W maju 2010 minie 29 lat od moich święceń kapłańskich. Zostałem wyświęcony w maju 1981 roku. Po dwóch wikariatach przeszedłem do duszpasterstwa akademickiego. Pod moją opieką było 3200 studentów zamieszkałych w pobliskich akademikach. Jednocześnie pomagałem kapelanowi największego szpitala w Poznaniu.
W maju 1993 roku ks. abp Jerzy Stroba, pasterz Kościoła poznańskiego, wyraził wolę objęcia przeze mnie parafii p.w. Maryi Królowej, wyodrębnionej z dwóch innych parafii poznańskich. Zostałem jej pierwszym proboszczem.
Jeśli pojmuje się kapłaństwo jako całkowite oddanie Chrystusowi, jako służbę i ofiarę, to przychodzi krzyż, wielkie cierpienie, ale z krzyżem przychodzi łaska. Jak prawdziwe są słowa, które usłyszał udręczony św. Paweł: „Wystarczy ci mojej łaski” (2 Kor 12,9).
W podtrzymaniu kapłana łaską Pan Jezus posługuje się często innymi ludźmi. Oczywiście, bardzo wiele znaczy dla księdza życzliwość biskupa, pomoc ludzi świeckich, obecność własnych rodziców, zwłaszcza matki, na której kolanach wychowało się niemało gorliwych pasterzy. Wielkim darem na drodze kapłańskiego życia jest przyjaciel kapłan. Jeszcze większym szczęściem jest wspólnota braterska księży. Taką wspólnotą decydującą o moim kapłańskim życiu stało się Stowarzyszenie Kapłańskie Świętego Krzyża przy Prałaturze Opus Dei.
Jeszcze jako chłopiec słyszałem o założycielu Opus Dei, niezwykłym księdzu Josemaríi Escrivie de Balaguerze. Ale były to czasy komunizmu, żelaznej kurtyny. Opus Dei nie było bliżej znane w Polsce. Jako ksiądz diecezjalny szukałem pogłębienia życia duchowego. Czas tych poszukiwań zbiegł się z nowym zjawiskiem pośród części studentów, dla których byłem duszpasterzem. Obok zainteresowanych „nowym”, na przykład Ruchem Światło-Życie, Odnową w Duchu Świętym, pojawiali się coraz liczniej młodzi zainteresowani tradycją chrześcijańską, spragnieni dostojnej liturgii, konkretnych wymagań ascetycznych, oczekujący podnoszenia coraz wyżej duchowej poprzeczki. Odpowiedź i pomoc przyszły przez Opus Dei. (...)