(…) Często jestem adresatem pytań: „Jak możesz pracować w takim miejscu?”, „Jak sobie radzisz w tych doświadczeniach?”. No cóż, muszę zgodnie z prawdą powiedzieć, że o własnych siłach sobie nie radzę. Bez perspektywy wiary, zaufania w Boży plan i Bożą opiekę prawdopodobnie nie mógłbym pracować w takim miejscu. Wydaje mi się, że racjonalne próby oswojenia cierpienia czy zrozumienia go nie są możliwe. Jak można pojąć cierpienie noworodka? Tę tajemnicę da się tylko przyjąć wiarą.
Jako człowiek starający się żyć wiarą, to znaczy próbujący odczytywać codzienność w świetle Bożego słowa, ufam, że droga cierpienia ma głęboki sens. W końcu Chrystus właśnie tę ścieżkę wybrał jako narzędzie zbawienia, zna cierpienie i cierpiących. Towarzyszenie osobom w tym doświadczeniu uczy, że część z nich – jak rodzice wspomniani na początku – potrafi szybciej dostrzec dalszą perspektywę cierpienia. Okazuje się, że przemienia ono postawy, pozwala głębiej zrozumieć innych, otwiera serce, uzdalnia do służby. Są również osoby, które nie potrafią samodzielnie udźwignąć ciężaru cierpienia, ranią siebie i innych, dając sygnały, że potrzebują pomocy.
Trzeba wielkiej pokory i delikatności, by wypowiadać się na ten temat. Nie jestem ani psychologiem, ani teologiem, mam świadomość, że moje spojrzenie jest subiektywne. Mam jednak przekonanie, że po wielu latach „dotykania” cierpienia, towarzyszenia cierpiącym znalazłem się w swoistej szkole cierpienia. Poznaję je w wielu odsłonach, studiuję w wielu twarzach. Dopiero teraz mogę zacząć opisywać swoje refleksje i świadczyć – teraz, gdy sam trochę mniej obawiam się konfrontacji z cierpieniem w mojej pracy. Ufam, że może to będzie pomocne dla czytających te słowa.
Zanim opowiem, czego się nauczyłem z wielką pomocą mojego powiernika i przyjaciela, czyli mojej żony, oraz księdza, mojego kierownika duchowego, chcę… (…)
Więcej przeczytasz w najnowszym numerze kwartalnika PASTORES 97 (4) Jesień 2022.