Z BP. JANEM PIOTROWSKIM, biskupem kieleckim, rozmawia Anna Foltańska
(...) Co na misjach było najtrudniejsze?
Misjonarz mierzy się z różnymi trudnościami, ale Pan Bóg daje łaskę. Na pewno ważnym narzędziem pracy i komunikacji jest język, a w Afryce zawsze potrzebny jest drugi albo i trzeci język. Dla księży tarnowskich w Kongu języki te, przynajmniej w wymowie, nie były aż tak trudne. Udało mi się dość szybko opanować język munukutuba z południowego Konga, będący też jednym z oficjalnych języków w mediach. Możliwość bezpośredniej rozmowy z ludźmi w ich języku i bycie z nimi w wydarzeniach radosnych i trudnych, kiedy się łzy leją, to wielki dar. Do trudności należy, oczywiście, zaliczyć sytuacje obiektywne, jak klimat, stan pogody. Po tamtej stronie równika święta zarówno Bożego Narodzenia, jak i Wielkanocy wypadają w porze deszczowej, co jest sporym utrudnieniem duszpasterskim. W jedno Boże Narodzenie huragan spłatał nam figla i musieliśmy się chować, kiedy nasza „cabane” uległa zniszczeniu. Misje, o czym nie raz mówiłem, mają swoją ekonomię. Gdyby tak wszystko „wyliczyć”, to nie warto jechać. Jest sporo nieprzewidywalności, łapie się na przykład malarię, a Pan Jezus mówi: „Idźcie i głoście!”. Misje wyprowadzają człowieka z przestrzeni drobiazgowości, a spotkanie z człowiekiem potrafi zrekompensować wiele uciążliwości. (...)