Wczorajsza liturgia Wielkiego Czwartku koncentrowała się na wspominaniu Ostatniej Wieczerzy Pana wraz z obrzędem obmywania nóg. W rzeczywistości opis Męki Pańskiej zaczyna się właśnie od Ostatniej Wieczerzy, która ukazuje nam, w proroczej zapowiedzi, znaczenie krzyża Chrystusa. Śmierć Jezusa nie jest po prostu zwyczajną śmiercią. Jest to umieranie dla innych, wydanie dla nich własnego ciała i przelanie własnej krwi. Takie jest znaczenie śmierci Chrystusa ogłoszone uprzednio podczas wieczerzy. A w umywaniu nóg widzimy, że Jezus uważał swoją śmierć nie za brutalny kres życia, lecz za akt miłości i służby. Na krzyżu jest On Sługą, który zmywa nasze grzechy swoją krwią. Podobnie więc, jak rozdawanie chleba i wina, również umycie nóg uczniom wskazuje na głębokie znaczenie tego pod innymi względami zwyczajnego ukrzyżowania. Ta wieczerza nie jest więc zwykłą wieczerzą. Jest ona ściśle związana z krzyżem Jezusa. Wieczerza bez krzyża jest po prostu zwyczajnym posiłkiem. Krzyż bez wieczerzy jest po prostu zwyczajną śmiercią. Dziś, w Wielki Piątek, rozważmy znaczenie śmierci Jezusa, które zostało już nam odsłonięte podczas wspominania Ostatniej Wieczerzy.
W Ewangelii według św. Mateusza 27,45-56 spotykamy Jezusa na krzyżu, bliskiego śmierci. Przed ukrzyżowaniem odbył się błyskawiczny proces. Aresztowano Jezusa poprzedniego wieczoru, a kiedy nastał poranek, pospiesznie zaprowadzono Go do sądu. W południe wisiał już na krzyżu. Wszystko działo się z zawrotną szybkością. Niektórzy mówią, że długi, ciągnący się proces jest zwykle znakiem, iż sprawiedliwości nie stanie się zadość. Twierdzą, że sprawiedliwość opóźniona jest porażką sprawiedliwości. Jednak w przypadku Jezusa została ona wymierzona zbyt szybko, by było to względnie uczciwe. Zawrotne tempo procesu pozwala nam wnioskować, że sprawa została przesądzona jeszcze przed aresztowaniem. Dowody nie miały znaczenia. Tak więc Jezus wkrótce zawisł na krzyżu i po trzech godzinach męki wydał ostatnie tchnienie.
Tę samą relację znajdujemy w Ewangelii według św. Marka 15,33-39 oraz w Ewangelii według św. Łukasza 23,44-47. Mateusz i Marek podają, że kiedy Jezus wyzionął ducha, setnik (i jego ludzie) mówili: „Prawdziwie, Ten był Synem Bożym”. Pierwszą osobą, która wyznała prawdę o Jezusie natychmiast po jego śmierci, był setnik. Rzymscy okupanci wyznaczyli go do pilnowania Jezusa. Pod bacznym okiem setnika Jezus nie miał szans na ucieczkę, a Jego przyjaciele na odbicie Go. Jest jednak zastanawiające, że ów strażnik był pierwszym, który odkrył, kim naprawdę był Jezus, i to w chwili Jego śmierci. Ewangelie przekazały nam ten dość kłopotliwy szczegół. Na miejscu Mateusza czy innego z Ewangelistów pominąłbym ten fakt milczeniem. A zamiast setnika pozwoliłbym Piotrowi, Markowi lub innemu z uczniów wyznać jako pierwszemu: „Prawdziwie, Ten był Synem Bożym”. Jednak relacja jest taka, jaka jest, gdyż zawiera prawdę. Przynależność do grona 12 osób z najbliższego otoczenia Jezusa nie była gwarancją osiągnięcia niewzruszonej pewności wiary. Łaskę tę otrzymał setnik, człowiek z zewnątrz. Wersja Łukasza wykazuje pewną różnicę, gdyż setnik mówi: „Istotnie, człowiek ten był sprawiedliwy”. Jeśli nawet w relacji Łukasza setnik nie posunął się aż do wyznania wiary w Jezusa, jednak widząc, w jaki sposób umarł, nabrał przekonania o Jego niewinności.
Setnik był jednym z tych, którzy znajdowali się najbliżej umierającego Jezusa. Według Ewangelii synoptycznych uczniowie Jezusa nie byli obecni przy ukrzyżowaniu. Uciekli ze strachu. Nawet kobiety jedynie przypatrywały się wszystkiemu z daleka. Według Ewangelii Jana (jednak nie według Ewangelii synoptycznych) kobiety, Matka Jezusa i Maria Magdalena, stały u stóp krzyża. Kobiety nie opuściły wprawdzie Jezusa, lecz zachowały pewną odległość od Niego. Wolno nam więc przypuszczać, że jedyną osobą, która znajdowała się w bezpośredniej bliskości Jezusa, kiedy wydawał On ostatnie tchnienie, był właśnie setnik. Kiedy na nowo odkryłem ten aspekt Ewangelii, poczułem szczere współczucie dla Jezusa. W chwili, kiedy miało zostać objawione, że jest On Synem Bożym, Jego najbliżsi przyjaciele ukrywali się, a osoby, które zdecydowały się zostać, przypatrywały się z daleka. Według Ewangelii synoptycznych Jezus umiera, nie mając przy sobie nikogo z bliskich Mu ludzi.
Kim jest Jezus? Kto może wyznać, że On jest Synem Bożym? Kto odkryje prawdę o Jezusie jako o Synu Bożym? Kiedy oglądano Jego cuda, niektórzy z ich świadków mówili, że jest On mężem Bożym. Kiedy słuchano, jak naucza z niezaprzeczalnym autorytetem i mądrością, niektórzy wierzyli, że On jest z Boga. Gdy jednak został przybity do krzyża, wydawało się, że nikt z ludzi nie może już uznać Go za męża Bożego czy głosiciela Bożej mądrości. Przy różnych okazjach, gdy Jezus uzdrawiał, karmił tłumy i głosił Boże miłosierdzie, ludzie zauważali jakoś Jego zażyłą więź z Bogiem. Gdy jednak zawisł bezbronny na krzyżu, uciekli od Niego jak od przestępcy. Nie chcieli, aby rozpoznano w nich Jego przyjaciół.
Niektórzy ludzie twierdzą, że wierzą w Jezusa, ponieważ pobłogosławił im w życiu i to stanowi wystarczającą motywację dla ich wiary. Jeśli jednak twierdzimy, że poznaliśmy prawdziwego Jezusa tylko na podstawie błogosławieństw i łask, których doświadczamy, to być może nie znamy Go jeszcze w pełni. Paradoksalnie tym, którzy mają odwagę patrzeć na cierpiącego Człowieka wiszącego na krzyżu, częściej udaje się, jak setnikowi, wygłosić czyste wyznanie wiary: „Prawdziwie, Ten był Synem Bożym”. Takie wyznanie dokonuje się u stóp krzyża.
W tym miejscu pozwolę sobie puścić wodze wyobraźni. Być może setnik strzegł Jezusa od Jego pojmania w Ogrodzie Oliwnym aż do Jego śmierci na krzyżu. Podczas tych straszliwych ostatnich godzin z życia Chrystusa setnik był świadkiem całej grozy spowijającej to życie, które miało być wydane. Jest to wstrząsająca myśl. Widząc Jezusa zdradzonego, pojmanego, oskarżonego, upokorzonego, odartego z szat i brutalnie przybitego do krzyża, setnik doszedł do wniosku: „Prawdziwie, Ten był Synem Bożym”. Jest to wręcz niewiarygodne. Setnik, którego serce zapewne zdążyło już stwardnieć na widok tak wielu nadzorowanych dotąd krzyżowań, musiał coś zobaczyć w Jezusie. Dlatego też wydarzyło się coś nieoczekiwanego. Pod koniec rutynowej egzekucji setnik złożył wyznanie wiary. Nie było to więc po prostu kolejne ukrzyżowanie. Było to objawienie Syna Bożego.
Czego uczy nas setnik? Co mamy czynić, aby nasz Wielki Piątek stał się również „doświadczeniem setnika” i wyznaniem wiary, a nie tylko odprawianiem tradycyjnych obrzędów? Przedstawię tu trzy propozycje medytacji, opierając się na historii setnika i jego pełnego wiary wyznania, że Jezus jest Synem Bożym.
1. Trzymać straż przy Jezusie
Podobnie jak setnik trzymajmy straż przy Jezusie. Taką wyznaczono mu rolę. Ewangelia Marka mówi nam, że setnik stał naprzeciw Jezusa. Strażnicy pilnujący więźniów ani na chwilę nie spuszczają z oczu tych, których mają strzec. Zawsze muszą być do nich zwróceni twarzą. To właśnie gorliwie wypełniał setnik. Pilnował Jezusa zwrócony ku Niemu wszędzie, gdzie On się znajdował i podczas wszystkiego, co przechodził w ciągu ostatnich 12 godzin swego ziemskiego życia. Było to jego obowiązkiem. Z obowiązku wpatrywał się więc w Jezusa. Przez blisko 12 godzin nie robił nic innego, jak tylko na Niego patrzył. Z konieczności znajdował się w bezpośredniej bliskości Jezusa.
Jednak rola strażnika wymagała od niego nie tylko bliskości, lecz również uwagi. Dobry strażnik jest gorliwy, czujny i uważny. Jego oczy powinny śledzić każdy ruch więźnia. Powinien być maksymalnie skupiony, żeby nie przeoczyć najmniejszego szczegółu. Prawdopodobnie setnik tak właśnie strzegł Jezusa. Uczmy się od setnika zwracać twarzą do Jezusa, strzec Go, patrzeć na Niego, kontemplować Go. Setnik spędził całe godziny, obserwując Jezusa z obowiązku, lecz na końcu kontemplował Go w prawdzie.
Czy my możemy trwać w bliskości Jezusa i patrzeć na Niego z miłością? Istnieje wiele okazji, aby trzymać straż przy Jezusie. Słowo Boże w Biblii jest dane, aby je kontemplować. Jak wiele czasu i uwagi poświęcamy na czytanie Biblii, rozważanie jej, zdumiewanie się Jezusem, który nam się objawia? Czy sakramenty, a zwłaszcza Eucharystia, są dla nas momentem przylgnięcia do Jezusa całą swoją osobą? Czy z radością dostrzegamy Go i kontemplujemy w osobach naszych bliźnich? Czy przyglądamy się uważnie ludziom, aby ujrzeć w nich ślady obecności Jezusa, i to przede wszystkim w głodnych, spragnionych, uwięzionych, ubogich, skrzywdzonych i opuszczonych? Czy odkrywamy Jego obraz w wydarzeniach życia? Każda chwila jest drogą, którą przychodzi do nas Jezus. Czy jednak my jesteśmy na Niego otwarci? Nie chodzi tu nam jedynie o obiektywne, analityczne spojrzenie na Jezusa. Nie chodzi o czysto intelektualne rozważanie słowa Bożego. Nie chodzi o zdystansowane patrzenie na ludzi. Mówimy tu o uwadze niemal modlitewnej, o uwadze, która jest otwarta na to, co przede mną. Setnik mógł nawet nie wiedzieć, co oznacza medytacja czy kontemplacja. A jednak to właśnie czynił. Trwać przy Jezusie, strzec Go, patrzeć na Niego. Tego też właśnie doświadczał: trwał przy Jezusie, strzegł Go, patrzył na Niego i dotykał prawdy o Nim. My, którzy mamy wiedzę na ten temat, nie potrafimy powiedzieć nic więcej na temat znaczenia kontemplacji i medytacji.
Zauważam, że kiedy sprawujemy sakramenty, wielu ludziom jakby brakowało cierpliwości, by długo patrzeć na Jezusa. Spieszą się, by przyjąć sakrament i mieć to już za sobą. Jest to symptom rozwiniętej cywilizacji, która nie wydaje się sprzyjać trwaniu, wpatrywaniu się, obserwowaniu. Nasza kultura jest kulturą ulotnych spojrzeń, pospiesznych pozdrowień i tymczasowych związków. Brakuje cierpliwości, by „tracić czas” ze sobą. Kultura krótkotrwałej uwagi szybko się szerzy, wpływając negatywnie na naszą zdolność długiego i uważnego trwania w relacjach. Czy znajdziemy jeszcze ludzi, którzy, jak setnik, potrafią patrzeć na tę samą osobę przez 12 godzin i dostrzec w niej coś nowego?
Pozwólcie mi odnieść to do jednej z posług w Kościele. Jakie wnioski płyną stąd dla formacji kapłańskiej i zakonnej oraz dla osób, które są odpowiedzialne za tę ważną posługę? Setnik uczy nas wszystkich, zaangażowanych w pracę formacyjną, aby naprawdę być z osobami nam powierzonymi oraz czuwać nad nimi z cierpliwością i uwagą, abyśmy, gdy przyjdzie czas pełnego odkrycia, byli gotowi przyjąć prawdę o nich. Nie prowadźmy naszych wspólnot formacyjnych, kierując się jedynie regułami, ale bądźmy otwarci na każdą z osób. Skutecznym formatorem jest ten, kto potrafi z życzliwością obserwować innych w taki sposób, że nikt nie boi się prawdy o sobie. W seminarium staram się wsłuchiwać w śmiech kleryków. Czasem ich śmiech jest, jak to nazywam, śmiechem nerwowym, pełnym napięcia. Przy innych okazjach ich śmiech jest niewinny, czysta dziecięca radość. By jednak to zobaczyć, w każdym przypadku muszę ofiarować im swą zatroskaną, zainteresowaną, zaangażowaną i rozeznającą obecność. Jak może nam zostać objawiona prawda, jeśli nie jesteśmy na nią otwarci?
Nie znam imienia setnika, lecz wiem, że on uczy nas praktykować w naszym życiu chrześcijańskim kontemplację, uwagę, cierpliwość, pokorę i miłujące spojrzenie, na które zasługuje Jezus, na które zasługuje słowo Boże, na które zasługują sakramenty, na które zasługują nasi bliźni, na które zasługują nasi umiłowani ubodzy. Aby móc przyjąć objawienie tego, kim jest Jezus, potrzebujemy bowiem, oprócz łaski, także kontemplacyjnego spojrzenia na Jezusa w krzyżach, których doświadczamy, oraz w wielorakiej Jego obecności. Spędzaj bezcenny czas z Jezusem. Nie spiesz się. Trwaj przed Nim i rozkoszuj się Jego obecnością. Czyń jak setnik, a zostaniesz zaskoczony. Poznasz Jezusa na nowo i to tak, jakbyś poznawał Go po raz pierwszy.
2. Co zobaczył setnik?
Co zobaczył setnik w ciągu tych 12 godzin straży nad Jezusem? Co widział, stojąc naprzeciw Niego? Mówiąc najkrócej, setnik zobaczył grozę cierpienia i ukrzyżowania poprzedzającego śmierć Jezusa. Był naocznym świadkiem zadawanych Jezusowi tortur. Musiał zauważyć upokorzenie i samotność przeżywane przez Jezusa, gdy Jego przyjaciele zdradzili Go i uciekli. To, co w nim szlachetne, musiało wzdrygać się na widok Judasza podchodzącego do Jezusa i dającego mu czuły na pozór pocałunek, jaki często wymieniają przyjaciele, jednak tym razem był to akt zdrady. Być może zadawał sobie pytanie, dlaczego Judasz wydając Jezusa posłużył się tym świętym znakiem, kiedy mógł zwyczajnie wskazać Jezusa przybyłym po Niego żołnierzom. Pewnie zastanawiał się również nad tym, dlaczego grono przyjaciół Jezusa tak szybko przestało się interesować Jego losem i wszyscy rozpierzchli się z lęku o własne życie. Setnik był świadkiem wygłoszonego w Sanhedrynie steku kłamstw, aby w ogóle można było postawić Jezusowi jakieś zarzuty. Był obecny, gdy Piłat powiedział: „Ja nie znajduję w Nim żadnej winy”. Był też obecny, gdy Piłat musiał ulec wrzawie tłumu, pomimo braku rzeczywistych dowodów winy Jezusa. Setnik był świadkiem, jak ludzie wyśmiewali Jezusa, pluli na Niego, odarli Go z szat i ukrzyżowali. Był świadkiem słów: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”. Usłyszał: „Dziś ze Mną będziesz w raju” i „Pragnę”. Usłyszał wyraźnie: „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego”. Był tam, chłonąc każdy widok i każde słowo.
Gdybym to ja znajdował się na miejscu setnika i zapytano by mnie, co widziałem, odpowiedziałbym: „Widziałem niewiarygodne okrucieństwo. Jeszcze nigdy w życiu nie widziałem takiego okrucieństwa. Nigdy w życiu nie widziałem takiej zdrady. Nie wiedziałem, że przyjaciele mogą być względem siebie aż tak nieludzcy. Nie widziałem dotąd, żeby ludzie szli na aż taki kompromis, by poświęcić ludzkie życie. Nie mogę uwierzyć, że ludzie są zdolni do takiej podłości. Jest to coś, czego nigdy nie zapomnę”. Myślę jednak, że setnik dodałby jeszcze: „Nigdy nie widziałem takiej miłości w krzyżowanych przez nas przestępcach. Po raz pierwszy zobaczyłem niewiarygodną, nieprawdopodobną miłość, miłość do Boga, który wydawał się tak odległy, oraz miłość do bliźnich. On błagał Ojca o przebaczenie dla swoich nieprzyjaciół. Nigdy nie widziałem, by wśród posuchy zła rozkwitła taka miłość. Ze wszystkich stron dobiegały mnie szyderstwa i kłamstwa, lecz od tego człowieka imieniem Jezus słyszałem tylko słowa wierności. Wszędzie ludzie wykrzykiwali swoje «nie» Jezusowi, «nie» Jego Bogu, «nie» Jego królestwu, lecz od Niego słyszałem wciąż: «tak» Tobie, Ojcze, «tak» wam, moi bliźni, «tak» mojej misji. Jak to się mogło stać? Nie spodziewałem się znaleźć miłości na tym potwornym krzyżu nienawiści i przemocy. A jednak znalazłem miłość, miłość niezachwianą, miłość, która odmawia śmierci, miłość mocną jak stal wobec zła, lecz delikatną wobec tych, których kocha”.
Setnik być może płakał nad światem, nieszczęsnym, grzesznym światem. Odczuwał głęboki smutek z powodu obojętności i przemocy, rozpętanych przez grzeszną ludzkość. Niewykluczone jednak, że setnik płakał także z wdzięczności za to, że w tym straszliwym miejscu grzechu spotkała go łaska stania się świadkiem tajemniczego objawienia czystej miłości. Krzyż, który przypieczętowywał winę przestępców, tym razem potwierdził niewinność Jezusa. Nienaruszona miłość i niezachwiana wierność względem Boga, bliźniego i swojej misji, oczyściła Jezusa w oczach setnika: „Istotnie, człowiek ten był sprawiedliwy”. To niemożliwe, żeby tego rodzaju człowiek był w stanie zaplanować i wykonać to, o co go oskarżają. Jest niewinny – to jego przeciwnicy są winni. Jednak setnik nie tylko wydał właściwy osąd w sprawie Jezusa, ale wyznał wiarę w Niego. Ujrzał w Nim kogoś więcej niż człowieka sprawiedliwego. Uznał w swoim sercu, że człowiek, który potrafi przetrwać taką grozę z nadzieją oraz pokonać takie zło łagodnością i miłością, może pochodzić jedynie od Boga. Gdyż tylko Bóg i ci, którzy są z Boga, potrafią zachować silną nadzieję i miłość w obliczu zła.
Złączmy się z setnikiem w czuwaniu nad Jezusem i zobaczmy to, co on zobaczył. Wzdrygajmy się na widok grozy, jaką sieje zło. Podziwiajmy cud nieskażonej miłości. I ufajmy, że wraz z setnikiem ujrzymy raz jeszcze, co znaczy niewinność i jakie jest prawdziwe oblicze Boga. Bądźmy tam obecni.
3. Przemienieni przez Jezusa
Wpatrujmy się w Jezusa wiszącego na naszych osobistych krzyżach, na krzyżach naszych rodzin i przyjaciół, na krzyżach ubogich, na krzyżach naszego narodu, na krzyżach rodziny ludzkiej i na krzyżach stworzenia. Myślę, że będziemy w stanie lepiej poznać Jezusa, patrząc na Niego jako na współczującego towarzysza wielu krzyżowanych dziś ludzi i stworzeń. Miejmy też nadzieję, że kontemplując Go, doświadczymy przemiany. Ludzie i rzeczy, którym poświęcamy swój czas, wywierają na nas wpływ i zmieniają nas, nawet jeśli my nie zawsze to sobie uświadamiamy. Jeśli spędzam coraz więcej czasu, otwierając się na Jezusa, On będzie kształtował mnie na swoje podobieństwo. Jeśli przez większość czasu wpatruję się w moje dochody i stan posiadania, zmienią one mój pogląd na życie i moją hierarchię wartości. Jeśli kontempluję władzę i prestiż, moje pragnienia stopniowo ukierunkują się na ich zdobycie. Kiedy jednak spędzam czas z ogromną rzeszą niewinnych ofiar naszych czasów, pozwala mi to dotykać Jezusa, który zna ich cierpienia i łzy, gdyż sam wziął je na siebie, przemieniając w nadzieję i miłość. Czuwając przy naszych cierpiących bliźnich możemy, jak setnik, przemienić się w odkrywców prawdy i głosicieli wiary. A wówczas, jak ufamy, ludzie widząc naszą nadzieję w dźwiganiu własnego krzyża i miłość, z jaką pomagamy innym dźwigać ich krzyże, ujrzą w nas oblicze Syna Bożego. Staniemy się setnikami wpatrującymi się w Jezusa na Jego krzyżu i na naszych krzyżach. Módlmy się, aby inni, patrząc na nas, podobnie jak setnik doszli do wiary, że Syn Boży przyszedł naprawdę, a Jego zbawienie jest realną rzeczywistością.
z angielskiego tłumaczyła
Mira Majdan
[1] Konferencja wygłoszona w Wielki Piątek, 6 kwietnia 2007, w Tagaytay, w kaplicy Sióstr Służebnic Ducha Świętego od Wieczystej Adoracji.