmy może pytanie inaczej: Czy nadzieja, ufająca w szczęśliwą przyszłość na ziemi, stawiająca na przyszłość, która da się zrealizować rękami ludzkimi, nie musi w sposób konieczny rezygnować z całych obszarów rzeczywistości, pozostawiając je na pastwę rozpaczy? Jakaż bowiem nadzieja tego świata może istnieć tu i teraz dla cierpiących, bezsilnych i odnoszących niepowodzenia, dla starych i dla wszystkich, którzy nie stoją w pierwszym szeregu pośród „działaczy” i nie popychają historii ku zbawiennej przyszłości? A przede wszystkim, jaka jest nadzieja dla zmarłych? A co ze zmarłymi i cierpiącymi w przeszłości, co z tymi, którzy, jak my, tęsknili za ostateczną ojczyzną, nie mogli jej jednak na tym świecie znaleźć? Co się stanie z nami, kiedy sami należeć będziemy wkrótce do tych, którzy mieli wystarczająco dużo nadziei i tęsknot, tęsknot, które na tym świecie na pewno nie zostaną spełnione? Czy nasze życie pozostanie na wieki niespełnione
i niespełnialne? Czy człowieka nie ogarnia czarna rozpacz, gdy życie wieńczy pustka śmierci i gdy samo kończy się pustką?
Chybione teorie
Na te pytania nie są raczej w stanie odpowiedzieć teologiczne koncepcje „kwestii ostatecznych” ograniczające się tylko do historii. Niektóre z wcześniej wymienionych teologii (szczególnie niektóre radykalne teologie wyzwolenia) wydają się myśleć o osobistej śmierci i losie zmarłego, podobnie jak to artykułują niektóre teorie marksistowskie i humanistyczne. Na przykład czeski marksista Vítězlav Gardavský pisał na temat śmierci: „Moja śmierć stanowi dla mnie kres nadziei, mimo to jednak jest ona nadzieją dla innych, dla społeczeństwa. I na odwrót – życie społeczeństwa jest właśnie dlatego nieustannym pokonywaniem rozczarowania i beznadziejności... Nawet bez nadziei na wieczność, poddany śmierci, stanę się nadzieją dla innych, którzy mnie przeżyją, kiedy pod moim życiem znajdzie się już podsumowująca kreska, suma, która pozostanie, będzie koniecznym warunkiem wstępnym ich życia. Ich życie skończy się z pewnością również taką samą beznadzieją. Ale tylko za cenę najwyższą, tylko za cenę osobistej porażki, utrzymujemy nadzieję przy życiu [...], jako nadzieję społeczeństwa ludzkiego na przyszłość.
Odważne zdania! Czyż jednak z wielką elokwencją i z dużym kunsztem Gardavský nie tuszuje tutaj prawdziwych konsekwencji? Ja, ja sam, moje nadzieje i tęsknoty ulegają w pewnym sensie „kompensacji” na rzecz społeczeństwa, potrzebującego moich nieziszczonych nadziei, aby dalej poruszać się naprzód. Bezsensowność mojego życia, wyrażająca się w konieczności śmierci, stanowi wręcz swoistą siłę napędową, ażeby ludzkie społeczeństwo nadal kroczyło ku przyszłości. Cóż to jednak za dziwny twór, owo „społeczeństwo ludzkie”, które mnie i moją śmierć wykorzystuje jako środek do celu, gdy przecież jednocześnie to jasne, że członkowie tego społeczeństwa kończą w takiej samej beznadziei jak ja sam? Jaki ma sens – by użyć obrazu Ernsta Blocha – ciągle „pichcić zupkę”, wszystkie siły angażując w to, aby była gotowa, jeżeli zupy tej nigdy nikt nie spróbuje? (...)
KS. Gisbert GRESHAKE