Współcześnie Nagroda Nobla w dziedzinie literatury kojarzy się z preferencją dla światopoglądu liberalnego czy lewicowego oraz z niechęcią wobec dzieł nawiązujących do chrześcijaństwa czy tworzonych w jego kontekście. Dlatego dla wielu niemałym szokiem był Nobel z 2023 roku, który przypadł w udziale katolikowi, w dodatku mocno zaznaczającemu w swojej twórczości wątek religijny. Jon Fosse to nie tylko pisarz-katolik, ale też pisarz katolicki, jeśli rozumiemy przez to kogoś, kto inspiracji do twórczości literackiej szuka w wierze i czyni z niej istotny wymiar swojego przekazu.
Ponieważ taka właśnie osoba otrzymała najbardziej prestiżową nagrodę literacką na świecie, wielu katolików w Polsce z pewnością będzie chciało sięgnąć do wydanych po polsku pierwszych dwóch tomów najważniejszej powieści autora. Trzeba jednak nastawić się na lekturę niełatwą. Nie mamy tu do czynienia z klasyczną prozą, lecz z techniką strumienia świadomości. Czytelnik może mieć początkowo trudność z czytaniem książki, w której nie ma ani jednej kropki. Trudne może być też to, że w dziele nie znajdziemy opisu pełnej napięcia akcji, ale zwykły dzień z życia owdowiałego malarza, pracującego w samotności nad nowym obrazem. Owo życie przenika się z życiem drugiego malarza, który nosi to samo imię, co główny bohater. Kim jest drugi Asle? Czy to alter ego tego pierwszego? Czy symboliczny wyraz tego, że życie mogło potoczyć się zupełnie inaczej? Bo gdy pierwszy Asle odnajduje pokój w wierze i sztuce, ten drugi dotknięty jest nałogiem alkoholowym, tragiczną samotnością i rozbitymi więziami rodzinnymi. Fosse zdaje się pytać, od czego naprawdę zależy życie człowieka. Czy kluczowe są nasze wybory, czy może raczej kształtujące nas doświadczenia, stanowiące nasz los? Szukając razem z autorem odpowiedzi na to pytanie, nie zostajemy sami. Towarzyszy nam Bóg, którego główny bohater książki nieustannie wzywa, modląc się. Asle, podobnie jak sam Fosse, nawraca się na katolicyzm. Znajduje ukojenie w takich praktykach, jak Różaniec czy modlitwa Jezusowa. Modli się zarówno w języku ojczystym, jak i po łacinie. Robi to rano, wieczorem, w ciągu dnia. Modlitwa przenika życie malarza i nadaje mu rytm. Nie jest tanim środkiem uspokajającym czy odrywaniem się od spraw doczesności. Jest wpisana w ciąg myśli, w dynamikę dnia. Asle nie modli się obok swoich spraw, ale w nich. Ostatecznie Fosse przedstawia chrześcijaństwo nadziei, pozbawione moralizatorstwa. Dla swojego przyjaciela tkwiącego w nałogu bohater książki ma tylko miłosierdzie. Grzeszne i poplątane ludzkie drogi znajdują spełnienie w Bogu, o którym Fosse opowiada w duchu teologii negatywnej: „Bóg niczym nie jest, jest oddzielony od tego, co stworzone, co zawsze ma jakąś granicę, a On jest poza czasem i przestrzenią, jest czymś, czego nie potrafimy sobie wyobrazić, On nie istnieje, nie jest żadną rzeczą, to znaczy niczym, mówię, no i mówię, że nic, żadna rzecz, nie istnieje sama z siebie, bo to Bóg sprawia, że coś w ogóle istnieje, bez Boga nic by nie istniało”. To ten Bóg jest ratunkiem grzesznika, sensem sztuki i sensem życia.

mw

Pastores poleca