Stajemy w zadumie wdzięczności za ogrom dobra, jakie dokonało się przez jego posługę jako człowieka, lekarza, kapłana i biskupa – powiedział abp Tadeusz Wojda SAC w kazaniu Mszy świętej pogrzebowej śp. abp. Henryka Hosera SAC.
Publikujemy pełny tekst kazania:
Kazanie na pogrzeb
Ś.p. Ks. Abpa Henryka Franciszka Hosera
Biskupa Seniora Diecezji Warszawsko-Praskiej
Eminencjo, Najdostojniejszy Księże Kardynale,
Ekscelencje, Czcigodni Księża Arcybiskupi i Biskupi,
Drodzy Bracia w kapłaństwie, Siostry zakonne i osoby konsekrowane,
Czcigodni przedstawiciele Kościołów i wyznań
Szanowni przedstawiciele Izb Parlamentarnych, Władz Administracji Państwowej i Samorządowej,
Umiłowani w Chrystusie Siostry i Bracia,
Droga Rodzino zmarłego Abpa Henryka
Czcigodni Goście!
Św. Paweł w dzisiejszym drugim czytaniu przypomina: „Wiemy bowiem, że jeśli nawet zniszczeje nasz przybytek doczesnego zamieszkania, będziemy mieli mieszkanie od Boga, dom nie ręką uczyniony, lecz wiecznie trwały w niebie” (2 Kor 5,1).
Słowa te wprowadzają nas w dzisiejszą uroczystość pogrzebową ś.p. Arcybiskupa Henryka Franciszka Hosera, pallotyna, kapłana, misjonarza, biskupa – seniora diecezji warszawsko-praskiej, specjalnego wizytatora apostolskiego w Mediugorje.
Odszedł do Pana w godzinach popołudniowych w piątek, 13 sierpnia 2021 po długim zmaganiu się z ciężką chorobą.
Jeszcze niedawno, zaledwie pod koniec lipca, odwiedziłem go w Ołtarzewie. Cierpienie i ból odmalowywały się na jego obliczu, ale zachowywał całkowity spokój i pogodę ducha. Chętnie, jak zawsze, rozmawiał na różne tematy, pytał, komentował, formułował trafne oceny, dawał cenne sugestie. W rozmowie wybrzmiewało jego bogate doświadczenie życiowe, zgromadzone w różnych krajach i na różnych kontynentach. Był wykwintnym obserwatorem otaczającej nas rzeczywistości, którą potrafił analizować, trafnie ocenić i rzeczowo o niej mówić. Był też człowiekiem bardzo oczytanym. Obficie korzystał z literatury historycznej i współczesnej dotyczącej dziedzin jego osobistego zainteresowania ale też tematów bieżących wyzwań i problemów społecznych, etycznych, teologicznych czy pastoralnych.
Zdradzał nieugiętą chęć do pracy, ale też był świadomy swoich problemów zdrowotnych. Dodał nawet, że chyba zmierza ku końcowi i że jest gotów na wszystko jeśli taka jest wola Boża. Starałem się dodać mu otuchy, mówiąc że czekają na niego w Mediugorje, że tam jest jeszcze wiele pracy i że modlą o jego zdrowie…
Powtórzyłem mu to jeszcze raz przez telefon na początku sierpnia z Mediugorje. Dziękował, ale był już bardzo słaby, mówienie sprawiała mu trudność. W szpitalu lekarze, ks. Prowincjał Zenon i S. Elżbieta robili co mogli, aby mu ulżyć w cierpieniu. Niech Bóg im za to wynagrodzi.
Dzisiaj myślę, że rzeczywiście wyczuwał zbliżający się kres swojego życia, że był świadomy iż dobiegało końca jego czuwanie na tej ziemi. Wyczuwał palącą moc słów Jezusowych z dzisiejszej Ewangelii: „Bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie” (Łk 12, 40), i rzeczywiście był gotowy na spotkanie ze swoim Mistrzem, któremu zawierzył całkowicie i do końca swoje życie i swoją posługę jako kapłan w Stowarzyszeniu Apostolstwa Katolickiego i jako następca Apostołów.
Stajemy więc dzisiaj w zadumie, by choć przez chwilę jeszcze przedłużyć wspomnienie jego życia, życia nader bogatego i oszlifowanego miłością i cierpieniem jak Boży diament, którego pięknem wielu się syciło. Stajemy w zadumie wdzięczności za ogrom dobra, jakie dokonało się przez jego posługę jako człowieka, lekarza, kapłana i biskupa. Stajemy wreszcie w zadumie nad jego postawą wiernego sługi, czuwającego dniem i nocą i oczekującego swego Pana aż przyjdzie.
To jego czuwanie rozpoczęło się 27 listopada 1942 roku, kiedy przyszedł na świat w Warszawie, jako syn Janusza i Haliny. Rodzice, solidnie wykształceni i duchowo uformowani, od najmłodszych lata ukazywali mu fundamenty życia. Niestety niedługo cieszył się obecnością ojca, który zginął w pożodze wojennej w 1944 r. Rodzina tymczasowo przeniosła się do Pruszkowa, gdzie młody Henryk ukończył szkołę podstawową i Liceum. Potem podjął studia na Akademii Medycznej w Warszawie, uzyskując – w 1966 r. – dyplom z medycyny.
Dociekliwe poszukiwanie prawdy i sensu życia, które towarzyszyły mu od najmłodszych lat, postawiło go w czasie studiów przed potrzebą konfrontacji w swoim życiu fides et ratio. W ówczesnym kontekście powszechnej propagandy komunistycznej nie było to łatwe. Znaleziony consensus między wiarą, nauką i życiem otwarł mu drogę do kapłaństwa, w którym odczuwał potrzebę uzupełnienia misji lekarza misją kapłańską. W ten sposób pragnął pełniej i lepiej służyć innym, troszcząc się o zdrowie ich ciała i zdrowie ich duszy.
Pan Bóg zrozumiał to pragnienie i obdarował go powołaniem kapłański i dorzucił mu jeszcze dar powołania misyjnego, aby, jak kiedyś Apostołów, posłać go aż na krańce świata.
W roku 1968 wstąpił więc do Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego (Księża Pallotyni), składając 8 września 1970 r. pierwszą profesję zakonną. Odbył studia z filozofii i teologii w Ołtarzewie, w Wyższym Seminarium tegoż Stowarzyszenia. 16 czerwca 1974 r. otrzymał święcenia kapłańskie z rąk Ks. Bpa Władysława Miziołka.
Formacja i studia w Seminarium pallotyńskim mocno zakorzeniły w jego sercu charyzmat św. Wincentego Pallottiego. Zawsze podkreślał swoją przynależność do rodziny pallotyńskiej. „Drugą rodziną była mi wielka rodzina pallotyńska – mówił na krótko przed odejściem z diecezji warszawsko-praskiej na emeryturę -, ona ukształtowała moją osobowość kapłańską. Ona mnie zachwyciła charyzmatem św. Wincentego Pallottiego, który jest charyzmatem powszechnego apostolstwa. Wszystko, co robiłem, było w duchu tego charyzmatu. Od Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego uzyskałem bardzo wiele dobra, zaufania i wdzięczności” (27 XI 2017).
Ubogacony pallotyńskim charyzmatem, rusza „aż na krańce świata”. Tak rozpoczyna się jego bogata i wielowymiarowa posługa zarówno w ramach Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego jak i Kościoła Powszechnego. Jest ona odzwierciedleniem słów z dzisiejszej Ewangelii: „Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie! A wy [bądźcie] podobni do ludzi, oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze” (Łk 12, 35-36).
Przepasane biodra w znaczeniu ewangelicznym, to symbol gotowości do realizacji misji, wyzbycie się tego wszystkiego, co mogłoby opóźnić krok, utrudnić drogę. To też znak odwagi w pełnieniu powierzonych zadań zgodnie z wolą Bożą. Biodra przepasane to również znak przymierza z Bogiem, całkowite przylgnięcie do Boga: „Albowiem jak przylega pas do bioder mężczyzny, tak przygarnąłem do siebie cały dom Izraela i cały dom Judy; wyrocznia Jahwe; by były dla Mnie narodem, moją sławą, moim zaszczytem i moją dumą” – czytamy w Księdze Jeremiasza (13,11).
Podobnie i „zapalona pochodnia” jest oznaką gotowości do niesienia światła, aby rozświetlać ścieżki i drogi własnego i innych życia, tak by nie błądzić i nie zboczyć z drogi. „Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca, który jest w niebie” – zachęcał Jezusa: (Mt 5,16).
Taka właśnie była postawa Zmarłego abpa Henryka. Zapalał w sobie światło Boże nieustannym trwaniem na modlitwie, na medytacji, na zgłębianiu Pisma Świętego. Był rozkochany w Słowie Bożym, zgłębiał je. W czasie roku Sabatycznego udał się do Ojczyzny Jezusa – Jerozolimy, aby oddać się studium Pisma Świętego. Dzięki temu, jego kazania, głębokie i bogate, były zawsze mocno osadzone w Piśmie Świętym. Głosił homilie każdego dnia wydobywając z czytań mszalnych myśli i wskazania, które były prawdziwymi perłami. Szkoda, że nikt tych homilii nie nagrywa, wyznała kiedyś z troską p. prof. Półtawska. Wiedział i rozumiał, że kapłan – pasterz i przewodnik musi świecić światłem, które czerpie z Pisma Świętego, w przeciwnym razie stanie się ślepym przewodnikiem w ciemnej nocy.
Przepasany pasem Bożej miłości, z zapaloną pochodnią Bożego światła, szedł tam, gdzie Bóg go posyłał, aż na krańce świata.
Początkowo tymi krańcami świata stał się Czarny Kontynent – Afryka, a dokładniej Rwanda. Przez blisko 21 lat pełni tam wiele ważnych i odpowiedzialnych posług, funkcji i stanowisk. Jest duszpasterzem, proboszczem, organizatorem sesji formacji apostolstwa świeckich, promotorem apostolstwa słowa drukowanego, a także przełożonym Pallotynów, członkiem różnych Komisji przy miejscowym Episkopacie, i nie tylko.
Wobec ogromu potrzeb miejscowej ludności pogrążonej w biedzie podejmuje działania jako lekarz, organizuje ośrodek medyczny, pozyskuje lekarstwa, leczy i oferuje pomoc sanitarną. Wie, że to właśnie w tych prostych, podstawowych gestach i czynach dobroci wobec najbardziej potrzebujących dokonuje się pierwsza ewangelizacja. Z czasem jego działalność koncentruje się coraz bardziej na rodzinie doświadczonej różnego rodzaju kryzysami. Realizuje szereg programów pro-rodzinnych, pośród których najbardziej znany to Action Familiale – Akcja Rodzinna. Otacza rodzinę szeroką opieką duszpasterską, pomaga małżeństwom w planowaniu rodziny, udziela fachowej pomocy medycznej. Sam św. Jan Paweł II, spotykając Pallotynów, nie jeden raz pytał o ks. Hosera i jego pracę. Jako ekspert od rodziny uczestniczy w I i II Specjalnym Zgromadzeniu Synodu Biskupów poświęconych Afryce oraz w Synodzie poświęconym Rodzinie.
Jest również postrzegany jako znawca problematyki misyjnej, kwestii kulturowych i etnicznych Rwandy. Potrafi oceniać sytuację i patrzeć w przyszłość, czego potwierdzenie można znaleźć w listach kierowanych do przełożonych Polskiej Prowincji Pallotynów. W jednym z nich pisał: „Jest jeden warunek, że pomoc SAC Kościołowi rwandyjskiemu zapisze się na trwałe w jego historii. Tym warunkiem – [to] jak najszybsze zdobycie powołań miejscowych. Nasz czas, Europejczyków w Afryce jest policzony. Przyszłość nie należy do nas. Tymczasem zaś opatrzność daje nam wielką szansę” (List z 1976 r.).
Lata pobytu ks. Hosera w Rwandzie mocno zapisały się w pamięci wielu misjonarzy polscy i nie tylko. Z wielką wdzięcznością wspominają czasy, kiedy Perre Henri – jak go nazywano – pracował na Gikondo, w Kigali – stolicy Rwandy. Zawsze otwarty, życzliwy, towarzyski, z ciętym poczuciem humoru, chętnie dzielił swój czas i doświadczenia z innymi. Gikondo było rodziną. Misjonarze chętne tu się pojawiali, by odpocząć, porozmawiać na różne tematy, podzielić się trudnościami, zapytać o coś, bądź też skorzystać z medycznej pomocy. A on, kiedy dostrzegał bratnią misjonarską duszę, z dozą humoru i radości dodawał „i tuś mi jest bratem”.
Po powrocie z misji posługuje we Francji i Belgii. Również i tu szybko daje się poznać jako wytrawny misjonarz zawsze gotowy do współpracy.
Szczególnym momentem było wyniesienie ks. Hosera w dniu 22 stycznia 2005 roku do godności arcybiskupiej i powołanie go do posługi w strukturach Papieskich Dzieł Misyjnych i Kongregacji ds. Ewangelizacji Narodów. Sakrę biskupią przyjął 19 marca 2005 roku, a jako dewizę biskupią przyjął zawołanie: Maior est Deus – Bóg jest większy. W nowej roli promuje dzieło misyjne, mówi o jego nowych wyzwaniach, odwiedza kraje misje, troszczy się o pozyskiwanie na rzecz misji szeroko rozumianego wsparcia duchowego, ideowego, teologicznego oraz materialnego. Misjonarze nazywają go „przyjacielem misji”, który rozumie misje i wie jak im pomagać.
W roku 2008 Opatrzność wiedzie go z powrotem do Polski i wskazuje posługę biskupa diecezjalnego diecezji warszawsko-praskiej. Daje się poznać jako człowiek szerokich horyzontów, zatroskany pasterz o swoją trzodę duchową, rozumiejący nowe wymogi duszpasterskie, potrzebę szerokiej współpracy ze świeckimi, konieczność tworzenia ośrodków duszpasterskich młodzieży promieniujących młodymi błogosławionymi i świętymi, czy wreszcie większego umisyjnienia Kościoła lokalnego. Jest to możliwe przy szerokiej współpracy z kapłanami i świeckimi, którym daje przestrzeń do działania, rozwijania własnych inicjatyw, chętnie słucha pomysłów i daje zielone światło do ich realizacji. Podobnie jak kiedyś w Rwandzie, mocno stawa na duszpasterstwo rodzin i na tworzenie ośrodków formacji przyszłych małżonków w duchu nauczania św. Jana Pawła II.
W tym samym czasie pełni też różne funkcję w Episkopacie. Jest członkiem Komisji Duszpasterstwa i Rady ds. Rodziny, Rady stałej KEP, Rady Fundacji „Dzieło Nowego Tysiąclecia” oraz Przewodniczącym Zespołu Ekspertów ds. Bioetycznych. Ta ostania funkcja przysparza mu nie mało trudności. Jako ekspert w zakresie bioetyki i lekarz doskonale rozumiał, czym jest fenomen ludzkiego życie, jaką wartością jest ludzkie ciało, czy rodzicielstwo. Wielokrotnie podkreśla, że każde poczęte życia ma prawo do istnienia, do narodzenia się, bo jest ono największym darem Boga. „Obrona każdego ludzkiego życia była dla niego sprawą priorytetową, której towarzyszyła konkretna argumentacja medyczna, prawna, teologiczna i moralna” – wspomina prof. Andrzej Kochański, członek Zespołu Ekspertów ds. Bioetycznych KEP. Bronił tej prawdy, nawet jeśli spotykał się z niezrozumieniem i ostra krytyką jej przeciwników. Jego głos „pozostał na zawsze wyrazistym głosem Kościoła na straży godności człowieka i wartości ludzkiego życia – dodaje inny profesor, ks. Bortkiewicz.
Wierny sługa nigdy nie spoczywa, ale czuwa aż do przyjścia Pana. Te słowa Jezusa jeszcze raz sprawdziły się w życia abpa Hosera. On sam kiedyś wyznał: „Nigdy nie wybierałem i nigdy nie prosiłem, zawsze przyjmowałem co przełożeni mi zlecili”. Tym razem, w 2017 roku, już jako Biskup Senior, na prośbę papieża Franciszek udał się do Mediugorje, aby podjąć opiekę duszpasterską nad przybywającymi tam pielgrzymami. Również i w Mediugorje jego posługa jest nieoceniona i wiele należałoby o niej powiedzieć.
13 sierpnia 2021 Pan odwołał go z ziemi, aby zaprosić do stołu w chwale niebieskiej. Zapowiedziany w dzisiejszej Ewangelii Syn Człowieczy przyszedł i go zabrał. Pozostaje smutek, ale też i głęboka nadzieja chrześcijańska, że Ten, Który dokonał w nim dobrego dzieła, teraz obficie mu wynagrodzi i przyjmie go do wiecznej radości.
Drogi Henryku, Bracie w Kapłaństwie i Biskupstwie, Przyjacielu i Misjonarzu, z serca Ci dziękujemy za dar Twojego życia, posługę i wszelkie dobro, i prosimy, aby Dobry Bóg przyjął Cię do swojej chwały. Amen.
Abp Tadeusz Wojda SAC