Zastanawiając się nad sposobami funkcjonowania seminariów duchownych, warto pamiętać, że ani Pius XII, ani Paweł VI, ani Jan Paweł II nie odbyli normalnej formacji seminaryjnej. Droga do kapłaństwa każdego z nich była z różnych powodów nietypowa. Czy ten fakt nie odegrał jakiejś znaczącej roli w ich ludzkim i kapłańskim dojrzewaniu?
Seminaryjne życie zbiorowe, w dużej masie, porównywalne z koszarami czy może bardziej z zakonnym regulaminem ogromnego opactwa wytwarza pewne pomocne nawyki i odruchy. Kandydat do kapłaństwa jest wdrożony w rytm modlitwy, studiów i zachowań oraz nabywa świadomości przynależenia do stanu duchownego. Jego osobista więź z Chrystusem jest poprzez te czynniki wychowawcze kształtowana. Przy tym wie on, że rytm seminaryjny to sprawa tymczasowa. Po święceniach jego życie będzie wyglądało nieco inaczej. Jednak w tym okresie życia, kiedy jego koledzy w świecie biorą odpowiedzialność za swoje samodzielne życie, a niekiedy też za życie drugiej osoby, seminarzysta ma zabezpieczone wyżywienie i dach nad głową. Ma też narzucony szczegółowy porządek dnia, co może spowodować u niego pewną infantylizację, zwłaszcza, jeśli ten regulaminowy styl życia potrwa zbyt długo. Dzisiaj na całym świecie opóźnia się wiek wstępowania do seminarium, podobnie jak opóźnia się wiek, w którym ludzie decydują się na małżeństwo. Dominujący relatywizm oraz sceptycyzm poznawczy utrudniają przylgnięcie do prawdy, co powoduje, iż wielu ludzi ma trudności z podjęciem stałej decyzji życiowej. Im seminarzyści są starsi wiekiem, tym bardziej seminaria muszą przepracować swoje funkcjonowanie tak, aby mieli oni autentyczne pola odpowiedzialności i rzeczywiście na miarę swego wieku rozwijali się w płaszczyźnie ludzkiej i duchowej. Zawalczenie o prymat więzi z Chrystusem w życiu musi się dokonywać przede wszystkim przez osobiste decyzje, jakość indywidualnej, a nie tylko zbiorowej modlitwy, zażyłość ze słowem Bożym oraz ciekawość wielkiej tradycji teologicznej, a nie tylko przez zewnętrznie narzucone normy zachowań. (...)