Środowisko rodzinne, w jakim wyrosłem, nie sprzyjało rozwojowi wiary, której ziarno zasiał Bóg w moim sercu podczas chrztu. W domu pielęgnowano tradycyjne, formalne, raczej powierzchowne praktykowanie wiary. Wszystko sprowadzało się do przestrzegania określonych rytuałów, zwyczajów religijnych, a chodzenie do kościoła oznaczało zaliczenie obowiązku. Nie było w rodzinie wspólnej modlitwy i rozmów o wierze. Nie wiedziałem, po co mam się modlić, uczestniczyć w Eucharystii, regularnie się spowiadać. Nikt z moich domowników i kolegów w szkole mi tego należycie nie wyjaśnił. Wszystko wypełniałem w poczu­ciu obowiązku, że tak trzeba i koniec. Gdy zdawałem maturę, miałem życie duchowe na poziomie podstawówki, a wiarę płytką, tradycyjną, bez entuzjazmu i pragnienia jej pogłębienia. Kiedy dostałem się na studia ekonomiczne i zamieszkałem w akademiku, stwierdziłem, że moi rówieśnicy myślą podobnie, że Bóg w naszym życiu jest tylko pewnym, co prawda, ważnym, ale tylko dodatkiem, polisą ubezpieczeniową na wypadek jakiegoś nieszczęścia, niezdanego egzaminu czy choroby. Ekonomia nie budziła mojego zainteresowania i po roku studiów podjąłem pracę zawodową jako technik mechanik. Wtedy zacząłem stawiać sobie pytania o sens i kierunek życia, o to, czym jest wiara i kim tak naprawdę jest dla mnie Bóg. Te pytania sprawiły że jeszcze podczas studiów zacząłem chodzić do duszpasterstwa akademickiego na spotkania i katechezy. Coś mi wtedy „zagrało” w sercu, pojawił się jakiś mglisty błysk na mojej drodze wiary. Bóg upomniał się o mnie i zapytał, jak kiedyś w raju: Adamie, gdzie jesteś? Mimo pracy zawodowej dalej byłem w DA, zacząłem czytać Pismo Święte i dużo książek re­ligijnych. Pojawiło się pytanie, jak kie­dyś u apostołów: Panie, gdzie miesz­kasz? A Jezus mi powiedział: Chodź i zobaczysz. Więc wyruszyłem w drogę, prowadząc dialog z Panem jak apostołowie idący do Emaus. Pracowałem, pomagając finansowo mojej mamie, opiekowałem się ciężko chorą babcią, chodziłem na Mszę świętą do DA, na rekolekcje dla studentów, uczestniczyłem w katechezach dla młodzieży pracującej, w pielgrzymkach i rekolekcjach ewangelizacyjnych. Wszystko to miało ożywiający wpływ na moją wiarę. Odkryłem moc słowa Bożego, że historia biblijna jest moją własną historią, a odległe czasowo wydarzenia biblijne dzieją się tu i teraz na drodze mojego życia. Czytając i rozważając słowo Boże, przeżywałem porażki i sukcesy różnych postaci biblijnych jak własne doświadczenie. Odnajdywałem w nich radość, pokrzepienie, umocnienie i nadzieję. Przeżywałem z nimi zachwyt Bogiem i smutek upadku. Pismo Święte stało się moim drogowskazem w życiu, światłem w mroku bolesnych doświadczeń, takich jak rozwód rodziców, niepowodzenia na studiach czy wypadek w pracy. Historia zbawienia dotarła w końcu nie tylko do mego intelektu i rozumu, ale i do serca. W pracy miałem kilku kolegów, którzy w podobny sposób szu­kali Boga. Bardzo mi wtedy pomogli. Dyskutowaliśmy również o prze­czytanych książkach. Miałem też kontakt z księżmi, którzy dawali mi moc­ne duchowe wsparcie, udzielali cennych rad i wskazówek. (...)

Pastores poleca