Jedna z największych mistyczek w dziejach Kościoła, „mistrzyni pięknej modlitwy”, pierwsza kobieta ogłoszona doktorem Kościoła. 15 października wspominamy św. Teresę od Jezusa (Teresę z Ávili), dziewicę. Jest patronką pisarzy hiszpańskich i cierpiących na bóle głowy.
Teresa urodziła się 28 marca 1515 r. w hiszpańskiej Ávili. Była szóstym z jedenaściorga rodzeństwa. Wychowywała się w rodzinie szlacheckiej, w której panowała atmosfera religijna. Biografowie Teresy odnotowują, że mając zaledwie 7 lat, pod wpływem lektury „Żywotów świętych”, postanowiła uciec z bratem do Afryki, aby dla Jezusa ponieść tam śmierć z rąk niewiernych (zatrzymano ich kilka kilometrów od domu).
Jako dziecko bardzo mocno przeżyła też śmierć matki. „W swoim utrapieniu – napisze po latach – udałam się przed obraz Matki Bożej i rzewnie płacząc, błagałam Ją, aby mi była matką. Prośba ta, choć uczyniona z dziecięcą prostotą, nie była daremną, bo ile razy w potrzebie polecałam się Matce Bożej, zawsze doznawałam jej pomocy”.
Dorastającą córkę ojciec oddał na wychowanie siostrom augustiankom, choć ona sama, jak powie, nie znosiła wówczas życia zakonnego. Z drugiej strony, mimo że wyrastała na wyjątkowo piękną i inteligentną kobietę, nie widziała się też w małżeństwie. Przebywając u augustianek powoli dojrzewa do życia zakonnego, czemu kategorycznie sprzeciwia się ojciec. Po raz drugi ucieka więc z domu. I tym razem pomaga jej jeden z braci (wstąpi później do dominikanów): „Mam jeszcze żywo w pamięci – czytamy w jej wspomnieniach – co działo się we mnie, gdy opuszczałam dom ojca. Doznałam wówczas takiego wewnętrznego rozdarcia, że nie sądzę, iż w godzinie śmierci mogłoby być gorsze. [...] Przywiązanie do ojca i rodzeństwa, i rozstanie z nimi tak ciężką we mnie wzbudzało wewnętrzną walkę, że gdyby mi Pan nie pomógł, wbrew najlepszym chęciom, nie starczyłoby mi sił do uczynienia tego kroku”.
Z „Autobiografii” św. Teresy od Jezusa: „Dla kogo Chrystus jest przyjacielem i wielkodusznym przewodnikiem, ten wszystko potrafi znieść. Jezus sam przychodzi mu z pomocą, dodaje sił i nie opuszcza nikogo. […] Bardzo często sama tego doświadczałam. […] Czegóż więcej moglibyśmy pragnąć, niż mieć u boku tak wiernego przyjaciela, który nie opuści nas w trudnościach i utrapieniach, jak zwykli to czynić ziemscy przyjaciele. Szczęśliwy ten, kto miłuje prawdziwie i szczerze, i kto jest z Nim zawsze”.
Wstąpienie do Karmelu w Ávili nie kończyło jej wewnętrznych zmagań. Najpierw jednak musiała się zmierzyć z ciężką chorobą. Podczas jednego z ataków malarii uznano ją za zmarłą i przygotowano grób. Gdy jakimś cudem obudziła się z letargu, opowiadała, że w krytycznym momencie choroby zwróciła się do św. Józefa: „To on sprawił, że podniosłam się z łoża”. Przyjaźń Teresy ze św. Józefem była zdumiewająca. Teologowie opowiadają, że to ona właśnie wydobyła go z „zapomnienia”, z drugiego planu, gdzie dotychczas pokornie egzystował w Kościele. Największą próbę przeszła jednak wtedy, gdy postanowiła zreformować swój zakon, wracając do pierwotnej Reguły Karmelu. Projekt klasztoru, w którym siostry żyłyby z jałmużny, nie opuszczały klauzury i nie posiadały przywilejów, wzbudził gwałtowny opór nie tylko sióstr, ale także władz świeckich i duchownych. Przeciwko Teresie pisano paszkwile i skargi do Rzymu. Nie zrezygnowała jednak z reformy, znosząc dzielnie, przez długie lata, szyderstwa i szykany. W końcu dopięła swego. Do dnia śmierci udało jej się założyć 32 odnowione klasztory.
Pan Bóg doświadczał ją nieustannie: trapiły ją choroby, ale i nie mniej ciężkie cierpienia duchowe: oschłości, skrupuły, osamotnienie. Nie zamknęła się jednak w sobie i nie zgorzkniała pod wpływem tych doświadczeń. Co więcej, umiała cieszyć się życiem, tryskała radością i żartami. W czasie rekreacji potrafiła wziąć bębenek i kastaniety, by śpiewać przy nich i tańczyć. Była człowiekiem „doskonale zintegrowanym”: choć w każdej dziedzinie wyjątkowa, w żadnej nie przesadna. Mistyczka, a zarazem świetna organizatorka, poetka, a zarazem znakomita kucharka (siostry cieszyły się, gdy miała dyżur przy garnkach), ascetka, zadziwiająca umartwieniami, ale i smakosz dobrych potraw (na uwagę jednej z sióstr, że daje tym zły przykład, odpowiedziała wesoło: „Siostro, chwal życzliwość Pana i zapamiętaj: jak pokuta, to pokuta, a jak kuropatwa, to kuropatwa”!).
Na polecenie spowiedników spisała swoje przeżycia duchowe: „Autobiografię”, „Drogę do doskonałości”, „Twierdzę wewnętrzną”, pisma, które stały się podręcznikami modlitwy i życia duchowego (pod ich wpływem nawróciła się m. in. Edyta Stein). W uznaniu dla wartości ascetycznych i literackich tych dzieł, dzięki którym nazywana będzie „mistrzynią pięknej modlitwy”, papież Paweł VI ogłosił św. Teresę od Jezusa (pierwszą kobietę na świecie!), doktorem Kościoła, nadając jej tytuł „doktora mistycznego” (Doctor mysticus) 27 września 1970 r.
Zmarła 4 października 1582 r. w Alba de Tormes w Hiszpanii w wieku 67 lat. Jej śmierć, podobnie jak całe jej życie, nie była wolna od paradoksów: 4 października 1582 r., gdy gasło jej życie, dokonano korekty kalendarza, usuwając z niego 10 dni. W wielu biografiach – i nie jest to pomyłka – możemy więc przeczytać, że św. Teresa od Jezusa zmarła w nocy z 4 na 15 października. Na zakładce znalezionej po śmierci w jej brewiarzu, zapisane były słowa, którymi jeszcze dzisiaj modlą się młodzi ludzie, na przykład w Taizé: „Nada te turbe, nada te espante, solo Dios basta” („Niech nic cię nie smuci i nic nie przeraża; gdy wszystko przemija, Bóg jest niezmienny. Jemu zaufaj, nic ci nie grozi, Bóg sam wystarczy”). Beatyfikował ją Paweł V 24 kwietnia 1614 r., a kanonizował Grzegorz XV 12 marca 1622 r. Jej relikwie znajdują się w Alba de Tormes w kościele Zwiastowania NMP przy klasztorze karmelitańskim.
Ta, która pod wpływem „Żywotów świętych” chciała umrzeć za wiarę, a pod wpływem „Wyznań” Augustyna, dokonała rewizji swego życia, powiedziała kiedyś, że świętych trudno jest naśladować, ponieważ są dla nas, jakby „o jeden numer za wielcy”, stąd w ich duchowych szatach trudno nam się odnaleźć. W szatach św. Teresy z Ávili, utkanych ze szczerej i zdrowej pobożności („jak pokuta, to pokuta, a jak kuropatwa, to kuropatwa”), wszyscy chyba czulibyśmy się dobrze…
Ks. Arkadiusz Nocoń - Watykan