Dziś nikt nie pyta kandydatów do seminariów duchownych o ich poglądy na temat tak zwanych singli; nie pyta się o to także w momencie święceń kapłańskich czy zakonnych. Znikomy procent formatorów i wychowawców przyszłych księży i osób konsekrowanych bierze pod uwagę ten coraz powszechniejszy fakt socjologiczny jako wskaźnik rozeznawania ludzkiego elementu powołania uzdalniającego do celibatu. Oczywistym jest, że powołanie kapłańskie nie jest w całości owocem pracy człowieka ani współpracy kandydata do kapłaństwa i formatora. Jednak – jak uczy mądrość Kościoła – „łaska bazuje na naturze”. Warto zatem zatrzymać się na ludzkim wymiarze powołania kapłańskiego, by dobrze rozeznać ową „glebę”, na której – z pomocą łaski Bożej – ma wzrastać kapłaństwo. Jest to tym bardziej istotne, iż w Polsce cały czas, w znakomitej większości, do seminariów i furt klasztornych pukają nastolatkowie, którzy „dopiero co” stali się dorosłymi w rozumieniu świeckiego prawa, czyli świeżo upieczeni absolwenci szkół ponadgimnazjalnych (choć są w tym samym wieku, co przez ostatnie dziesięciolecia, to całkowicie inni, bo ukształtowani w innym świecie). W ich życiu trwają jeszcze procesy budowania dojrzałości osobowej w różnych jej wymiarach, szczególnie emocjonalnej i społecznej, czyli także zawodowej. Należy zatem przyjrzeć się nie tylko celom deklarowanym, ale zwłaszcza motywom, jakie rzeczywiście towarzyszą decyzjom kandydata do kapłaństwa. Mogą być i bywają one niedojrzałe lub wręcz nienazwane i nieuświadomione przez niego samego. Sferą bardzo wrażliwą i symptomatyczną dla całej pracy formacyjnej i wychowawczej jest rozumienie i rozeznanie swego przyszłego stanu życia; w świecie jest on nazywany coraz powszechniej byciem singlem, w Kościele – powołaniem do bezżeństwa. Trzeba by rozważyć, czy życie samotne, jakie deklaruje młody człowiek, jest rozumiane przez niego w formie „świeckiej” czy „kapłańskiej”. Czy kapłańskie życie nie jest przypadkiem dla niego uświęconą formą bycia singlem? Czy w toku formacji weryfikuje się czy też konsekruje świeckie patrzenie na kapłańską samotność i tożsamość? Jakie konsekwencje w pracy duszpasterskiej może spowodować taki świecki sposób rozumienia kapłańskiej bezżenności? Czy w końcu kryzysy księży zakończone nierzadko porzuceniem stanu duchownego, a pokrywające się z kryzysami przeżywanymi przez osoby świeckie żyjące samotnie, nie są argumentem na rzecz bliższego przyjrzenia się współczesnemu rozumieniu celibatu przez kandydatów do kapłaństwa? Krótko mówiąc, czy rozumienie siebie i społeczeństwa przez singli stanowi pomoc czy przeszkodę w formacji seminaryjnej do celibatu i w późniejszym życiu kapłańskim?