Po wydarzeniach 24 marca 1944 roku w Markowej k. Łańcuta wielu przypomniało sobie przypowieść Jezusa o bliźnim, czyli o miłosiernym Samarytaninie. Ten fakt nie dziwi, bo rzeczywiście mieszkańcy czteroipółtysięcznej wioski stanęli przed wyjątkowym wyzwaniem: jak zachować się wobec śmiertelnie zagrożonych Żydów podczas okupacji niemieckiej? Przed wojną było ich tam około 120 w 30 rodzinach. Mieli swoje domy i gospodarstwa. Część z nich zajmowała się handlem.
W 1942 roku okupanci w akcji pod kryptonimem „Reinhardt” (na cześć zabitego przez czeskich partyzantów szefa Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy) postanowili zidentyfikować Żydów, aby ich złapać i wywieźć do obozów zagłady. Najbliższy był w Bełżcu. Wpierw wywieźli Żydów z Lublina, a potem ze Lwowa. W całej akcji wymordowano blisko 2 mln osób. Część Żydów z Markowej uciekła do innych miejscowości lub schroniła się w okolicznych lasach.
Jakakolwiek pomoc ze strony Polaków zagrożona była karą śmierci. Markowianie w większości nie dali się zastraszyć. W takich okolicznościach Józef i Wiktoria Ulmowie dali półtora-roczne schronienie ośmioosobowej rodzinie Grünfeldów, Didnerów i Goldmanów. Owej wiosny wszyscy oni zostali rozstrzelani wraz z Ulmami. Upamiętnia to Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej im. Rodziny Ulmów w Markowej.
Domostwa Żydów w Markowej były rozlokowane w różnych częściach wsi. Żyli obok innych, których mogli nazywać… (…)
KAZIMIERZ PEK MIC, teolog-dogmatyk, profesor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, kierownik Sekcji Teologii Dogmatycznej. Ostatnio opublikował m.in. książki: Beata Patrum i Totus Tuus renewed – John Paul II.
Więcej przeczytasz w najnowszym numerze kwartalnika PASTORES 97 (4) Jesień 2022.