Nawet okazyjnie chodzącym po Tatrach zdarzyło się to widzieć: kilka pochylonych nad kimś osób, po chwili krzyk: jest tu może lekarz!? Za chwilę kontakt z TOPR, nadlatujący śmigłowiec, chmura piachu i drobnego żwirku w promieniu kilkuset metrów, desant w bezpiecznej odległości, przygotowanie poszkodowanego i kolejne kroki... Albo akcja w ścianie, prowadzona w ekstremalnych warunkach. Albo akcja w jaskini, kiedy to wydobycie grotołazów oznacza najczęściej wyścig z czasem. Ktoś potrzebuje pomocy i ktoś z tą pomocą przychodzi.
Bo każdy z blisko 200 obecnie czynnych ratowników Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego kiedyś złożył uroczystą przysięgę: „Dobrowolnie przyrzekam pod słowem honoru, że póki zdrów jestem, na każde wezwanie Naczelnika lub jego Zastępcy – bez względu na porę roku, dnia i stan pogody – stawię się w oznaczonym miejscu i godzinie odpowiednio na wyprawę zaopatrzony (...) w celu poszukiwań zaginionego i niesienia mu pomocy”. O takich ludziach jest ta książka. Napisana przez dziennikarkę, autorkę m.in. poruszającego wywiadu-rzeki Jak wysoko sięga miłość z nieżyjącą już Ewą Berbeką, wdową po Macieju Berbece. Postanowiła opowiedzieć o tych, którzy o sobie mówić nie lubią. Jako pierwsza skłoniła blisko 50 ratowników do opowieści o trudach ich pracy, o sukcesach, porażkach, wątpliwościach, o tym, co ich motywuje, co smuci i złości (tropiciele sensacji, media, które „bezczelnie zawracają głowę”, pytania w rodzaju: „Gdzie jest miejscowość Bula pod Rysami?”, ale i sprawy dużo poważniejsze, jak przeciążenie sieci i kłopoty z zasięgiem), i o czym nigdy nie zapomną (śmierć w Tatrach dzieci i kolegów na służbie). Przechodzą wieloetapowe zdobywanie uprawnień ratowniczych, okresowe treningi sprawnościowe, a potem siedzą, czekają, są w pełnej gotowości – na wezwanie. Bywa, że długo, długo nic, a potem, nagle, cztery poważne wezwania w ciągu trzech minut... Nawet jeśli z początku mają syndrom pana Boga, z wiekiem i wraz z nabywaniem doświadczenia, a przede wszystkim w konfrontacji z grozą Tatr, pokornieją. Mówią o odwadze, ale i o strachu chroniącym przed brawurą, także o adekwatnej do akcji „terapii grupowej”... Niejeden z nich w sytuacji awaryjnej ma przekonanie, że musi zrobić wszystko, co umie, i że reszta jest w rękach Stwórcy. Mimo ścisłych procedur, są zdolni do działań ponadstandardowych: serce Kasi, jednej z czworga grotołazów, porwanych w 2015 roku w Wielkiej Świstówce przez lawinę, podjęło pracę – sprawa absolutnie niebywała! – po blisko siedmiu godzinach reanimacji, prowadzonej przez niemal połowę tego czasu w skrajnie trudnych górskich warunkach. Niekiedy, mimo morderczej walki o człowieka do końca, wracają z akcji jedynie z jego ciałem. Zdarza się jednak, że nie wracają w ogóle. Książka, pierwsza z autorskiego cyklu publikacji poświęconych Pogotowiu, to kopalnia wiedzy na temat jego historii, różnych sektorów ratownictwa górskiego (w tym rodzącej się w strasznych bólach sekcji jaskiniowej, z niezawodnymi po dziś dzień – tak, tak! – telefonami na korbkę), milowych kroków w ratownictwie, pokonywania ograniczeń sprzętowych, minimalizowania ryzyka. Zawiera pasjonujące, także dramatyczne, wręcz przerażające relacje z wypraw, ale i dowcipne opowieści o niefrasobliwych ceprach i kombinatorach. Dostarcza wielu rad i konkretnych wskazówek dla turystów i wspinaczy. Możemy się też z niej dowiedzieć o związku dramatycznych wydarzeń pod Szpiglasową Przełęczą w grudniu 2001 roku z wdrożeniem zintegrowanego systemu leczenia hipotermii. Również o poszukiwaniu do toprowskiej służby psów, charakternych, z mocnym łowieckim instynktem, uczeniu ich wszystkich ważnych zachowań i radzenia sobie z trudnymi sytuacjami (trudno im np. oswoić się ze śmigłowcem, który dla nich jest „potężnym ryczącym ptaszyskiem”), a także o trosce o nie, gdy są już na psiej emeryturze. Można przy lekturze tej książki głośno się pośmiać, jak i bardzo mocno wzruszyć. Dosłownie ze ściśniętym gardłem czyta się o wypadku Sokoła w Dolinie Olczyskiej 11 sierpnia 1994 roku, kiedy to poderwało się na równe nogi całe Zakopane, a „do świata bez męża i ojca wróciły cztery żony i dziewięcioro dzieci”. A ich koledzy i następcy, pasjonaci Tatr i niesienia pomocy, fachowcy o stalowych nerwach, gotowi są na gigantyczne wyzwania, „bez względu na porę roku, dnia i stan pogody...”.


af



Pastores poleca