(…) Do szpitala trafiłem we wtorek i w tym samym dniu przyszedł szafarz z Komunią świętą. Myślałem, że będę mógł przyjmować Jezusa w Eucharystii codziennie, jednak w środę, w dniu operacji, szafarza nie było; podobnie w czwartek, piątek i w kolejnych dniach. Myślałem, że w niedzielę na pewno przyjdzie. Nie przyszedł.


Moja kiepsko funkcjonująca głowa nie wpadła na to, żeby poszukać kontaktu do szpitalnego kapelana. W końcu to zrobiłem. Znalazłem w internecie telefon do niego i zadzwoniłem. Dawno nie przeżyłem tak wielkiej, emocjonalnej radości ze spotkania z Jezusem w Komunii świętej. Jednak wcześniej Jezus także przychodził do mnie, ale w innej postaci. Codziennie, jeszcze przed świtem przychodziły na salę panie, które myły pacjentów. Proste, wesołe kobiety, mówiące gwarą podkrakowską. Dawały uśmiech, dobre słowo, wymieniały brudną pościel, nacierały plecy jakimś specyfikiem, żeby nie było odleżyn. Zobaczyłem w tych kobietach Jezusa, który właśnie przez ich słowa i gesty przychodził do mnie z pomocą. Był obecny w troskliwych pielęgniarkach, we wspaniałych lekarzach, w niesamowitej pani dietetyczce, wyjątkowej pani rehabilitantce, która uczyła mnie na nowo chodzić, w cudownych, dobrych, pięknych osobach. No i przede wszystkim w mojej żonie, która całkowicie poświęciła się dla mnie. Z jednej strony doświadczyłem wielkiego cierpienia, strachu, niepewności, a z drugiej zostałem zalany ogromem miłości ze strony bliskich i nieznanych mi ludzi.
Po operacji jedną z dolegliwości stała się bezsenność. (…)

SYLWESTER SZEFER

Więcej przeczytasz w najnowszym numerze kwartalnika PASTORES 102 (1) Zima 2024.

Pastores poleca