HENRYK DZIADOSZ SJ
Apostołowie już na początku istnienia Kościoła zdawali sobie sprawę, że źródłem ich życia jest zmartwychwstały Jezus, że On jest ich Panem, że z tego związku rodzi się ewangelizacja. Wiedzieli również, że nie może być ewangelizacji bez modlitwy i bez karmienia się słowem Bożym. Dlatego wybrali siedmiu diakonów, aby zajęli się obsługiwaniem stołów i rozdawaniem jałmużny, a oni sami oddali się modlitwie i posłudze słowa (zob. Dz 6,1-7).
W życiu księdza, zakonnika, siostry zakonnej czy biskupa modlitwa jest niezbędna jak powietrze do oddychania. W tej modlitwie również my, księża, napotykamy różnorakie trudności. Warto zatem ukazać pięć obszarów, w obrębie których mogą się rodzić największe przeszkody i najpoważniejsze niepowodzenia w modlitwie. Są to jednocześnie te obszary każdej kapłańskiej duszy, gdzie owe trudności mogą być przezwyciężone.
Jeśli ktoś nie straci swego życia
Pan Jezus w rozmowie z uczniami przestrzega ich, aby na modlitwie nie byli gadatliwi jak poganie. Istnieje bowiem zasadnicza różnica pomiędzy modlitwą poganina a modlitwą uczniów Chrystusa. Jaka to różnica? Modlitwa chrześcijańska – jak to trafnie sformułował Stanisław Łucarz SJ – jest traceniem czasu dla Boga. „A czas mój to nic innego jak moje życie, jest więc modlitwa w swej najgłębszej istocie traceniem życia dla Boga, zatem gdzieś w najgłębszej warstwie jest śmiercią.” W tym pewnie trzeba by szukać wyjaśnienia, dlaczego wielu z nas ucieka od prawdziwej modlitwy, dlaczego spychamy ją na margines swojego życia. Instynktownie uciekamy przed śmiercią, nie chcemy tracić czasu, nie chcemy tracić życia. Ochoczo jednak poświęcamy czas temu, co nas buduje, co nam przynosi korzyść, nie tylko materialną. Natomiast wtedy, kiedy tracimy czas, kiedy modlitwa nie przynosi nam wymiernych i odczuwalnych korzyści, skracamy ją albo wręcz opuszczamy. Istotą bowiem modlitwy jest jej paschalny wymiar, czyli wyrzeczenie się siebie. Ktoś, kto nie traci swojego życia, kto kocha je bardziej niż Boga, nie będzie go tracił także na modlitwie. Dla modlitwy niezbędna jest wiara, która daje życie wieczne. Ten, kto ma w sobie życie, może tracić czas, może go rozdawać, może umierać na modlitwie, jak Jezus w Ogrójcu, pijąc kielich cierpienia. Jeśli zatem my, księża, nie będziemy mieli wiary, to nasza modlitwa nie będzie autentyczna; co najwyżej, będzie podszyta strachem, by spełniały się nasze oczekiwania. Dlatego łatwiej uciekać w aktywność, w budowanie kościoła, remonty, podróże, załatwianie różnych spraw, niż modląc się, tracić swoje życie. Modlitwa jest prawdziwym umieraniem, zwłaszcza gdy nie mamy na niej pociechy, gdy odkrywamy bolesną prawdę o swojej grzeszności. Chciałoby się wówczas uciec albo zająć czymś innym. (...)