Od Redakcji Lektury Drodzy Czytelnicy! W drugiej pieśni Sługi Pańskiego czytamy: „Próżno się trudziłem, na darmo i na nic zużyłem me siły” (Iz 49,4a). Bezowocny wysiłek nie jest „przywilejem” duchownych w zdechrystianizowanych społeczeństwach. Od samego początku Biblia wyraźnie charakteryzuje dwa stany ducha: poczucie próżnego trudu i radość z owoców pracy. Z kolei Trito-Izajasz nadzieję na powrót z wygnania wiąże z Bożą obietnicą: „Nie będą się trudzić na próżno ani płodzić dzieci na zgubę, bo plemieniem błogosławionych przez Pana są oni sami i potomkowie ich wraz z nimi” (Iz 65,23). Jednak perspektywa owocnego trudu nie rodzi się w okresie powygnaniowym.
Z Pierwszej Księgi Królewskiej dowiadujemy się między innymi o historii proroka Eliasza. W pewnym momencie prorok przeżył moment skrajnego załamania i w swej bezsilności modlił się o śmierć, po czym skrajnie wyczerpany i znużony położył się pod drzewem i zasnął. Anioł Pański obudził go i wskazał mu pokarm: chleb i dzban wody. Eliasz mocą tego pokarmu nabrał sił i szedł 40 dni do Bożej góry Horeb, gdzie przeżył odnawiające go spotkanie z Bogiem (1 Krl 19,1-18). Tradycja Kościoła widzi w podarowanym Eliaszowi pokarmie jedną z zapowiedzi Eucharystii.
Kiedy sił brakuje, od razu nasuwają się pytania: „Co zrobić? Jakich szukać rozwiązań?”. Tak postawione pytania koncentrują uwagę na zamartwianiu się, że brakuje... i na liczeniu rąk do pracy. Czy jednak nie należy pytać wpierw o same siły: „Jakich sił brakuje? O jakie siły chodzi?”. Tak postawione pytania inaczej ukierunkowują poszukiwania.
Na ogół nie lubimy kryzysów. Wolimy spokojne żeglowanie po bezpiecznych i przewidywalnych wodach życia. Chyba że nieco adrenaliny, drobne przygody od czasu do czasu, żeby nie było nudno... Osoby, które wolą nieustanne wyzwania, należą wszak do mniejszości. Tymczasem życie obfituje w kryzysy i nie sposób ich uniknąć. Jak sobie z nimi radzić? Psychologia oferuje tu wiele cennych podpowiedzi, a jako chrześcijanie również posiadamy w tym zakresie duchowy arsenał. Choć odpowiedzi na pytanie: „Dlaczego?” mogą się pojawić dopiero po wielu latach, skutkiem ubocznym naszych kryzysów bywa dojrzałość i duchowy wzrost.
Słowa te pochodzą z modlitwy króla Ezechiasza (Iz 38,9-20). W 2 Krl 20 król mówi o sobie, że był wierny, czynił, co jest dobre w oczach Boga. Trzymał się mocno Jego dróg (Syr 48,17). W Nim pokładał nadzieję, do Niego przylgnął. Pan był z nim we wszystkich jego działaniach i planach. Izajasz pisze, że Ezechiasz zachorował śmiertelnie i prorok zakomunikował mu: „Rozporządź domem twoim, bo umrzesz – nie będziesz żył” (38,1). Król nie godzi się z Bożymi wyrokami, modli się i rzewnie płacze, prosząc, by Bóg cofnął swój wyrok.
W wietrzny, listopadowy dzień starszy mężczyzna, członek Akcji Katolickiej, przy stoliku, wystawionym w pobliżu wejścia do kościoła, zachęca wiernych, żeby włączyli się do Margaretki, czyli Krajowego Duszpasterstwa Apostolatu Modlitwy za Kapłanów. Ochotnikom wyjaśnia sens i rodzaj zaangażowania, wpisuje księdza i dzień tygodnia, w którym mają się modlić, wręcza blankiet. Dlaczego uznał, że warto to robić, poświęcać czas i ryzykować zdrowiem? Wystarczy wymiana kilku zdań, żeby się zorientować, że motywacja starszego człowieka jest mocna. „Księża bardzo potrzebują dziś wsparcia modlitewnego, więc trzeba się angażować, takie czasy” – wyjaśnia.
Tego ranka monsignore Jacobis obudził się w dobrym humorze. Zerwał się z łóżka bez ociągania, tak jak wiele lat wcześniej nauczył się w seminarium. Z tym samym co niegdyś zapałem ukląkł przed Ukrzyżowanym i podziękował za to, że go stworzył, uczynił chrześcijaninem, osłaniał w nocy. Teraz w piżamie, która jeszcze zapewniała mu ciepło, właśnie oddawał się goleniu. Nie używał zwykłej pianki. Działała szybciej, ale nigdzie nie musiał się spieszyć. Wiele lat temu uległ modzie i zaczął się golić maszynką elektryczną. Szybko wrócił do pędzla i pojemniczka z kremem do golenia. Od tej pory golenie stało się jego prawdziwą, osobistą liturgią, zadbaną w najdrobniejszych szczegółach, jak liturgia w kościele. Pomagała mu skoncentrować się i przygotować do odważnego wejścia w nowy dzień.
Witold Gombrowicz, pytany przez ks. Janusza Stanisława Pasierba o cel tworzenia literatury pięknej, stwierdził, że służy ona „do utrudniania życia”1. Z pewnością nie da się zamknąć w tym jednym stwierdzeniu całej twórczości literackiej, istnieją wszak książki pisane choćby „ku pokrzepieniu serc”. Prawdą jest jednak, że dobra literatura najczęściej nie ułatwia życia, ale je utrudnia, bo skłania człowieka do bardziej zniuansowanego spojrzenia na sprawy, które widział do tej pory w sposób uproszczony, i zmusza go do postawienia pytań, których nigdy wcześniej sobie nie stawiał.
Gdyby Ksiądz Biskup miał spojrzeć po latach na drogę swojego powołania, jakie etapy by na niej wyróżnił?
Może najpierw uporządkujmy pojęcia: „religia”, „katecheza”. W szkole są lekcje religii. Jak się to ma do katechezy?
Wśród słów Jezusa przekazanych nam przez Jana Ewangelistę znajdujemy uroczystą, tajemniczą, a zarazem wstrząsającą zapowiedź: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto we Mnie wierzy, będzie także dokonywał tych dzieł, których Ja dokonuję, a nawet większe od tych uczyni, bo Ja idę do Ojca” (J 14,12). Co znaczą te słowa? Jest raczej nieprawdopodobne, by Jezus abdykował tu z funkcji Zbawiciela świata, pozostawiając ją swoim uczniom.
Aby podjąć refleksję na temat przeżyć Jonasza, zwłaszcza w trudnych momentach jego misji prorockiej, kiedy wadził się z Bogiem, oburzał, a nawet był śmiertelnie zagniewany, należy dokonać krótkiego wprowadzenia w tematykę emocji i uczuć. Choć w specjalistycznej literaturze psychologicznej coraz częściej rezygnuje się z rozróżnienia między emocjami i uczuciami, to jednak z perspektywy teologicznej, jeśli chcemy przyjrzeć się bliżej przeżyciom proroka Jonasza, czyli człowieka powołanego przez Boga, dokonanie takiego rozróżnienia jest uzasadnione.
Morze w biblijnych tradycjach, zarówno Starego, jak i Nowego Testamentu, ma przynajmniej potrójną symbolikę. Po pierwsze, jest synonimem zła, także osobowego, czyli Szatana. Morze postrzegano jako mieszkanie demonów (Dn 7,2-3; Ap 13,1). Z tej racji złe duchy zamieszkujące stado świń wpadają w morze, czyli wracają do właściwego sobie miejsca pochodzenia i zamieszkiwania.
„Pójdźcie wy sami osobno na pustkowie i wypocznijcie nieco” – tak Jezus zachęcał uczniów do chwili oddechu po spełnionej misji głoszenia słowa (Mk 6,31). Odpoczynek jest nie mniej istotnym elementem życia w posłudze księdza niż praca katechetyczna czy duszpasterska. Jezus musiał mieć tego świadomość, skoro spracowanym i wciąż jeszcze rozentuzjazmowanym uczniom zalecił odpocząć. Nie zależało Mu na tym, by w misji głoszenia Ewangelii zostali „wyciśnięci jak cytryna”, ale miał na względzie ich dobro na wszystkich poziomach.
Od początku pontyfikatu papieża Franciszka było widoczne, że wiara to dla niego nie tyle intelektualne dociekania, ile raczej pewne emocjonalne poruszenia. Do teologów „zza biurka”, którzy posługują się abstrakcyjnymi, niezrozumiałymi dla „zwykłych” ludzi formułami i bardziej przypominają biblijnych faryzeuszy oraz uczonych w Prawie, nakładających ludziom na barki ciężary nie do uniesienia niż uczniów Chrystusa, adresował on wielokrotnie cierpkie słowa.
Co to jest błogosławieństwo? Co to znaczy udzielać błogosławieństwa? Chcąc odpowiedzieć na te pytania w sposób prosty, ale nie trywialny, należy odwołać się najpierw do ogólnej idei błogosławieństwa, bez której nie jesteśmy w stanie zrozumieć błogosławieństw udzielanych w Kościele Chrystusowym. Paradygmat błogosławieństwa, najszerzej rozumianego, obejmuje stwórczy, zbawczy i uświęcający dar Boga oraz pełną wdzięczności i uwielbienia Boga odpowiedź człowieka (uświęcenie i kult).
(…) Kiedyś myślałem, że będę kapelanem do końca mojej posługi kapłańskiej, ale Pan Bóg miał inne plany i choć miałem być w szpitalu przez rok, udało mi się to zadanie podejmować przez ponad 13 lat. Po osobistym rozeznaniu zdecydowałem, by spotkać się z moim przełożonym i zasygnalizować, że jestem zmęczony, że potrzebuję odpoczynku i zmiany posługi. Zostałem ciepło przyjęty, wysłuchany, jednak miałem wrażenie, że nie jestem do końca rozumiany. (…) Koledzy księża dziwili się, że nie zabiegałem o to, żeby być proboszczem. Kiedy zostałem dyrektorem diecezjalnej Caritas, doszły nowe obowiązki i jeszcze większa odpowiedzialność za dzieła miłosierdzia. Dalej jestem asystentem osób niepełnosprawnych. Jednak po kilku latach ja i moi przyjaciele asystenci zaczęliśmy przeżywać ogromne trudności w towarzyszeniu naszym niepełnosprawnym przyjaciołom. Wiedzieliśmy, że będą starzeć się szybciej niż my. Odkąd w college’u nawróciłem się na katolicyzm, zawsze byłem świadomy całkowitej zależności od Boga, postrzegając ten fakt jako nieodłączną cechę kondycji ludzkiej. Wierzyłem w słowa Jezusa: „beze Mnie nic nie możecie uczynić” (J 15,5), ale ta prawda mieszała się w moim umyśle z pewnym kłamstwem. Zostałem wychowany zgodnie z amerykańskim stereotypem człowieka, który wszystko zawdzięcza własnej pracy i sam rozwiązuje wszystkie problemy. Kiedy sprawy nie układają się pomyślnie, nie okazuje słabości, tylko działa jeszcze intensywniej. Jako chrześcijanin zmodyfikowałem tę zasadę na: działa i modli się jeszcze intensywniej. (…) „Jądro ciemności” – to znane określenie sytuacji w Kongu za czasów terroru na prywatnych posiadłościach króla Leopolda (rządził w latach 1885-1908). Praktykowano tu obcinanie ramion mężczyznom zbyt wolno pracującym na kolonialnych plantacjach. Jedynie z przyczyn pragmatycznych zaprzestano tych tortur, bo zorientowano się, że zaczyna brakować rąk do pracy. Emblematyczną postacią jest tu bł. Izydor Bakanja, zakatowany w 1887 roku przez belgijskiego właściciela za noszenie szkaplerza i zachęcanie kolegów w udręce do odmawiania Różańca.
Wszystko zaczęło się od woli Pana, ale i od działania człowieka. Już w latach szkoły średniej i studiów spotkałem wspaniałych duszpasterzy, którzy stali się na tamtym etapie moimi przewodnikami. Pokazali mi Kościół i do niego przybliżyli. Dzięki nim dostrzegłem w Kościele instytucję i wspólnotę przyjazną – taką, w której warto żyć i której warto służyć. Gdy doszedłem do matury, wydawało mi się, że jestem powołany do seminarium i kapłaństwa, ale Pan pokazał wyraźnie – nie!
Teologia, która powinna być wiarą szukającą zrozumienia, czasem przypomina raczej szukanie uzasadnień dla wątpliwości podkopujących wiarę. Proces ten widoczny jest także w nurcie poszukiwań „historycznego Jezusa”, które często negują wiarygodność Ewangelii i starają się dowieść, że boska tożsamość została przypisana Jezusowi wiele lat po Jego śmierci przez gorliwych, ale mijających się z prawdą wyznawców, i że On sam prawdopodobnie nie uważał się za Boga. Brant Pitre w przejrzysty i przekonujący sposób, znany już polskiemu czytelnikowi z poprzednich książek, jak choćby Jezus i żydowskie korzenie Eucharystii, dowodzi błędności takich zapatrywań.
Księga Koheleta wskazuje na marność i przemijanie, czyli nietrwałość wszystkiego, i pustkę, jaka po tym zostaje. Prawda, że „wszystko jest hewel, ulotne jak dym”, niesie pocieszenie i obietnicę. Przemija bowiem wszystko „oprócz Boga i prawdy Bożej” – szczęścia, które będzie trwać przez całą wieczność. Autor opisuje doświadczenie szukania Boga po omacku, tu, na ziemi, szukania szczęścia w Bogu na różnych duchowych ścieżkach, w zmaganiach z samym sobą, przez namysł nad ludzką kondycją i życiowymi prawdami, dzięki napotkanym ludziom i ich historiom.
Autor książki przez 33 lata pracował na misjach w Brazylii. Opublikował wiele pomocy duszpasterskich. Ponad 12 lat reda-gował komentarz do Magnificat i wydał go w miejscowym języku. Motywem przewodnim jego studiów, wykładów, misji ludowych, refleksji i lektur było odkrywanie znaczenia Pieśni Matki Jezusa – rewolucyjnej dla kształtowania pobożności i wiary. Józef Grzywacz CSsR zwrócił także uwagę na społeczny wymiar słów Maryi, z którą Kościół wyśpiewuje świętość, sprawiedliwość i miłosierdzie Boga.
Miały być wspaniałymi platformami komunikacji. Miały łączyć ludzi bez względu na odległość. Miały ułatwiać kontakty i wymianę informacji. Miały służyć do dzielenia się refleksjami, opiniami, pasjami. Słowem, miały być technologicznym wsparciem budowania globalnej wspólnoty opartej na wartościach demokratycznych.
|
Pastores poleca |