(…) Najtrudniej jest w ogóle zacząć modlić się w ciszy. Choć może jeszcze trudniej – wytrwać w tym postanowieniu... Od razu piętrzą się trudności: brak czasu (choć to nieprawda), brak motywacji, brak owoców („co mi to da?”, „tracę tylko czas”) itp. I bardzo szybko człowiek poddaje się. „Przecież się modlę! I to o wiele więcej niż średnia krajowa!” – wmawia sobie. Jeśli ulegnie temu przeświadczeniu, to koniec z nim. Trudności są po to, by sprawdzić, czy naprawdę mu zależy. Jasno i krótko pisze w tej kwestii jeden z Ojców Kościoła, Pseudo-Makary Egipski: „Najważniejszą rzeczą spośród wszystkich dobrych starań, a także szczytem właściwych dokonań jest wytrwałość w modlitwie. Kto trwa na modlitwie, a więc wybrał główne ludzkie działanie, powinien też podjąć zdecydowaną wewnętrzną walkę i niestrudzony wysiłek. Przeciwko wytrwałości staną bowiem liczne przeszkody stawiane przez zło: senność, zniechęcenie, ociężałość ciała, rozbieganie myśli, niestałość umysłu, wewnętrzne rozluźnienie i inne zasadzki szatana. Dojdą do tego ataki i napór złych duchów, które zawzięcie walczą przeciwko nam i rozbijają nas od wewnątrz. Ten, kto poświęca się modlitwie, powinien umacniać się, podejmując wszelki wysiłek i czujność, cierpliwość i walkę duchową oraz trud ciała. Dzięki temu nie ustanie w swym dziele”2. Jezus zaś powiedział krótko: „Kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony” (Mt 24,13). Najważniejsza jest zatem decyzja, by podjąć modlitwę wewnętrzną i wytrwać w niej każdego dnia. To zaś zależy tylko od nas. Nie martwmy się, owoce przyjdą później, w swoim czasie. (…)