ze STANISŁAWEM CELESTYNEM NAPIÓRKOWSKIM OFMConv, emerytowanym profesorem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, teologiem, konsultorem Rady ds. Ekumenizmu Konferencji Episkopatu Polski, rozmawia Anna Kulczycka
Jakie byłyby pierwsze Ojca skojarzenia związane z tematem: „Biblia a Tradycja”?
Od mniej więcej 45 lat temat: „Biblia – Tradycja” idzie za mną, ze mną i przede mną jak przeznaczenie. Zaczęło się od podjęcia w 1961 roku tematu pracy doktorskiej ze styku mariologia – ekumenizm. Potem były studia nad swoistą tradycją luterańską – chodziło o XVI-wieczne podstawowe księgi symboliczne Kościoła ewangelicko-augsburskiego.
10 stycznia 2008 roku w Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej odbyło się kolokwium habilitacyjne ewangelickiego teologa, ks. Marcina Hintza, który jako rozprawę habilitacyjną przedłożył książkę pt. Etyka ewangelicka i jej wymiar eklezjalny. Jako recenzent uważnie przeczytałem to poważne i ważne (w sensie: doniosłe) teologiczne studium luteranina. Nie po raz pierwszy odniosłem wrażenie, że teologowie luterańscy, którzy jako zasadę przyjęli „Tylko Pismo Święte – sola Scriptura”, a Tradycji nie zaliczają do źródeł teologii, wyżej zdają się cenić Marcina Lutra niż Ojców Kościoła i bardzo się liczą z jego stanowiskiem. Liczenie się w teologii ewangelickiej, zwłaszcza luterańskiej, z Lutrem, jest faktem. Wyrósł on na swoistą mocną tradycję.
Ks. Przemysław Kantyka z Instytutu Ekumenicznego KUL-u specjalizuje się w metodyzmie. Dzieli się podobnym doświadczeniem: „Niby są za sola Scriptura, a powołują się niekiedy bardziej na swoich założycieli niż na Biblię”.
Drugie skojarzenie: nie nauczyłem się języków biblijnych. Bardzo chciałem nauczyć się na teologii w seminarium duchownym języka hebrajskiego. Nie miałem szans. Z greką było dobrze, ale nie aż tak, by można było pracować na greckiej Biblii. Nie umiem „pracować w Biblii”. Czuję się jakoś wobec niej winny. Uciekam do referowania nauczania papieży, teologów, trochę Ojców Kościoła, soborów, także tekstów pobożności ludowej. To wyznanie starego teologa katolickiego o zachodzie słońca niech udrastyczni problem naszej formacji teologicznej. Można usprawiedliwiać sytuację koniecznością specjalizacji oraz możliwością współpracy między różnymi specjalizacjami teologicznymi: „Ty rób swoje. Od Biblii – hebrajskiej i greckiej – są bibliści, od hermeneutyki biblijnej są bibliści. Korzystając z owoców ich fachowości, pracuj nad systematycznym wykładem...”. Teoretycznie brzmi to nawet dość przekonywająco. Gdzież jednak bliższa współpraca dogmatyków z biblistami? Nie pamiętam ani jednego wspólnego sympozjum.
Trzecie skojarzenie: doświadczenia teologicznych dialogów międzykościelnych, zwłaszcza w USA i Grupy z Dombes, o której nasz Rysiu Obarski może opowiadać fascynująco niemal bez końca. Mimo różnych tradycji teologicznych, na płaszczyźnie biblijnej dochodzą do zdumiewających zbliżeń.