MARZENNA BŁAWAT
Mówi się, że Dni Kultury Chrześcijańskiej odchodzą spiesznym krokiem w przeszłość i zapomnienie, że ich przestarzała, bogoojczyźniana formuła z okresu komuny dawno się wyczerpała. Dlatego reaktywacja tego rodzaju imprez w demokratycznym państwie nie ma racji bytu ani sensu. A fakty są takie, że Dni Kultury Chrześcijańskiej, mimo przeszkód, braku promocji w środkach społecznego przekazu, trzymają się krzepko i to od lat. W wielu parafiach w Polsce weszły w kalendarz regionalnych imprez i wręcz rozkwitają, obejmując coraz nowsze obszary tematyczne: folklor, zdrowie, historię małej ojczyzny, naszą obecność w Unii Europejskiej, podróże po świecie itd. I słusznie, bo kultura rozumiana szeroko jest taką płaszczyzną, na której krzyżują się problemy i sprawy z wielu dziedzin oraz spotykają się ze sobą najróżniejsi ludzie. Spotkania te zwykle wydają dorodne owoce. „Kiedy myślimy o chrześcijańskiej kulturze – mówił bp Jan Chrapek – to przede wszystkim mamy na uwadze każdą kulturę ludzką, w której zasiane jest i wzrasta ziarno ewangelicznych wartości. I ten proces siania i pomocy we wzrastaniu ziarna ewangelicznych wartości nazywamy inkulturacją. Nie jest więc chrześcijańska kultura jakimś samodzielnym czy wydzielonym bytem, jakąś «zakrystią» czy enklawą, izolowanym od profanum czy świeckości światem, ale jest inspiracją przemieniającą kulturę wchodzącą z już istniejącymi kulturami w jakiś rodzaj dialogu (...). Z samej swej natury chrześcijaństwo ma wchodzić w interakcję z kulturą, (...) abyśmy przenikali ludzkie kultury wartościami ewangelicznymi”. (...)